poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział dwudziesty


Rozejrzałam się dookoła, by zorientować się, czy w pobliżu nikogo nie ma. Podniosłam bukiet z wycieraczki i wróciłam do swojego pokoju. Gdy usiadłam na łóżku zauważyłam, że wśród róż znajduję się jakaś karteczka. Do tego momentu byłam prawie pewna, że kwiaty są od Akera, że chce mnie przeprosić.
Jednak się pomyliłam. Ten piękny, czerwony bukiet był od Paula.
,,Mam nadzieję, że nasz randka wypali"
Przeczytając to szybko wyrzuciłam bukiet wraz z liścikiem do kosza i z powrotem usiadłam na łóżku.
Znowu ktoś zapukał do drzwi. Tym razem był to Aker.
-Hej-odparł stojąc w drzwiach.
-Hej. Wejdź-powiedziałam i poszliśmy do kuchni.
-Am. To dla twojego dobra.
-Dla mojego dobra-powtórzyłam siadając przy wyspie kuchennej.-Dla mojego dobra mam mieć to przekleństwo i walczyć z upadłymi? Zastanów się co mówisz.
-To nie tak.
-A jak ?!-Wykrzyknęłam i uderzyłam pięścią w blat.
-Ostatnio wszystkie nasze rozmowy to kłótnie-zauważył i miał rację.
-A jak myślisz, czyja to wina?-Odparłam i zerwałam się z krzesła.
-Sądzisz, że to moja wina?
Przewróciłam oczami.
-A kto zawsze wszystko mi każe? Kto zawsze mi rozkazuje?
-Myśli, że to takie widzimisię?!-Odparł i wstał z krzesła.
-A nie?-Byłam coraz bardziej zła.
-Am ja się o ciebie troszczę-odparł i podszedł bliżej mnie.-Ja cię kocham.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nigdy nie powiedział mi tego tak prosto z mostu.
Aker podszedł do mnie i mnie przytulił. Wtuliłam się w jego i zapomniałam o naszej kłótni.
-Ufasz mi?-Zapytał po chwili.
-Tak-odparłam bez wahania i spojrzałam w jego błękitne oczy.-Ufam ci, ale mi nie rozkazuj.
Uśmiechnął się.
-A co z tą drugą dziewczyną z proroctwa?
-Rebecka się tym zajmuje. Już niedługo wszystko będzie wiadomo, a do tego czasu żyj normalnie. Tak jak zawsze chciałaś.
Spojrzałam na niego oczy, a potem na usta i go pocałowałam.
Nasz pocałunek był dość długi, bo przerwał go dopiero dzwonek do drzwi. Teraz to na pewno rodzice. Poszłam więc otworzyć drzwi. Otrzymałam po dwa całusy w policzek i rodzice dalej pogrążyli się w rozmowie na temat swojej pracy. Nawet nie zauważyli w kuchni Akera. On jednak musiał już iść. Tłumaczył się ważnymi sprawami.
Odprowadziłam go do drzwi i wróciłam do swojego pokoju.
-O co może mu chodzić?-Spytałam sama siebie patrząc na bukiet od Paula.

