czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział dwudziesty siódmy

,,Jedyny sposób, by odkryć granice możliwości, to przekroczyć je i sięgnąć po niemożliwe."

-Nie interesuje mnie czyje życie mi dasz-odparła dusza.-Chcę na nowo żyć.
-A kim byłaś kiedyś?-Zapytałam z nadzieją, że w między czasie uda mi się coś wykombinować i również z ciekawości.
-Byłam taka jak ty.
-Taka jak ja?-Spytałam.
-Byłam beztroska i wredna dla całego świata. Nikt nie mógł mnie złamać. Żyłam własnym życiem. Moje życie było piękne, aż do czasu... Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Gdy wracałam do domu potrącił mnie samochód. Kierowca wpadł w poślizg, przedarł się przez barierki i wpadł na chodnik. Ja i kierowca zginęliśmy na miejscu. Sądziłam, że trafię do nieba, ale tak nie było. Zostałam potępiona. Potępiona przez to, że nigdy nie potrafiłam kochać. Zostałam na ziemi. Widziałam swój pogrzeb, łzy bliskich. Błąkałam się po domu, szkole, aż w końcu trafiłam w to miejscu. Jezioro Topielców. Większość dusz to właśnie topielce. Ale nie ja. Ja zginęłam przez samochód. Przez nieuwagę. Przez przypadek ...
-Przepraszam-wyszeptałam. Nawet nie wiem czemu powiedziałam to słowo. Tak po prostu wypłynęło z moich ust. Zrobiło mi się jej żal. Zginęła mając jeszcze całe życie przed sobą.
-Przepraszasz...Przepraszasz.. Ja też przepraszam za to jaka byłam dla świata.
-Jak masz na imię?-Spytałam. Nie z czystej ciekawości. Mówiąc mi o swojej śmierci poczułam, jakby oddała mi kawałek swojego życia, które już straciła.
-Annabeth. Ale co to ma za znaczenie. Teraz jestem już tylko duszą. Duszą skazaną na wieczne potępienie.
-A..-Zaczęłam niepewnie.-Czemu znowu chcesz żyć?-Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę jak to pytanie jest beznadziejne i bez sensu.
-Dlaczego znowu chcę żyć? Chcę mieć kolejną szansę. Kolejną szansę zaczerpnąć w płuca świeżego powietrza, zasnąć w swoim łóżku, zobaczyć rodziców, jeśli tylko...Jeśli tylko jeszcze żyją.-Zakryłam usta ręką. W moich oczach wezbrały się łzy.
-Jak długo jesteś ...Martwa?
-Piętnaście lat, ale skończmy rozmawiać o mnie. Szukasz chyba tego.-Odparła i podniosła do góry Pierścień Świecy.
Racja. Czasu jest coraz mnie, a ja muszę wykonywać wszystko co rozkaże Glidia, inaczej mogę się pożegnać z przyjaciółmi i rodziną. Zostanę sama. Chociaż jeśli wykonam wszystkie zadania proroctwo się wypełni i całym światem zawładnie ciemność. Czyli i tak wszyscy umrzemy. Świetny plan, nie ma co Kress.
-Nie mogę-powiedziałam po chwili patrzenia na pierścień.-Nie oddam ci swojego życia.
-Wiem i dlatego ci go dam-odparła Annabeth i podfrunęła do mnie.-Weź.
Zdezorientowana wyciągnęłam rękę po pierścień.
-Czemu mi go dajesz? Chciałaś przecież życie?
-Wiem, ale po rozmowie z tobą ...Gdybym zabrała ci życie nie miałabym szansy na zbawienie. Tak, więc weź Pierścień Świecy. Niech tobie uratuje życie. I pamiętaj. Samotność jest przedsionkiem śmierci, a śmierć jest jedynie przebudzeniem ze snu. Naucz się kochać.-Po tych słowach rozpłynęła się w powietrzu, zostawiając mnie nad Jeziorem Topielców, wpatrzoną w pierścień. Pierwsze zadanie wykonane.
Ruszyłam biegiem w stronę lasu, gdzie wyszłam z chmurnych wrót. Biegłam tak szybko, że zdąrzyłam wyschnąć po mojej nieudanej próbie nurkowania w jeziorku.
Tak, jak myślałam chmurne wrota były już otwarte.
-Mam pierścień!-Wykrzyczałam, gdy z powrotem znalazłam się w sali, którą kilka godzin temu opuściłam.
-Panna Kress pierwszy raz wykonała poprawnie swoje zadanie. Brawa.
-Chcę zobaczyć swoich rodziców-odparłam, nie zważając na słowa  Glidi.
-Jeszcze nie teraz. Zostały dwa zadania. Teraz połóż pierścień na podłodze i się odsuń.-Z niechęcią zrobiłam co mi kazała. Położyłam pierścień na podłodze i się odsunęłam, a on zniknął.
-Doskonale-dobiegł mnie cichy głos.-Kolejne zadanie jednak nie będzie takie łatwe.
-Co mam zrobić?-Spytałam szybko.
-Udasz się do Lofarii i zdobędziesz krew syreny.
-Ty żartujesz?-Zaśmiałam się pod nosem.-Czy ja wyglądam jakbym miała skrzela?
-Przed wejściem do wody wypijesz ten eliksir.-W tym momencie na podłodze pojawiła się mała fiolka z różowym napojem. Wzięłam go do ręki i obejrzałam z każdej strony, a Glidia mówiła dalej.-Pozwoli ci on oddychać pod wodą. Efekt nie jest niestety za długi. Wynosi około półtorej godziny do dwóch. Nie więcej.
-Do czego ci te wszystkie rzeczy?-Spytałam chowając fiolkę do tylnej kieszeni spodni.
-Przez pełnią księżyca trzeba wypełnić rytuał. Wiesz. Ty, inne osoby, dziwne przedmioty jak Pierścień Świecy, krew syreny i ..
-I co?
-Tego dowiesz się jak zdobędziesz krew syreny.
-A kiedy zobaczę rodziców?-Glidia już nie odpowiedziała. Mogłam się tego spodziewać. Ona od zawsze świetnie grała. Nikt nie mógł jej powstrzymać. Była przebiegła i wredna.
Usiadłam na podłodze po turecku, jednak nie minęło nawet pół godziny, kiedy otworzyły się przede mną chmurne wrota.
-Zapraszam do Lofarii-odparł głos Glidi.
-Dziękuję-wyszeptałam sarkastycznie pod nosem i przekroczyłam te przeklęte wrota. Mam ich już dość.

