sobota, 28 marca 2015

Rozdział dwudziesty czwarty


,,Odważny nigdy się nie poddaje"

-Amanda!-Gdzieś w oddali ciemnego korytarza usłyszałam krzyk Akera. Szybko zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do krat celi. W oddali dostrzegłam znajomą mi postać. Jego kroki odbijały się głuchym echem w lochach.
-Aker!-Wykrzyknęłam i mocniej zacisnęłam ręce na kratach.
Szybko podbiegł do mnie i chwycił moją twarz w objęcia.
-Całe szczęście, że nic ci nie jest-odparł patrząc na mnie tymi swoimi niebieskimi oczyma.
-Coś chyba poszło nie tak-odparłam, lekko się uśmiechając. Odparł tym samym i puścił moją twarz.
-Wszystko pod kontrolą. Już niczym się nie martw-odparł i nagle poczułam silny ból w okolicy brzucha. Szybko powędrowałam tam ręką i dostrzegłam krew. Podniosłam wzrok na Akera. Stał w tym samym miejscu co przedtem trzymając w ręce nóż, z którego na posadzkę skapywała moja krew. Łapczywie łapałam powietrze. Kolana się pode mną ugięły. Krew coraz szybciej wypływała z rany. Oczy się zamknęły, a moja głowa upadła na posadzkę z głucho rozchodzącym się echem.
Ostatnie co widziałam, to oddalający się anioł.
Wszystko skończyło się na zawsze.

***

Wzięłam głęboki oddech. Siedziałam w celi, w której zamknął mnie jeden z poddanych Glidii. Nigdzie nie było krwi.
-To tylko zły sen-odparłam przeczesując włosy.-Zły sen.
Powoli wstałam z podłogi i podeszłam do krat. W głębi korytarza niczego nie dostrzegłam. 
-I co ja mam tu robić?-Spytałam sama siebie, odchodząc od krat.
Chodziłam w kółku, myśląc o słowach Glidii. To ja jestem dziedzicem tego wszystkiego. Moi rodzice byli władcami i ... aniołami. W takim razie, czemu nie mam skrzydeł?
Dobra. Stop. Spawa skrzydeł nie jest teraz najważniejsza. Muszę w jakiś sposób skontaktować się z Akerem i Violin, bo nie sądzę, aby zamknięcie mnie w celi było częścią ich wspaniałego planu.
Myśl, myśl.
Gdybym mogła go tak po prostu wezwać, tak jak kiedyś. Ale nie, bo zaraz zlecielibysię wszyscy strażnicy, jacy tylko są w Aprilfall.
Nie mam bladego pojęcia jak się stąd wydostać. Usiadłam w rogu celi i czekałam.
Mijały sekundy, minuty, godziny i nic się nie działo.
Nagle w korytarzu usłyszałam kroki. Szybko wstałam i podeszłam do krat, czekając aż w oddali pojawi się jakaś postać.
-Odsuń się od krat!-Zza zakrętu wyłoniła się postać Akera.
-Aker!-Wykrzyknęłam i szybko odsunęłam się od krat, tak jak mi kazał.
Nagle z jego rąk wystrzeliła dziwna kula, która w mgnieniu oka zniszczyła kraty.
-Amanda!-Krzyknął i szybko do mnie podbiegł, tuląc mnie w ramiona.-Musimy się spieszyć. Rebecka i Nofeje już długo nie wytrzymają.
-Co?-Spytałam lekko rozkojarzona, ale Aker powiedział, że gdy będziemy bezpieczni wszystko mi wyjaśni. No okay. Chciałam zadać jeszcze pytanie, co to Nofeje? Ale gdy znaleźliśmy się nad lochami od razu się dowiedziałam.
Nofeje to ... elfy, a teraz toczyły bitwę z aniołami Glidii. Wszędzie dookoła latały różnorodne kule magiczne. Jak się okazało anioły też to potrafią. Nagle gdzieś w oddali dostrzegłam postać Rebecki. Była z Glidią. Obie miotały w siebie kule. Glidia posługiwała się zapewne magią, której nauczyła się w Upadłym Królestwie.
-Musimy iść-odparł Aker ciągnąc mnie do chmurnych wrót.
Ostatnie spojrzenie na chaos panujący w Aprilfall. Anioły walczące przeciwko elfom.