***

Dźwięk budzika to najgorsze co można usłyszeć o szóstej czterdzieści. Powoli, jak co dzień, wygramoliłam się spod ciepłej kołdry i zaczęłam się ubierać. Potem pokonałam schody na górę i zjadłam śniadanie. Rodziców już nie było. Pewnie znowu wyjechali do pracy przed szóstą. Ostatnio często się to zdarzało, bo rodzice pracowali na jakimś ważnym projektem dla Szwajcarii. Wszystko musiało być doskonałe. 
Po bardzo obfitym śniadaniu, czyli dwóch kanapkach, wróciłam do pokoju, wzięłam torbę, ciepło się ubrałam, zamknęłam dom i ruszyłam na przystanek autobusowy.
Przez całą drogę wyglądałam przez okno, aż w końcu autokar się zatrzymał.
Wysiadłam i ruszyłam do szkoły. Przemierzając korytarz miałam nadzieję, że nie spotkam Paula, ale to było mało prawdopodobne. Mieliśmy szafki obok siebie.
-Hej-odparł, gdy otworzyłam szafkę.-I co?
-To zły pomysł, a zresztą ja mam chłopaka-odparłam myśląc, że się odczepi.
-W takim razie to nie będzie randka, tylko spotkanie koleżeńskie.
Zaśmiałam się.
-Ty nigdy nie odpuszczasz, co?
Pokręcił głową. W tym momencie zauważyłam Sam stojącą na końcu korytarza. Była wściekła.
-Czemu ja?
-Już wczoraj ci to mówiłem. Jesteś inna. Lepsza. 
Że jestem inna to ja wiem, ale że lepsza?
-Rozmawiałeś z Sam?-Spytałam zmieniając temat.
-To ta z blond włosami? Rozmawiałem z nią tylko kilka minut. Powiedziała mi, bym na ciebie uważał i nie zawracał sobie tobą głowy., bo nie warto.
-To jej posłuchaj-odparłam zatrzaskując szafkę i ruszając do sali.
-Amanda-wyprzedził mnie i złapał mnie za ramiona, jednak ja szybko się wyspowodziłam.-Jedno spotkanie. Co ci szkodzi?
-A dlaczego tobie tak zależy?
Szybko go wyminęłam i ruszyłam w stronę sali od języka polskiego. Gdy weszłam do klasy nikogo jeszcze nie było, jednak zaraz po mnie zaczęli się zbierać inni i oczywiście Paul. Czemu musieliśmy trafić do jednej klasy?
Dzisiejszy dzień strasznie się ciągnął. Jedyne o czym marzyłam to wrócić do domu.
          Po skończonych lekcjach szybko wyszłam ze szkoły, ale oczywiście Paul musiał mi towarzyszyć.
-Amanda. Jedno spotkanie. Już cię nawet nie proszę. Ja cię błagam-powiedział, gdy tylko znaleźliśmy się na dziedzińcu.
Ludzie...
Już dłużej nie wytrzymam. Nie zniosę codziennej serii tych samych pytań z jego strony.
-Dobrze-odparłam i gwałtownie się odwróciłam. Stałam teraz dokładnie pięć centymetrów od niego, a nasze oddechy się mieszały. Moje ciało przeszł przyjemny dreszcz.
-Jutro po szkole?-Odparł i uśmiechnął się. Ku mojemu zdziwieni coś było w tym chłopaku. Coś co mnie przyciągało i odpychało zarazem.
Staliśmy tak blisko siebie dość długo, aż nie usłyszałam swojego imienia, gdzie za moimi plecami.
-Aker?-Spytałam, gdy go ujrzałam.
-Richardson?-Powiedział Paul i zaczął się śmiać zasłaniając usta ręką.
-Evans-odparł Aker przez zaciśnięte zęby.
-To wy się znacie?-Spytałam oszołomiona i przeniosłam wzrok z Akera na Paula.
-To ja już pójdę-odparł.
-Najlepsze rozwiązanie, nie Evans?-Odparł Aker nie zmieniając tonu.-Ty chyba się z nim nie zadajesz?-Spytał, gdy Paul już odszedł.
-Ja nie, ale on raczej ze mną tak.
Aker nic nie odpowiedział, tylko objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę bramy.
-Masz wieści z Aprilfall?-Spytałam po kilku minutach drogi do mojego domu i bardziej się w niego wtuliłam.
Na dworze było dość zimno. No, ale czego można się spodziewać po jesieni. Krótkie dni, długie noce, masa liści ma ulicach i ten okropny mróz.
-Zapomniałbym ci powiedzieć. Mamy ją już w Aprilfall. Nazywa się Violin i jest o rok starsza od ciebie.
Zatrzymałam się i spojrzałam mu w oczy.
-Hej-odparł i położył mi ręce na ramionach.-Nie będziesz musiała wracać do Aprilfall i spełniać proroctwa.
-Jak to?
-Przemyślałem to co ostatnio mi powiedziałaś. Jeszcze nie wiem jak dostaniemy się do Nakroliela, ale coś wymyślę. Musimy jednak poczekać kilka dni, aż sprawa z tym twoim oddaniem daru przycichnie. Wtedy cię tam zabiorę.
-Aker!-Wykrzyknęłam radośnie. Niespodziewałam się takich słów z tego ust. Zarzuciłam mu ręce na szyję i go pocałowałam.
-Dziękuję-odparłam, gdy nasze usta się rozłączyły.
-Chodź. Odprowadzę cię do domu.
Szliśmy wtuleni do siebie przez ciemne uliczki spowite w listopadowej nocy, a dookoła fruwały wielobarwne liście.