***
W tym samym czasie w wiosce Nofeji.
-Wróciła?-Spytał Aker Violin stojąc w drzwiach jej domku.
-Spokojnie. Usiądź i nie martw się. Rebecka na pewno zaraz wróci.
-Nie martw się. Łatwo ci powiedzieć-odparł chodząc w kółko po pokoju i co chwilę poprawiając swoje ciemno brązowe włosy.
-Kochasz ją.
-Kogo?-Spytał, zatrzymując się na chwilę, a w jego błękitnych oczach pojawił się błysk.
-Amandę.
-Tak-odparł bez chwili zastanowienia.
-Wrócili!-Zza drzwi domku dobiegały krzyki wzywające wszystkich pod wierzbę.
Aker podbiegł do Rebecki pierwszy. Tuż za nim była Violin.
-Nie jest dobrze-odparła, kręcąc głową.
-Wykonała pierwsze zadanie?-Spytali jednocześnie Aker i Violin.
-Teraz już powinna być w trakcie drugiego.-Powiedział lekko zawiedziona Rebecka.
-Ona wie co robi?-Spytał ktoś z tłumu Nofeji gromadzących się wokół.
-Nie mam zielonego pojęcia. Dobrze wie co się stanie, jeśli proroctwo się wypełni, ale musi też ratować przyjaciół i rodzinę. Na jej miejscu każdy postąpiłby tak samo.
-Co w takim razie robimy?-Spytał Aker.
-Amanda jest teraz w Lofarii, jeśli nasi ludzie mają dobre informacje. Tam nie uda nam jej się odbić. Będziemy musieli czekać, aż dostanie trzecie zadanie.
-A nie możemy znowu włamać się do Aprilfall?-Zapytała Violin poprawiając okulary.
-I w tym jest problem. Nie wiemy, gdzie Glidia ją zabrała. W żaden sposób nie możemy ich namierzyć. Musimy czekać. To jedyne rozwiązanie. Amanda da sobie radę.