***

-Co tam się działo i dlaczego wylądowaliśmy w lesie?-Spytałam rozglądając się dookoła.
Aker jednak nie odpowiedział, tylko podszedł do mnie i mnie pocałował. To jednak nie trwało długo, ponieważ zaraz go odepchnęłam.
-Aker tak nie można. Nie po tym co się stało. 
-Amanda-odparł i zrobił krok w moją, a ja krok do tyłu.-To co powiedziała Rebecka o tym, że wszystko było udawane to nieprawda. No dobra. Na początku może tak, ale potem naprawdę się w tobie zakochałem. Pokochałem to jak bardzo jesteś niepoprawna. Na początku mnie to denerwowało, bo były z tobą same problemy. Po pewnym czasie nie mogłem bez ciebie wytrzymać nawet kilku minut.
-A, więc to dlatego mnie zostawiłeś i dałeś mi innego anioła.
-Po pewnym czasie nie mogłem już na ciebie donosić Glidii, dlatego dostałaś Tima. Najmniej gadatliwy anioł w całym świecie aniołów. 
-Ale po co była ta cała akcja z bitym dzieckiem?
-Glidia kazała mi się jakoś do ciebie zbliżyć. Pomysł z bitym dzieckiem to było najlepsze rozwiązanie. Jeszcze jak się dowiedziałaś , że jestem ,,człowiekiem", wtedy byliśmy prawie identyczni. 
-Super-odparłam i odwróciłam się do niego plecami. Rozpościerał się teraz przede mną olbrzymi las.
-Nofeje i Rebecka niedługo tu będą.
-Czemu akurat elfy? Czemu naszymi sprzymierzeńcami mają być elfy?
-Uwierz mi. Sam tego nie ogarniam. Rebecka zresztą nie miała zbyt czasu. Za sześć dni będzie Dzień Księżyca i Upadłe Królestwo powstanie. 
-I na ziemi zapanuje chaos-odparła Rebecka wynużająca się z chmurnych wrót.-Tu u Nofejów jesteś bezpieczna Amanda. Ani upadły anioł, ani żaden z nas nie może się dostać do Prejli. 
-Pre, co?
-Prejli. Świat elfów.
-A dlaczego anioły nie mogą tam wchodzić?
-To zupełnie inny świat. Chroni go magiczna bariera tak jak wszystkie inne kraje. Elfy mogą mieszać się między sobą, bez przeszkód, tak samo jak światy aniołów. Ale anioł nie może wejść bez pozwolenia do świata Nofejów i na odwrót.
-Dużo jest jeszcze takich światów?
-Około szesnastu. Aprilfall, Krempel, Prejli, Manguster-Królestwo Nimf, Limprak-Królestwo Bieli i wiele innych, ale nie pora na lekcję.
-Musimy ruszać-odparł jeden z Nofejów. Był niższy ode mnie, ze spiczastymi uszami, ubrany w zielone spodnie, lnianą koszulę i kamizelkę. Za nim stało jeszcze około dziesięciu identycznych stworzeń.
-Prowadź-odparła Rebecka i ruszyła za zgrają elfów. Szyliśmy dobrych kilka godzin przez las, aż w końcu dotarliśmy do Prejli. Było to niewielkie miasto położone w lekkim dole. Było tu kilka chatek, na wzór iglo. Spora część domków znajdowała się również na drzewach. W całej wiosce tętniło życie.
-To obłęd-odparłam stojąc na wzgórzu i patrząc na Prejle.
Będąc już na dole doszłam do wniosku, że domki wcale nie są takie małe. Są doskonałe dla normalnych ludzi. 
Po środku wioski rosła olbrzymia wierzba, pod którą prawdopobnie znajdowało się miejsce spotkań dla wszystkich Nofejów.
-Wasze domki znajdują się w północnej części naszego miasta.
Tak, jak powiedział jeden z elfów, ruszyliśmy do naszych domków. Stały bardzo blisko obok siebie i trochę dalej od domków innych elfów. To nawet dobrze. 
Rebecka i Aker zdecydowali, abym wzięła domek stojący po środku. W ten sposób, będą mogli mnie łatwiej pilnować. Nie kłóciłam się, tylko posłusznie weszłam do mojego tymczasowego domu.
Był całkiem spory. Salon z kanapą i dwoma fotelami, sypialnie z dwuosobowym łóżkiem, łazienka i kuchnia. To co zaciekawiło mnie najbardziej, to kwiaty rosnące na suficie w każdym pomieszczeniu.
Podeszłam do okna. Zachód słońca. 
Glidia nie może mnie znaleźć. 
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Rebecka i Violin.
-Amando, Violin dopiero przybyła z kilkoma naszymi sojusznikami z Aprilfall i nie ma domku. Może zostać z tobą?
-Jasne-odparłam bez zastanowienia, chociaż tak na prawdę chciałam być sama. No, ale trudno.
-Boisz się?-Spytała mnie po chwili.
-Tego, że na świecie zapanuje ciemność i my jesteśmy kluczem do tej ciemności?
Kiwnęła głową.
-Nie wiem-odparłam całkiem szczerze.
-Czasem to ty wybierasz swoją drogę, a czasem robi to los-odparła i obie wyjrzałyśmy przez okno podziwiając zachód słońca.