                           ***

Kto wymyślił szkołę na ósmą? Czemu nie ma dziesiątą? Uczniowie by się wyspali, nauczyciele również. Każdy byłby szczęśliwy, ale nie. Nie traćmy dnia. Ósma to i tak pewnie za późno. Nienawidzę szkoły.
Zwlekłam się z łóżka i wyciągnęłam kilka rzeczy z szafy, ale za moment schowałam je z  powrotem. Spotkanie z Paulem. Nie chcę i nie mam zamiaru specjalnie dla niego się stroić, ale nie chcę też wyglądać jak totalny wyrzutek społeczeństwa.
Każda inna dziewczyna założyłaby miniówkę ledwo zakrywającą tyłek, ale ja w swojej szafie nie miałam żadnej sukienki ani spódnicy. Więc zostają spodnie. Czarne jak zwykle. Z bluzką będzie większy wybór. Posiadam czarne, czerwone i szare oraz kilka zielonych koszul w czarną kratę. Zdecyduję się chyba na szarą koszulkę z napisem ANGEL. Idealnie pasujacy do mojego życia.
       Gdy weszłam do kuchni ma lodówce zauważyłam kartkę pozostawioną przez rodziców.
,,Pojechaliśmy do Cristal. Wiemy, że nie chciałabyś z nami jechać. Wrócimy jutro wieczorem. Kochamy cię. Rodzice."
Uśmiechnięłam się pod nosem. Może zbyt często nie rozmawiałam z rodzicami, ale na prawdę ich lubiłam. Wszyscy inni ciągnęliby swoje dziecko do znienawidzonej kuzynki. A moi kochani? Zostawili mi cały dom i masę pysznego jedzenia, jak się później okazało, gdy otworzyłam lodówkę, by zjeść śniadanie.
Ostatnio zauważyłam, że każdy mój dzień wygląda tak samo. Dzwoni budzik, ja ledwo wstaję z łóżka, wybieram praktycznie te same rzeczy do szkoły, jem śniadanie i jadę do szkoły autobusem. Brakuje mi wypadów i różnych akcji w Aprilfall. Ale no cóż. Trzeba żyć.
       Powoli wysiadłam z autobusu i ruszyłam w stronę szkoły. Starałam się unikać Paula. Przynajmniej do naszego spotkania.
Dziś miałam dość mało lekcji. Polski, muzyka, matematyka, zajęcia artystyczne i chemię. Na każdym z tych przedmiotów siedzę dość daleko od Paula.
Po ostatniej lekcji chciałam czym prędzej wrócić do domu. Sądziłam, że zapomniał o naszej ,,randce", ale jednak nie. Dogonił mnie, gdy byłam już przy bramie.
-Co powiesz na kawę?-Spytał z tym swoim uśmieszkiem.
-Nie lubię i nie piję kawy-odparłam krzyżując ręce.
-To gorąca czekolada w ,,Tileney"
-Okay-westchnęłam.
Bo gdzie moglibyśmy iść? Preitown to małe miasteczko. Nic ciekawego, a ,,Tileney" to zwykła knajpa. Jednak w jej wyglądzie coś było. Przy dużych oknach stały dwa fioletowe fotele i mały, czarny stolik. Dalej w głębi lokalu stało pięć stolików po cztery krzesła przy każdym. Po przeciw ległej ścianie ciągnęła się lada, a za nią półki z masą ciast i innych smakołyków. W całym lokalu zawsze było przytulnie i pachniało cynamonem.