***

Z chmurnych wrót wyszłam obok wodospadu. Stałam na wielkim kamieniu. Spojrzałam w dół.
-Tu jest ze czterdzieści metrów-powiedziałam sama do siebie, próbując przekrzyczeć wodospad.
Znając Glidię i jej pomysły, obstawiałam, że aby dostać się do Lofarii muszę skoczyć. I tak oczywiście się stało. A raczej powinno się stać.
Skoczyć z czterdziestometrowego wodospadu w cale nie jest tak łatwo.
Wzięłam głęboki oddech i starałam się stłumić dźwięk spadającej wody. Powoli wyjęłam fiolkę z tylnej kieszeni spodni. Mocno ją zacisnęłam i wypiłam.
Gdy stałam tak z zamkniętymi oczami przypomniały mi się słowa Paula. gdy spotkałam się z nim w ,,Tileney". 
,,Czasem trzeba zamknąć oczy i skoczyć. Zaufać. Bądź odważna, Amando Kress"
-Jestem odważna-odparłam i skoczyłam w głąb wodnej przestrzeni.


Szalona dziewczyna

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział dwudziesty szósty

"Korytarz życia"
Chwiejnym krokiem idę po korytarzu
w miejscu, gdzie życie rodzi i umiera
W mojej krwi płynie kroplówka
i reszta determinacji.
Na białych ścianach widzę historię mojego życia:
dziecięca beztroska,
zakuwanie do szkoły,
kłótnie z rodzeństwem,
przytulanie rodziców,
pierwsza miłość,
narodziny moich dzieci i ich rozwój.
Czuję jak tlen odchodzi z moich płuc
i domalowuję śmierć na końcu korytarza życia...