Szalona dziewczyna

sobota, 14 marca 2015

Rozdział dwudziesty trzeci


Stworzone, by siać chaos na Ziemi

Tak jak ustaliłam z Violin aniołowie dali mi spokój. Aker wmówił coś Glidii, że jeśli będę miała więcej czasu to przekonam się do proroctwa. Nie sądziłam, że ona jest aż tak naiwna, ale dzięki niej obowiązywał mnie Kodeks Bractwa. Żaden anioł nie mógł mnie porwać, czy nawet dotknąć, dopóki Glidii oczywiście nie wyjawi takiej woli.
Tak, więc przez chwilę mogłam żyć normalnie i wszystko sobie poukładać.
Aker jest aniołem i nigdy mnie nie kochał, Rebecka żyje, Violin jest córką diabła i obie miałyśmy zniszczyć świat, przez wspaniałomyślne pomysły Glidii.
I teraz nasuwa się pytanie. Która część z tego wszystkiego jest najbardziej szalona?
-Kress!-Usłyszałam nagle gdzieś za swoimi plecami. Sam. No oczywiście. Kogo można się spodziewać?
Szybko zamknęłam swoją szafkę i ruszyłam szkolnym korytarzem przed siebie. Ona jednak nie dała za wygraną.
-Kress!-Wykrzyknęła na cały głos i wszyscy momentalnie zrobili jej przejście przez środek hallu.
Nie chce i nie mam zamiaru z nią rozmawiać, bo wszyscy dobrze wiemy o co chodzi tej nadętej blondynce. Chodzi jej o Paula. Zapewne już jej ktoś doniósł, że byłam u niego w domu.
-Czy ty myślisz, że możesz sobie na to pozwolić?-Spytała naciskając na każde słowo.
Czy w jakim kolwiek świecie kiedyś znajdę święty spokój? Szkoła-nie, Aprilfall-nie. No ludzie. Chwila spokoju.
Powoli odwróciłam się w jej stronę i uśmiechnęłam się,co ją jeszcze bardziej zdenerwowała.
-Witaj Sam. Co u ciebie?-Odparłam spokojnie, rozglądając się po minach obserwujących nas uczniów.
-Ktoś zapomina się, co Kress? Już nie pamiętasz, że ja zawsze mam to co chce?
-Ja pamiętam o tym doskonale, ale inni chyba trochę mniej skoro nie chcą się podporządkować, nie?
Nagle wszyscy wstrzymali oddech. Postawiłam się Sam. No to nie był w sumie pierwszy raz, ale nigdy nie miałam takiej publiczności dookoła.
-Skończysz tak samo jak w poprzednich gimnazjach. Z tego też w końcu cię wyleją.-Odparła i odwróciła się na pięcie. Czy ona kiedykolwiek da mi spokój? Wątpię.
Powolnymi krokami wyszłam na szkolny dziedziniec. Nie panował tu zbytni tłok jak zwykle. Panoszyło się tylko kilku uczniów przywiązujących rowery do stojaków.
Nagle po plecach przebiegł mnie dreszcz. Czułam na sobie czyjeś spojrzenie. Szybko się odwróciłam, ale nikogo nie dostrzegłam, chociaż byłam pewna, że ktoś za mną stał. Coś się dzieje. Dzień Proroctwa jest coraz bliżej.