      Na miejsce dotarliśmy w jakieś pięć minut, ponieważ nie znajdowało się zbyt daleko od szkoły, oraz dlatego że na dworze panował straszny ziąb, a ja nie miałam zamiaru tulić się do Paula.
-Chcesz coś do tej gorącej czekolady?-Spytał, gdy usiedliśmy w dwóch fioletowych fotelach.
-Nie-odparłam.-Czekolada mi wystarczy.
O tak. Tego było mi trzeba w taki dzień. Gorąca czekolada.
-No więc. Powiedz mi coś o sobie-powiedział pomiędzy jednym, a drugim łykiem kawy.-Chyba, że chcesz usłyszeć to co ja wiem o tobie.
-To może być ciekawe. Ulubiony kolor?
-Czarny.
-Ulubione buty?
-Glany.
-Czego najbardziej nie lubię?
-Dziewczyn takich jak Sam i noszenia czapki.
-Na jaki kolor maluję paznokcie?
-Czarny albo bezbarwny.
-Dobry jesteś-odparłam i upiłam kolejny łyk gorącej czekolady.
-Wiem o tobie wszystko. Znam nawet każdy twój ruch.
-Doprawdy... -Uśmiechnięłam się pod nosem.-Czego słucham?
-Rock lub metal.
-Ulubiony przedmiot?-Pytania podobnie jak odpowiedzi wypływały coraz szybciej, a nasze twarze powoli się zbliżały.
Nagle przysunęłam swoją twarz tak blisko Paula, że nasze nosy prawie się stykały.
-A co zrobię teraz?
-Nie wiem-odparł i odstawił swój kubek z kawą.-Ale wiem co zrobię ja.
Paul powoli zaczął przybliżać swoje usta do moich jednak, gdy dzielił je zaledwie milimetr, ja szybko się odsunęłam.
-Ha!-Wykrzyknęłam triumfalnie.-Jesteś taki sam jak inni. Zależy ci tylko na jednym.
-Wcale tak nie jest. To ty zaczęłaś ze mną flirtować.
-Taa... Na pewno.-Odparłam i upiłam kolejny łyk pysznej czekolady.-Ja mam chłopaka, a te pytania to była czysta zabawa.
-Nie no proszę cię. Nie mów, że chodzisz z Richardsonem.
-A niby czemu nie? I skąd znasz Akera?
Paul upił ostatni łyk swojej kawy.
-Chodziliśmy razem do szkoły i trochę go znam. Jest inny niż ci się wydaje ...
Paul zapewne coś jeszcze chciał dodać jednak ja nie chciałam tego słuchać. Szybko wyszłam z ,,Tileney". On jednak jak zwykle nie dawał za wygraną.
-Czekaj-odparł i chwycił mnie za rękę.-Coś ci pokaże. Ustań na krąwężniku.
-Muszę?-Odparłam. Na prawdę miałam już dość przebywania z tym człowiekiem.
-Zamknij oczy... A teraz skocz.
Roześmiałam się.
-Co?-Odparłam ze śmiechem.-Mam skakać z krawężnika z zamkniętymi oczami? Ale dlaczego?
-Czasem trzeba zamknąć oczy i skoczyć. Zaufać. Bądź odważna, Amando Kress.
Ustałam na krawędzi krawężnika, zamknęłam oczy i ... Skoczyłam.
    Spojrzałam na Paula. Był wkurzający, ale z drugiej strony był również pociągający. Po prostu było w nim coś dziwnego. Coś co za razem odpychało i przyciągało.
-Muszę iść-powiedziałam dość szybko i ruszyłam w stronę domu. Tym razem nie poszedł za mną. Paul został na chodniku sam. Powoli zapadła zmrok, a zza chmur wyłaniał się księżyc.