Koszmary chyba pozostaną ze mną już na zawsze. Chociaż może nie jest to skutek całej tej wojny, ale braku jedzenia. W gruncie rzeczy nigdy za dużo nie jadłam, ale tutaj w tej wiosce. W naszej mini lodówce są tylko same warzywa typu marchewka, ogórek, pomidor i papryka. Jeżeli Nofeje jedzą tak na co dzień i zamierzają stanąć do bitwy, jestem poważnie zaniepokojona.
Wstałam powoli z łózka i stwierdziłam, że muszę wziąć prysznic. Po cichu, aby nie budzić Violin śpiącej na łóżku obok, wyszłam z pokoju do również jak lodówka, małej łazienki. Zimny prysznic bardzo dobrze mi zrobił. Z resztą nie miałam żadnego wpływu na to. Gorącej wody wcale nie było. Zaczynam tęsknić za domem. Po raz pierwszy od kilku dni o nich pomyślałam i zastanowiłam się, czy się o mnie martwią, czy zadają sobie pytani, gdzie teraz jestem?
Pewnie jeszcze dłużej zastanawiałabym się nad nim, ale zza drzwi łazienki dobiegł mnie głos Violin. Szybko się wytarłam, założyłam te same ciuchy, bo oczywiście innych nie miała i poszłam do kuchni coś zjeść.
-Widzę, że przekonałaś się do warzyw-odparła Violi, stając w drzwiach.
-A mam inny wybór?-Spytałam wymachując nadgryzioną marchewką.
-Też prawda-powiedziała i mile się uśmiechnęła-Jeszcze cztery dni.
-Wiem.
-Boisz się?-Spytała gryząc ogórka.
-Tego, że możemy zginąć? Tak, ale już o tym rozmawiałyśmy.
-Masz rację-odparła i zajrzała na lodówki.-Co był za chłopak?
-Co?-Spytałam lekko zdziwiona tym pytaniem.
-Ten, u którego byłaś jak przyszłam przedstawić ci plan mój i Akera.
-Paul? To tylko znajomy. Czego ty tam długo szukasz w tej lodówce?
-Nawet nie próbuj zmieniać tematu-odparła i wyciągnęła następnego ogórka.
-W cale nie zmieniam tematu.
-Owszem zmieniasz. Więc kim jest ten cały Paul?
-Już mówiłam. To zwykły znajomy.-Odparłam kończąc marchewkę i w duchu modląc się, aby Violin dalej się tak nie dopytywała. Ona jednak nie dała za wygraną. Musiałam jej opowiedzieć wszystko od początku i to z najmniejszymi szczegółami. Jak się poznaliśmy, jak próbował się ze mną umówić i tak dalej, aż do dnia kiedy w jego domu zjawiła się moja nowa koleżanka.
-I to wszystko-odparłam kończąc swoją wypowiedź.-Zwykły znajomy.
-Amanda czy ty dopiero się urodziłaś?
-Hahaha co?-Zaśmiałam się. Nie sądziłam, że Violin może mówić tak prosto z mostu.
-Serio, nie widziałaś jak na ciebie patrzy? Już po jego spojrzeniu widać, że on nie jest tylko znajomym. Jest kimś więcej. Przynajmniej on by tego chciał.
-Przestań. Mam Akera. Nie chcę tu żadnych trójkątów. Moje życie to nie książka, aby było w nim miejsce na jakieś bezsensowne romanse. A zresztą Paul szybko znajdzie sobie dziewczynę.
Nagle z dworu dobiegł krzyk. Szybko wybiegłyśmy z naszego domku, aby sprawdzić co się stało.
Gdy byłyśmy już na zewnątrz zobaczyłyśmy Nofejów biegających po całej wiosce. Wielu krzyczało ,,Uważajcie na głowy" i po tych krzykach i my spojrzałyśmy w górę. Nad naszymi głowami kłębiły się czarne chmury. Zerwał się bardzo silny wiatr. Nagle w kłębowisku dostrzegłam czarne pióra, a potem znajomy mi głos.
-Panna Kress pomyliła chyba miejsca-powiedziała Glidia lądując tuż przede mną. Wyglądała tak jak zwykle. Idealnie dopasowana bluzka i żakiet oraz czarne spodnie. Brązowe włosy były spięte w kok.
-Odejdź stąd!-Wykrzyknęła Rebecka, wybiegająca ze swojego domku. Tuż za nią wybiegł Aker.
-No wiesz. Wpadam w odwiedziny, a tu takie nie miłe powitanie.
-Wracaj skąd przyleciałaś albo źle to się dla ciebie skończy!-Wykrzyknął Aker i podszedł do mnie, obejmując mnie ramieniem.
-Tuż za uroczy obrazek.-Uśmiechnęła się, odsłaniając doskonale białe zęby.-Aż mi niedobrze.
-Glidio to nie ma sensu. Mamy armię i to my wygramy. Przegrałaś i pogódź się z tym-powiedziała Violin. Nie sądziłam, że ona się odezwie.
-Ja przegrałam? Ja? Wy chyba mnie nie doceniacie? A teraz poproszę, aby Amanda udała się zemną.