***

Szybkim krokiem przemierzałam ulice, aby jak najprędzej dotrzeć do domu. Nadal miałam wrażenie, że ktoś mi się przygląda. 
Najszybciej jak tylko umiałam wpadłam do domu i już od progu spotkała mnie niespodzianka.
-Hej-odparłam, gdy zauważyłam Davida i Cynthię.-Co wy tu robicie?
-Hej. Muszę cię ostrzec-powiedział i po chwili dodał-proroctwo nie jest tym czym się wydaje.
A to mi nowość. Ten to ma wyczucie czasu. I co w ogóle robi z nim tu Cynthia?
-Wiem-odparłam.-Aker i Violin wszystko mi wyjaśnili. Po co przyprowadziłeś Cynthię?
Na chwile zaniemówił. Jego spojrzenie błądziło to ode mnie, to do Cynthi. Zupełnie tak jakby prosił o ratunek.
-Jesteśmy razem-powiedziała Cynhia podchodząc do niego i go przytulając.
No to teraz dali czadu. David i Cynhia. Kto by się spodziewał takiego związku? Ja na pewno w życiu bym nie wpadła na taki pomysł.
-Od kiedy wy ... tak razem?
-Od kilku tygodni-odparł David.-Przepraszam, że często nie odpierałem twoich telefonów, ale zazwyczaj dzwoniłaś zawsze, kiedy byłem z Cynthią.
-No dobra..., ale o co chodzi z tą akcją z proroctwem? Skąd wiesz?-Spytałam, a po chwili szybko dodałam-Czekaj! Powiedziałeś jej o wszystkim? O mnie i tak dalej?
Oboje pokiwali głowami.
-David! Teraz i ona jest w niebezpieczeństwie. Gratuluję pomysłu.
-Am, już tak nie przeżywaj. Nic jej nie będzie. 
-Nigdy nic nie wiadomo! Teraz ,kiedy sprawy mają taki obrót, wszystko może się wydarzyć.
-Amanda spokojnie.-Odparła, podeszła do mnie i położyła mi ręce na ramionach.-Wiem wszystko i pomogę ci się z tego wydostać. Pozbędziemy się tego daru.
I teraz przypomniały mi się słowa Davida. Jedyne rozwiązanie, aby pozbyć się daru, to zabicie swojego anioła stróża. Czy jestem wstanie się na to zdobyć?
-Damy radę-odparła uśmiechając się do mnie.
-Wiem-powiedziałam i przytuliłam się do niej.
Z uścisku wyrwał nas głoś Davida, który powiedział, że on i Cynthia powinni się zbierać, bo robi się ciemno. No cóż. Pożegnałam się ze swoimi przyjaciółmi  zostałam sama w domu. Rodzice jak zwykle pracują do późna nad jakimś ważnym projektem.
Do samotności można się przyzwyczaić.
Zeszłam do swojego pokoju i znowu poczułam, jakby ktoś mi się przyglądał. Dokładnie się obejrzałam. W całym domu nikogo oprócz mnie nie było. Jednak ...
Na ścianie mojego pokoju dostrzegłam przebiegający cień. Miałam rację. Nie byłam sama. Ktoś mnie obserwował.
Powoli obróciłam się wokół własnej osi, dokładnie obserwując każdy kąt. To nie mógł być anioł. Przecież od razu bym go zobaczyła.
Podmuch zimnego wiatru.
Oddech na mojej szyi.
Wstrzymałam oddech. Ktoś stała za mną. Powoli się odwróciłam. Stałam teraz twarzą twarz z jednym z mrocznych aniołów.
-Czego chcesz?-Spytałam z lekko drżącym głosem. Upadły anioł. Mam nadzieję, że nie przysłała go tu Glidia, bo jeśli tak to znaczy, że nadszedł już czas.
-Muszę cię zabrać do Aprilfall-odparł anioł i wyciągnął w moją stronę rękę.
Zamrugałam oczami i jeszcze raz spojrzałam na postać stojącą przede mną. Był to mężczyzna w wieku Glidii, ubrany cały na czarno, z skrzydłami w tym samym kolorze. Nie miał jakiś cech charakterystycznych.
Wzięłam głęboki oddech i chwyciłam jego dłoń. Nie mam zielonego jak działa pan Akera i Violin, ale to chyba nie jest jego część. Mam przeczucie, że będzie źle.
Stworzone, by siać chaos na Ziemi.