Tym czasem w Aprilfall ...

-Kiedy sprowadzisz Amandę?-Spytała kobieta w brązowych włosach.
-Już niedługo.
-Chcę ją już jutro!
-Spokojnie-odparł szesnastoletni chłopak.-Wszystko idzie w najlepszym kierunku.
-Muszę ci powiedzieć..., że dobrze się spisałeś. Proroctwo wypełni się już niebawem, a ty zostaniesz nagrodzony.


Szalona dziewczyna
_________________________________

Jeden z najdłuższych rozdziałów ;)
Julka specjalnie dla Ciebie kochaniutka ;*
Czy dobry? To się okaże.
Dziękuję tym, którzy są ze mną od samego początku i mam nadzieję, że pozostaną jeszcze na długo.





piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział dziewiętnasty

Dedykuję ten rozdział Marcysi Danilewicz, Julce Klimkowskiej, Zuzce Urbańskiej, Weronice Białkowskiej, Marcie Pałac i Adrianowi Łosiowi
Wy moi wariaci 

Oddanie daru wcale nie było takie łatwe. Aker dobrze wiedział jak temu zapobiec. Sam przestał się do mnie odzywać i innym też zabronił. Czemu tak myślę? Idąc ulicą nie widziałam żadnego anioła stróża. Tak samo w szkole. Wszyscy opiekunowie znikali, gdy tylko byłam w pobliżu. Nawet Tim-mój były anioł nie reagował na wołanie. No cóż. Przy najmniej moje życie wyglądało normalnie.
-Amanda!-Głos mojej mamy stłumiony dotarł pod kołdrę.-Wstawaj! Już siódma. Spóźnisz się na autokar.
Kurczę. Teraz, gdy nikogo nie muszę ratować i o nikogo się martwić, lubię sobie dłużej pospać.
Niechętnie wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, przy okazji się przeglądając. Moje czarne włosy w życiu nie były tak pokołtunione. Szybko złapałam szczotkę próbując je ogarnąć. Potem wyjęłam czarną koszulę i spodnie w tym samym kolorze. Spojrzałam na zegarek. Siódma piętnaście. Wyjęłam torbę z pod biurka i wyszłam z pokoju.
Mama krzątała się w kuchni, a tata zakładał już kurtkę.
-Zjem coś w szkolę-odparłam zakładając swoje ulubione buty. Glany.
-Ubierz się ciepło-usłyszałam głos taty zanim  wyszedł.
-Jesienią najłatwiej się przeziębić-dodała mama i pośpieszyła mnie, byśmy razem wyszły z domu.
Szybko wsiadła do samochodu i ruszyła w przeciwnym kierunku niż przystanek autobusowy.
Droga do szkoły strasznie mi się dłużyła.
Powolnymi ruchami wysiadłam z autokaru i ruszyłam w stronę wejścia do szkoły. Dziedziniec był pełny, chociaż było całkiem zimno, jednak nikomu to nie przeszkadzało. Wszyscy mówili tylko o jednym. O nowym uczniu, który miał dziś do nas dołączyć. Ja nie zamierzałam być w tej komisji powitalnej, więc czym prędzej weszłam do szkoły. Od razu przywitał mnie podmuch ciepłego wiatru i masa ludzi opierających się o szafki biegnące wzdłuż ścian.
Nie zwracałam na nikogo uwagi.
Przeszłam główny hol, minęłam gablotę z nagrodami i nagle zobaczyła jakiegoś chłopaka próbującego dostać się do mojej szafki.
-Czekaj-odparłam podchodząc do niego.-Pomogę ci.
Wykręciłam cztero cyfrowy kod i zaczęłam wyjmować potrzebne mi książki.
-Jak?-Spytał nie wiedząc co się dzieje.
-Ty jesteś ten nowy-odparłam nadal nie zwracając na niego uwagi.
-Tak-odparł i wyciągnął w moją stronę rękę-Jestem Paul.
-O mnie pewnie już słyszałeś. W tej szkole mam bardzo ciekawą opinię.
-Nie sądzę. Na razie słyszałem tylko, że mam uważać na jakąś kreskę, czy coś.
-Amanda Kress. To ja-odparłam przeglądając zeszyt.
-Co?-Spytał z niedowierzaniem.-To ty rozwalasz wszystkie szkolne imprezy, nie uczysz się i wszyscy się ciebie boją?
-Wow-kolejna książka do torby.-Na razie zepsułam tylko jedną imprezę, a ludzie raczej mnie gnębią niż boją.
W tym momencie podniosłam wzrok i spojrzałam na Paula.
Miał potargane,ciemne włosy, kolczyk w prawym uchu i podobnie jak ja, ubrany był na czarno.