-Nie ma mowy!-Wykrzyknęłam i popatrzyłam na wszystkich. Na Akera, który mnie przytulał, na Violin stojącą obok mnie, na Rebeckę i na Nofejów.-Zostaję tu.
-No cóż. W takim razie będziesz musiała się pożegnać z Davidem, Cynthią i rodzicami. Chociaż ich nigdy nie lubiłaś. Prawda?
-Co im zrobiłaś?-Spytałam,zaciskając rękę w pięść.
-Jeszcze nic, ale jeśli ze mną nie pójdziesz w śród ludzi nie będziesz miała już nikogo. Sądzę, że się dogadałyśmy-odparła i znowu się uśmiechnęła.
Po tym co usłyszałam byłam gotowa z nią pójść. Muszę ocalić jedyne osoby, które były ze mną całe życie.
Zrobiłam krok do przodu, ale Aker mnie powstrzymał.
-Nie możesz.
-Aker-odparłam i popatrzyłam w jego niebieskie oczy-muszę. Ja jestem tylko jedna. Jeśli ocalimy mnie zginie czwórka niewinnych osób.
-A jeśli wypełni się proroctwo zginie ich jeszcze więcej-odparła Rebecka, cały czas nie spuszczając wzroku z Glidi.
-Koniec tych rozmów. Idziesz czy nie? -Spytała i rozłożyła swoje czarne skrzydła.
Zrobiłam kolejny krok do przodu, rozglądając się dookoła. Nofeje. Wszędzie Nofeje. Spojrzałam na jednego z nich,stojącego tuż obok Glidii. Przy jego pasku dostrzegłam nóż. To może być rozwiązanie.
Szybko podbiegłam do niego i wyciągnęłam z paska nóż. Glidia zrobiła gwałtowny krok w moją stronę, jednak ja ją powstrzymałam. Przystawiłam sobie nóż do gardła.
-Spokojnie-odparła rozkojarzona. Takiego obrotu spraw chyba nikt się nie spodziewał.
-Nie-odparłam i się uśmiechnęłam.-Teraz ja stawiam warunki, albo..
-Albo proroctwo nie wypełni się za cztery dni, tylko teraz kiedy poderżnę sobie gardło. Wybór należy do ciebie.
Glidia lekko się uspokoiła. Chyba zauważyła, że trzęsą mi się ręce. Ja też to dostrzegłam i mocniej chwyciła nóż.
-Dobrze, zatem słucham-powiedziała i rozłożyła ręce.
-Masz uwolnić moich rodziców i przyjaciół i obiecać, że nikogo z tej wioski nie skrzywdzisz.
-I co w tedy?-Spytała lekko zaniecierpliwionym głosem.
-Wtedy, i tylko wtedy z tobą pójdę. Ale muszę mieć jakąś gwarancję, że wszyscy są bezpieczni-odparłam i zastanawiałam się, czy moje warunki na pewno są dobrze formułowane i czy to ma w ogóle jakiś sens. No, bo czemu Glidia miałaby słuchać jakieś szesnastolatki?
-Dobrze. Załóżmy, że dam ci to wszystko napisane na Pakcie Trybunału. Zgoda?
-Chcę najpierw dostać to coś-wyciągnęłam rękę w jej kierunku i już po chwili znalazł się w niej zwinięty w rulon dokument. Powoli zabrałam nóż ze swojej szyi i rozwinęłam papier.
-Na dole jest mój podpis. Brakuje tylko twojego.
Szybko przebiegłam wzrokiem treść Paktu Trybunału. Wszystko było tak jak chciałam.
-Czym mam podpisać?
-Najlepiej krwią. Tylko nie z gardła a z palca. Wystarczy jedna kropla.
Spojrzałam na swoją rękę i na wszystkich, którzy stali dookoła. Nikt nawet się nie ruszył. Wszyscy wstrzymali oddech. Chwyciłam mocniej nóż i przejechałam jego ostrzem po wewnętrznej stronie dłoni. Krew wypłynęła natychmiast. Dwie krople nie trafiły na dokument. Dopiero trzecia padła na papier. W tym samym momencie Pakt rozpłynął się w powietrzu.
-Zapraszam w moje skromne progi panno Kress-odparła i otworzyła chmurne wrota.
Wszystko działo się tak, jakby czas stanął w miejscu. Nikt nic nie powiedział. Przekroczyłam chmurne wrota.
-Czemu nic nie zrobiłaś?-Spytał Aker Rebecki.
-Aker, wiem ile znaczy dla ciebie Amanda, ale Pakt Trybunału to na prawdę ważny dokument. A z resztą ona podpisała go z własnej woli.
-Mam gdzieś ten cały dokument! Za cztery dni wypełni się proroctwo! Chodzi o tysiące ludzi!
-Nie wiem, czy wy też zauważyliście, ale do proroctwa są potrzebne dwie dziewczyny-odparła ze spokojem Violin-A Glidia zajęła się tylko jedną, mając też mnie pod ręką. Czemu mnie nie zabrała?
-Właśnie. Zawsze były dwie dziewczyny. A Glidia lata tylko za jedną, ale czemu? Czemu chce tylko Amandę?
-Nofeje!-Wykrzyknęła Rebecka-ruszamy!