***

-I ponownie witamy pannę Kress.-Przywitał mnie głos Glidii po drugiej stronie chmurnych wrót.
-Po co te uprzejmości?-Spytałam głównie po to, aby ją zdenerwować. Ale chyba mi się nie udało. Z jej twarzy nie znikło opanowanie.
-Proroctwo wypełni się już za tydzień podczas Dnia Księżyca. Dnia, w którym wszystko się zaczęło.
-Co się zaczęło?-Odparłam, rozglądając się dookoła. Wszędzie panowała cisze. Nigdzie nie było nikogo oprócz mnie i Glidii. Upadły anioł, który mnie tu przyprowadził już gdzieś się ulotnił.
-Nie pamiętasz, co się stało 30 listopada?
Wiem. Już teraz wiem. Całkowicie zapomniałam o tym dniu. 30 listopada. Dzień, który miałam wpisany w kartę w Domu Dziecka jako dzień moich urodzin. Czyli ... Dzień, w którym wszystko się zaczęło. Urodziła się ja.
-Na czym w ogóle ma polegać proroctwo?-Spytałam. 
-Jak dobrze wiesz są dwa królestwa. Nasze-światła i Krempel-mroku. Dawno, dawno temu, gdy Aprilfall rządzili Mędrcy oba światy zawarły przymierze. Ale to dobro miało stać wyżej niż zło. Dla każdego był to dobry układ. Dla każdego z Aprilfall. Nikt nie pomyślał o ludziach z mroku. Krempel zgodziło się na tą umowę, tylko dlatego, że nie mieli ludzi, aby walczyć. Ale  pewnego razu czasy się zmieniły. Do Aprilfall wkradło się zło. I to ono objęło władzę, wmawiając poddanym o proroctwie, dla nich dobrym. Jednak ono jest tylko dla Upadłego Królestwa.
-Ty. Ty żyłaś w mroku, a potem obięłaś tron. Tutaj. W Aprilfall. To ty wciskasz kity o tym proroctwie każdemu komu popadnie.-Odparłam robiąc krok w jej stronę. 
-To przymierze było dobre tylko dla Elizabeth i Markusa. Byli słabymi władcami. I rodzicami zresztą też-powiedział, a w jej oku pojawił się dziwny błysk.-Tylko popatrz na siebie. No, ale włosy to masz po mamusi.
-Co?-To nie może być prawda. 
-Twoimi rodzicami byli władcy tego świata. Jesteś jakby dziedzicem tego wszystkiego. Szkoda, że nie mogłaś ich poznać-odparła i ruszyła prze siebie, a za mną pojawił się ten sam anioł, który mnie tu przyprowadził. 
-Pokaż pannie Kress nasze apartamenty więzienne.
Co? Rzuciłam się w jej stronę, jednak szybko została obezwładniona. 
-Co zrobiłaś moim rodzicom!?-Krzyczałam i szarpałam się, próbując uwolnić się uścisku anioła.
-Abym mogła mieć to co teraz, ktoś musiał się poświęcić. No cóż. Padło na twoich rodziców.-Odparła i zniknęła w chmurnych wrotach, a ja zostałam zaprowadzona do lochów.
Plan Akera chyba nie zadziałał. Gdzie on w ogóle się podziewa?
Stworzone,by siać chaos na Ziemi.
To bez sensu. Violin być może. W końcu jest córką diabła, ale ja? Ja jestem dziedziczką Aprilfall.
Moi rodzice byli aniołami, czyli ... Czemu ja nim nie jestem?
To robi się jeszcze bardziej szalone niż przedtem.
Mam nadzieję, że Aker i Violin mają jakiś inny pomysł. No, chyba, że to też część ich planu.
Już nie wiem co myśleć. Chciałabym, aby to wszystko się skończyło. Raz na zawsze.


Szalona dziewczyna

_____________________________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Najlepsza motywacja do pisania