Już wiem, czemu wszyscy na niego czekali, zwłaszcza dziewczyny. Był naprawdę przystojny.
-No, ale opinię masz ciekawą-dodał i uśmiechnął się.-Powiesz mi gdzie jest szafka numer 452?
Pokiwałam głową i wskazałam mu obok mojej. Spuścił głowę.
-Czemu te szafki nie mają napisanych żadnych numerków?
Zadzwonił dzwonek. Paul oczywiście od razu ruszył do klasy, a ja zostałam przy szafkach. Nagle ktoś zatrzasnął mi drzwiczki prosto przed nosem i strącił torbę z ramienia.
-Myślisz, że będzie twój?-Spytała pełna złości Sam. Ona potrafi być zabawna.
-A to jeszcze  z nim nie rozmawiałaś?-Spytałam.
-Ktoś tu zapomina, gdzie jego miejsce-odparła odrzucając do tylu te swoje idealne, blond włosy.
-Daj sobie spokój-odparłam i ruszyłam przed siebie. Ona jednak nie dała za wygraną. Szybko przycisnęła mnie do szafek.
-Nie wychodź prze szereg Kress. To może się źle skończyć.
-Gorzej niż ty raczej się nie stoczę-odparłam przez zaciśnięte zęby.
Sam mocniej mnie docisnęła i odeszła.
Czemu to zawsze mnie się przytrafia?
Z tą myślą ruszyłam stronę sali od angielskiego.
Gdy dotarłam na miejsce nauczycielki jeszcze nie było.
Ale to co ujrzałam w klasie ... Na moim miejscu siedział Paul, a obok  niego zgraja tych wymalowanych dziewczyn. Super. Teraz muszę sobie znaleźć inne miejsce.
Zajęłam miejsce w ostatniej ławce, podobnie jak poprzednio tylko w rzędzie od ściany.
-Witajcie-ozwała się nasza nauczycielka-Dziś będziemy pracować w parach.-Amanda pracuj z ...
Tylko nie Paul, tylko nie Paul.
-Z Paulem-dokończyła nauczycielka.
W tym momencie wszystkie dziewczyny oblegające Paula spojrzały w moją stronę.
Ja nie miałam zamiaru dosiadać się do niego. Niech on przyjdzie do mnie.
-I znowu się spotykamy-odparł zajmując miejsce obok mnie.
W życiu nie przeżyłam tak strasznej godziny języka angielskiego. Wszystkie dziewczyny patrzyły się na mnie, jakby przeze mnie złamały paznokieć. I jeszcze on co chwila na mnie spoglądał.
Po tych kilku lekcjach w końcu mogłam iść do domu.
-Umówisz się ze mną?-Spytał Paul stojąc przy mojej szafce.
-Spytaj lepiej  tamtej-odparłam i wskazałam na Sam.-Ona zgodzi się od razu.
-Ona nie jest w moim typie.
A to ciekawe. Sam. Najpopularniejsza i najładniejsza dziewczyna w szkole nie jest w jego typie.
-To co?
Zamknęłam szafkę i ruszyłam w stronę wyjścia. On jednak nie dawał za wygraną.
-Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?-Spytałam, gdy byliśmy już na dziedzińcu.-Znasz mnie dopiero jeden dzień.
-Ty jesteś inna niż te wszystkie laski z tej szkoły. Ciebie nie obchodzą ciuchy i makijaż. Jesteś sobą.
Rozejrzałam się po placu.
-Ty jesteś nienormalny-odparłam krzyżując ręce.
-To co? Umówisz się ze mną.
Odwróciłam się plecami i odeszłam kilka kroków.
-Zastanowię się.
Gdy wróciłam do domu tak szczerze nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Postanowiła zadzwonić do Davida.
-Hej
-Wiesz jak dostać się do Aprilfall bez anioła?-Spytałam prosto z mostu.
-Yyyy....Nie wiem...Poczekaj chwilę.
-Jasne-odparłam pod nosem.
-Słuchaj mam ważną sprawę.Muszę kończyć-odparł i rozłączył się.
-To po co kazałeś mi czekać?-Spytałam sama siebie.
Skoro David nie ma czasu to zadzwonie do Cynthi. Jak się okazało, to też nie był dobry pomysł, bo ona również nie miała czasu.
Rzuciłam się na łóżko. Była dopiero czwarta, a ja już umierałam z nudów.
Poszłabym na miasto, ale co mogę robić sama w takim mieście jak to?
Życie bez aniołów jest dość nudne.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Rodzice pewnie zapomnieli kluczy.
Poszłam na górę i otworzyłam drzwi, jednak nikogo nie było.
Na wycieraczce leżał jedynie bukiet czerwonych róż.