***

Nic nie pamiętałam po przekroczeniu chmurnych wrót. Obudziłam się dopiero kilka minut lub nawet godzin później w małym białym pokoju. Nie było w nim nic. Żadnych mebli, dekoracji. Po prostu nic. Wstałam cała obolała z podłogi i przeczesałam włosy palcami.
-Halo!-Wykrzyknęła z nadzieją, że ktoś mi odpowie. Ku mojemu zdziwieniu tak się stało.
-Panno Kress jak dobrze wiesz, zanim nadejdzie Dzień Księżyca musisz wykonać trzy zadania.
-Ej, Glidia, czy ty o czymś nie zapomniałaś?-Spytałam jeszcze raz analizując sytuację przed przekroczeniem chmurnych wrót. Czemu Glidia ściga cały czas tylko i wyłącznie mnie.
-Co masz na myśli? -Spytał głos.
-Ja jestem tylko jedna, a do proroctwa potrzebne są dwie dziewczyny. Czemu wczoraj nie zabrałaś też Violin?
-Ty jesteś dużo ważniejsza niż jakaś tam ruda dziewczyna. Ona i ten twój przyjaciel David, o którym była mowa w proroctwie o znamieniu to tylko takie dodatki. A ty jesteś najważniejsza. 
-Nie rozumiem-wymamrotałam pod nosem i usiadłam na podłodze. Siedziałam chyba ze dwie godziny, aż ponownie odezwał się głos Glidii.
-Już czas na pierwsze zadanie. Udasz się do Lasu Preitar odnajdziesz Jeziorko Topielców.
Słysząc tą nazwę od razu przypomniał mi się mój koszmar. Coś lub ktoś mnie wtedy goniło.
-Zanurkujesz w tym Jeziorku i odnajdziesz Pierścień Świecy.
-A co jeśli będę próbowała uciec?
-Czasami jesteś bardzo zabawna. Nic dziwnego, że wpadłaś w oko Akerowi. Nie możesz uciec. Pakt, który podpisałaś ci nie pozwoli. To coś w rodzaju łańcucha. Działa w obie strony. Ty nie uciekasz tak jak obiecałaś, a ja nikogo nie zabijam, tak jak jest w Pakcie Trybunału.
-A do czego w takim razie ten pierścień?
-To już cię nie interesuje.-W tym momencie otworzyły się chmurne wrota.-Zapraszam do Lasu Preitar. Radzę się śpieszyć.
Zrobiłam dwa kroki do przodu. Przed przekroczeniem wrót wzięłam głęboki oddech. Sama się na to zgodziłam.

***

Las Preitar wyglądał dokładnie jak ten z mojego snu. Tylko wtedy byłam w nim podczas Dnia Księżyca. Tym razem Księżyc był tylko małym skrawkiem, tak więc dawał mało światła. Ruszyłam przed siebie. W duchu modliłam się, aby nic mnie nie ścigało. Szybkim krokiem przemierzałam las, aż w końcu dotarłam do wzgórza, tak jak w moim śnie. Zeszłam bardzo powoli pamiętając, że wtedy się z niego stoczyłam. Nad Jeziorem Topielców unosiła się mgła. Przynajmniej tak myślałam. Jednak potem przypomniały mi się słowa, jakie usłyszałam w swoim śnie. To były dusze topielców. Dusze potępione.
-Teraz muszę tylko tam zanurkować-odparłam sama do siebie. To chyba nie był dobry pomysł. Ale muszę ratować swoich rodziców i przyjaciół. Jedynych przyjaciół.
Zerwał się silny wiatr. Masa liści zerwała się do listopadowego tańca. Kilka nawet wplątało mi się we włosy. Im dłużej stałam przy tym jeziorku, tym bardziej się bałam. Ale muszę to zrobić.
Zanurzyłam jedną nogę. Woda była lodowata. Powoli zanurzałam się w Jeziorku Topielców, aż w końcu całkowicie zniknęłam. Były ze trzy metry głębokości. Wynurzałam się co chwila i dalej znikałam w ciemnej otchłani. Nic. Nie mogłam znaleźć nic. Odszukanie tak małego pierścienie, w tak ogromnym jeziorze było niemożliwe. Zrezygnowana wyszłam na brzeg. Cała trzęsłam się z zimna. Oparła się o drzewo i z trudem przełykałam ślinę. Nie dam rady. 
-Pierścienia szukasz -odparł jakiś głos. Szybko zerwałam się na nogi. I wykrzyknęłam, aby ten ktoś się pokazał. 
-Jestem duszą potępioną-odparł znowu głos.-Jam wiem, gdzie jest Pierścień Świecy.
-Co chcesz w zamian?-Spytałam od razu. Pierwsze raz miałam do czynienia z duszą potępioną, ale coś mi podpowiadało, że one wcale nie są przyjazne.
-Coś czego nie mam już dawno. Coś co zostało mi odebrane w tym jeziorku.
-Życie-wyszeptałam pod nosem.-Chcesz moje życie?