Szalona dziewczyna

sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział osiemnasty

-Amanda!-Krzyczał za mną Aker-Stój!
Nie odwróciłam się, tylko pomachałam mu na pożegnanie. Od mojej niby śmierci minął już tydzień. Najgorsze było wytłumaczenie rodzicom co się ze mną wtedy dzieło. To było prawdziwe wyzwanie, ale nie dla mnie. Nie dla mistrzyni kłamstwa, którą byłam już od podstawówki. Wcisnęłam im kit, że przez te kilka dni byłam u nowo poznanej koleżanki w innym mieście i nie mogłam zadzwonić, bo rozładował mi się telefon. Dodałam jeszcze fakty iż wspominałam im o tym. Zawsze o czymś zapominali. Zawsze zapominali o mnie. Zastanawiam się, czemu oni w ogóle mnie zaadoptowali? Skoro zawsze żyliśmy osobno.
-Stój!
-Zostaw mnie!-Odkrzyknęłam idąc dalej. Szłam już dobre dziesięć minut przez miasto, mijając różnorodnych ludzi. Chciałam być jak najdalej. Jak najdalej od Akera i jego świata.
-Stój!-Wykrzyknął, wyminął mnie i złapał za ramiona.-O co ci chodzi?
Odwróciłam wzrok. Nie chciałam mu patrzeć w oczy.
-Amanda-odparł i potrząsnął mną.
-No co?-Spytałam zła na niego i na sama siebie. Nie. Przepraszam. Ja nie byłam zła. Ja byłam wściekła. Na niego za to, co ze mną zrobił. Przez Akera zmieniłam się. Nie byłam już tą samą dziewczyną co przedtem. Zbuntowaną, złą, nigdy się nie uczącą i mająca wszystko gdzieś. Teraz byłam taka jak wszystkie inne z mojej szkoły. Byłam słaba. Wszystko przez niego.
-O co ci chodzi?-Spytał ponownie puszczając moje ramiona.
-O to, że mam dosyć tego świata. Mam dość tego wszystkiego. Nie chcę tego i nigdy nie chciałam. Nie chciałam tego daru! Nawet nie wiem czego go mam. Żałuję, że się urodziłam na tym przeklętym świecie!
-Naprawdę aż tak bardzo się nienawidzisz za ten dar?-Spytał z lekką rozpaczą w głosie.-Naprawdę nie przyniósł ci nic dobro?
Dobrze wiem co miał na myśli zadawając to pytanie. Chodziło o niego. Chłopaka, z którym spędziłam szesnaście lat mojego życia.
-Nie-odparłam patrząc mu w oczy.
Dobrze wiem jak pozbyć się tego daru. Aker pewnego razu mi opowiadał jak to zrobić. Twój anioł stróż musi cię dobrać do Nakoriela - anioła dziewiątej godziny nocy. Tylko on potrafi odebrać różnorodne moce lub je ofiarować.
Wszystko wydaje się dosyć proste, a jednak jest kilka haczyków. Cała ceremonia musi się odbyć przy pełni księżyca i o dziewiątej godzinie.
-Chcesz tego?-Spytał odgadniając moje myśli.
-A zrobisz to dla mnie?-Spytałam z nadzieją w głosie.
Odwrócił wzrok. Nie zrobi tego.
-Nie mogę. Nawet Nakoriel tego nie zrobi. Nie teraz, gdy proroctwo się wypełnia i ty w nim jesteś.
-Ale ja tego nie chcę!-Wykrzyknęłam i dopiero teraz zauważyłam, że kilka przechodniów się zatrzymało i z uwagą przygląda się naszej rozmowie.
-Dziękujemy państwu z uwagę. Wraz z moim kolega chodzimy do szkoły aktorskiej i musieliśmy przećwiczyć nasze przedstawienie.
W tym momencie osoby, które nas obserwowały zaczęły klaskać. Ludzie jednak są bardzo łatwo wierni. Ukłoniłam się, złapałam Akera za rękę i zaciągnęłam w jakiś ciemny zaułek.
-Dobra jesteś-odparł odwracając się w stronę ulicy, sprawdzając czy nikt nas nie obserwuje.
-W czym?-Spytałam zaskoczona.
-W kłamaniu.
-Jeszcze tego nie wiedziałeś?-Spytałam z uśmiechem na twarzy.
-Nie zabiorą ci tego daru-odparł po chwili wpatrując się we mnie.-Nawet Rebecka na to nie pozwoli. Nie teraz kiedy proroctwo zaczęło się spełniać.
Odwróciłam się do niego plecami i zaczesałam włosy do tyłu przytrzymując je.
Moje myśli powędrowały w przyszłość. Jeśli w ogóle uda mi się przeżyć całą tą akcje.
-Poradzicie sobie sami z jedną...
-Ona umrze-przerwał mi Aker-pamiętasz?
"Jedna z dwóch umrzeć musi, ale nie ta co już tam była".
Odwróciłam się do niego.
-Wiesz co powiedziała mi Panatyka na Krawędzi?-Spytałam podchodząc do niego.
-To akurat nie jest tajemnica.
Spojrzałam na niego pytająco.
-To jest część proroctwa.
-Czy ktoś w końcu może mi wyjaśnić o co do jasnej cholery chodzi w tych proroctwach?-Spytałam podnosząc ręce do góry.