Szalona dziewczyna



czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział dwudziesty piąty


,,Ta­kie bo­wiem są re­guły: jeśli wy­bierasz życie, wy­bierasz także śmierć. "

Biegłam przez ciemny las. Uciekałam. Coś, albo ktoś mnie gonił.
Była pełnia. Dzień Księżyca. Dziś powinno wpełnić się proroctwo.
Biegłam coraz szybciej. Usłyszałam szelest w krzakach. Potknęłam się o wystający korzeń drzewa.
Leżałam twarzą do ziemi. Za plecami usłyszałam kroki.
Ostrożnie podniosłam głowę do góry. Przede mną nikogo nie było, ale czułam, że gdzieś niedaleko ktoś lub coś się czai. Czułam na sobie to złowieszcze spojrzenie.
Powoli, nie wykonując gwałtownych ruchów, wstałam z ziemi, odszepując ziemię ze spodni. Zaczął padać deszcz.
Rozejrzałam się dookoła. Drzewa delikatnie kołysały się na listopadowym wietrze, a księżyc przedzierał się prze ich konary.
Nagle w oddali lasu wyłoniła się czarna postać.
Ruszyłam do biegu. Z coraz większą prędkością mijałam drzewa nie zwracając uwagi na zadrapania, które powstawały w wyniku uderzania o małe gałązki.
Powoli zaczynało brakować mi tchu. Już dłużej nie dam rady tak biec.
Odwróciłam się do tyłu i w tym momencie potknęłam się kolejny raz, ale tym razem zaczęłam turlać się ze wzgórza tuż do jeziora u jego podnóży.
Wpadłam do wody. Zakrztusiłam się po takim nagłym zanurzeniu się. Szybko staram się wypłynąć na powierzchnię.
Udało się. Szybko wyszłam z wody. Na szczycie wzgórza stała czarna postać, spoglądająca nie na mnie, ale na jezioro. Szybko odwróciłam spojrzenie.
Nad wodą jeziora unosiły się zjawy.
-Topielce, topielce-powtarzał jakiś szept w oddali.-Dusze potępione, tak jak dusza tej, która zaczęła przepowiednię i która już nic nie uratuje.