-Pierwsze to iluzja. Ma ono na celu obronę was. Ciebie i tej drugiej dziewczyny. Do was należy kolejne proroctwo, o którym mało kto pamięta, bo wszyscy są zafascynowani tym pierwszym. I tak było zawsze. Wszyscy czekali na Dziecko ze znamieniem, zapominając o dwóch dziewczynach. Aż do teraz i do twojego porwania. 
-Kto o tym wiedział?-Spytałam układając sobie w głowie wszystkie fakty. Od małego widziałam anioły i byłam wtajemniczana we wszystkie ich sekrety. 
-Amanda...
Rodzice, którzy nigdy nie zaglądali do mnie do pokoju i tak łatwo uwierzyli w mój wyjazd do koleżanki. 
-Kto o tym wiedział?-Spytałam z naciskiem na każde słowo.-Kto wiedział, że widzę anioły?! No kto!?
Błądził wzrokiem po chodniku lub ścianach budynków.
-Ja,  Rebecka, kilka aniołów ochroniarzy i ...-W tym momencie przerwał,  ale ja już dobrze wiedziała co chciał powiedzieć.
-I moi rodzice-dokończyłam za niego.-To dlatego nigdy się o mnie nie martwili. Bo nigdy mnie nie chcieli. 
-Am
-Przestań chrzanić! To wszystko wasza wina. Wasza i tego całego Aprilfall. Ale jak?
Aker nie dopowiedział tylko wpatrywał się we mnie tymi swoimi błękitnymi oczami.
-Mów!
-Wybrała ich Rebecka-mówił w pośpiechu.-Pewnego dnia się do nich udała, oczywiście wtedy była widzialna dla normalnych ludzi, bo jak wiesz...
-Przestań. Dobrze wiem, że możecie stać się widzialni-odparłam coraz bardziej zła.
-Rebecka namówiła ich, aby cie zaadoptowali. Oni oczywiście na początku się opierali, ale po kilku przekonaniach zgodzili się i już następnego dnia byłaś ich córką.
Przykucnęłam i plecami oparłam się o ścianę budynku. Twarz zasłoniłam dłońmi. Chciało mi się płakać tak jak zwykle podczas kilku ostatnich dni. 
-Przepraszam.
Nie odpowiedziałam tylko szybko wstałam i ruszyłam biegiem do domu, wpadając na przypadkowych przechodniów. Nigdy nie biegłam tak szybko jak tamtego dnia. 
Wpadłam niczym huragan. Mama była w kuchni, a ojciec siedział na kanapie w salonie.
Przykładna rodzina nie ma co.
-To co?-Spytałam wchodząc do salonu.-Chcecie mi może coś powiedzieć?
Mama wyjrzała z kuchni, a tata wyłączył telewizor.
-Czyli już wiesz?-Weszła do salonu wycierając ręce w czerwoną szmatkę.
-Wiem, o czym?-Spytałam udając, że o niczym nie wiem.
-A..y...,że robimy przemeblowanie-odparła zmieniając temat.
Tata siedział i nic nie mówił.
-Ach, doprawdy?-Spytałam krążąc po pokoju.-Bo ja mam trochę inne informacje.
W tym momencie mama nerwowo spojrzała na tatę. On jednak nie dawał niczego po sobie poznać.
Czyli bawimy się dalej. Okay.
-Ostatnio słyszałam fantastyczną historię. Chcecie posłuchać? Pewnego razu do zwyczajnego małżeństwa zawitał anioł i polecił im zaadoptowanie konkretnej dziewczynki. Oni oczywiście posłuchali. Jednak nie wiedzieli wszystkiego. Dziewczynka była chora na autoimmunologie, ale to nie był jedyny problem.
-Am-przerwał mi tata.
Odwróciłam się do niego i spojrzałam w jego wyniszczone codziennym trudem pracy oczy.
-Znasz tą historię? Niezwykle ciekawa. Tak, więc dziewczynka sprawiała wiele kłopotów. No wiecie. Bójki, wielokrotne wydalenie z różnych szkół. Ale nadszedł okres kiedy się zmieniła. Co było bardzo głupie. Pewnego dnia dziewczynka stała się częścią proroctwa.-Spojrzałam na nich.-Fantastyczne, prawda?
Nie odpowiedzieli. Siedzi obok siebie z przerażonymi twarzami, trzymając się za ręce. Dokładnie tak samo jak podczas dnia, kiedy mnie adoptowali.
-Zapomniałam jeszcze dodać imiona. Ale ze mnie gapa. Dziewczynka miała na imię Amanda, a jej rodzice Emma i Harry-Odparłam naciskając na każde z imion.
-Amando-zaczął nie pewnie tata.-Teraz pewnie uważasz, że zaadoptowaliśmy cie tylko dla tego, ponieważ tak nam kazano. To nie prawda. Pokochaliśmy cię od pierwszej chwili. A o cały proroctwie owszem wiedzieliśmy. Przepraszamy-odparł i mocniej ścisnął dłoń mamy.
-Już nie musicie się martwic o proroctwo. Mam zamiar oddać swój dar.
-Amanda!-Wykrzyknęli oboje-Nie możesz! Nie teraz. Wiesz ile lat czekali, aż spełni się proroctwo?
Odwróciłam się i spojrzałam w podłogę.
-Teraz właśnie przyszedł najlepszy czas.

Szalona dziewczyna

_______________________________________

Przepraszam, że tak długo czekaliście na nowy rozdział, ale kompletnie opuściła mnie wena.