***

-Amanda! Mój Boże Amanda! Obudź się!-Krzyczała Violin, próbując mnie obudzić.
-Dusza potępiona-wyszeptałam. Byłam cała roztrzęsiona. Jeszcze nigdy nie miałam tak rzeczywistych snów, a raczej koszmarów.
-Co? O czym ty mówisz?-Spytała Violin, siadając na skraju mojego łóżka.
-Która godzina?-Spytałam, starając zmienić temat. Nie chciałam opowiadać o swoim koszmarze.
-Jedenasta-odparła spokojnie.
-Co!?-Wykrzyknęłam i szybko zerwałam się z łóżka.-Zostało pięć dni do Dnia Księżyca, a wy nic nie robicie?!
-Am uspokój się-odparła Violin, wstając z mojego łóżka.-Nic nie możemy zrobić. Jeśli Glidia nas tu nie znajdzie, jesteśmy bezpieczne.
-A co jeśli jednak nas zlokalizuje? Co wtedy?
-To, że nas znajdzie jest mało prawdopodobne, ale jeśli to się stanie, będziemy walczyć. Będziemy walczyć, o siebie nawzajem, o światło i o to, aby Upadłe Królestwo i Gliia już nigdy nam nie zagrażali.
-Czyli co zamierzacie z nią zrobić? Chcecie ją złapać i zabić?
-Nie. To nie będzie wystarczająca kara za to co uczyniła. Z jej rąk zginęło wiele aniołów i ludzi. Glidia to potwór bez serca. Dla niej liczy się tylko zysk i władza. Dlatego zabiła świętej pamięci  władców Elizabeth i Markusa, a ich dziecka też się pozbyła.
-Co wiesz o moich rodzicach, czyli o poprzednich władcach Aprilfall?-Spytałam pełna nadziei, że w końcu po tylu latach dowiem się czegoś o moich rodzicach.
-Nie wiem za dużo-odparła z powrotem siadając na moim łóżku.-Rządzili Aprilfall przez dwadzieścia lat, dopóki Glidia nie zaczęła wszczynać buntów, że niby Elizabeth jest potomkiem z innego świata i nie powinna zasiadać na tronie. Wszystkie bunty jednak zostały stłumione, a zaprzestane, kiedy Na świat przyszedł królewski potomek, czyli ty. Gdy ta wiadomość dotarła do Krempel, Glidia wpadła w szał. Teraz musiała się pozbyć nie tylko pary królewskiej, ale i ich bachora.
Jak to zrobiła nikt nie wie. Jest wiele wersji. Jedna mówi, że otruła Elizabeth i Markusa, druga, że zadźgała ich jak spali, trzecia, że wepchnęła ich do lustra nicości. A o dziecku nic nie było wiadomo. Nikt nie wiedział, czy Glidia je zabiła, czy darowała mu życie. Ale teraz już wiemy.
-Czekaj. Czyli wy nie macie pewności, że to ja?
-Prawie. W sumie Glidia ci powiedział, że zabiła twoich rodziców i wiedziała, kiedy się urodziłaś. To na pewno ty. Zachowanie Glidi nawet o tym świadczy. Ściga cię już od wielu lat, aby tylko wypełnić proroctwo.
-Nadal nie rozumiem tego proroctwa. Czemu mamy być kluczem do ciemności świata ludzi?
-Też nie mam bladego pojęcia. Obie w tym siedzimy. Musimy to przetrwać.
-Nic nie musimy-odparłam i podeszłam do okna.-W każdej chwili możemy to przerwać.
-Chcesz się zabić? Taki masz wspaniały pomysł na życie?
-Życie! Moje życie jest do niczego. Widzę jakieś przeklęte anioły, muszę walczyć z świruską, która chce aby na świecie zapanował mrok, mieszkam w wiosce elfów, mam autoimmunologie, dzieciństwo spędziłam w Domu Dziecka, a jak zostałam adoptowana okazało się, że to tylko dlatego, by anioły miały mnie na oku. Tak. Twierdzę, że zabicie się to najlepszy pomysł z możliwych.
-Nie możesz.
-Oczywiście, że mogę. Kto mi zabroni?
-Nie chodzi o to, że ktoś ci zabroni. To po prostu niemożliwe.
-Co?-Spytałam odwracając się do niej.
-Ty na prawdę mało wiesz.
Wzruszyłam ramionami. Violin miała rację. Nie wiedziałam nawet połowy tego co ona.
-Zobacz-odparła i poszła do kuchni. Stamtąd przyniosła stołek. który postawiła centralnie pod żylandorem.
-Czekaj. Co ty chcesz zrobić?-Spytałam z lekkim przerażeniem.
Na moje pytanie było jednak za późno, bo Violin zrobiła swoje. Bez żadnego problemu zbiła zapaloną żarówkę. Ręką. Zmiażdżyła palącą się żarówkę ręką.
-Jak?-To było jedyne co mogłam powiedzieć. Normalny człowiek już dawno by nie żył. Normalny. A my niestety takie nie jesteśmy.
-Jetem córką Diabła. Nawet jakbym chciała się zabić nie mogę.
-Czyli nawet nie umrzesz ze starości?
-Tego akurat nie wiem. Może. Może nie. Ludzie mają różne zdania na temat życia i śmierci.
W tym momencie ktoś zapukał do naszych drzwi.
Natychmiast poszłam sprawdzić kto to może być.
-Wzywają nas pod wierzbę. Jakaś narada na wypadek ataku Glidii, czy coś w ten deseń-odparła Aker od razu, gdy tylko otworzyłam drzwi.
-Okay-powiedziałam i go pożegnałam.

***

Pod wierzbą znajdowało się kilkanaście ławek i stolików. Nic nadzwyczajnego.
-Proszę o uwagę. Za chwilę przemówi nasz wielki wódz-Naszel Patem.-Po tych słowach od razu wśród elfów wybuchły gorące oklaski.
Nagle ustały. Oczy wszystkich zwróciły się na wgłębienie w korze drzewa ponad naszymi głowami. Tam właśnie pojawił się Naszel Patem. Był on tego samego jak wszystkie inne Nofeje. Jedyne co go wyróżniało to siwa broda z warkoczykami zakończonymi różnymi monetami. Ubrany był w brązowe spodnie, lnianą koszulę i czarną kamizelkę.
-Jak dobrze wszyscy wiemy, mamy wśród nas gości, którzy zwrócili się do nas o pomoc, a my im tej pomocy udzieliliśmy. Daliśmy im schronienie i bezpieczeństwo. Oczywiście to może nie wystarczyć. Być może będziemy musieli stoczyć z nimi kolejną bitwę, podobnej do tej, która miała miejsce w Aprilfall.-Po tych słowach wybuchła kolejna seria gorących braw. W tym momencie dostrzegłam Rebecke i Akera. Stali dokładnie po drugiej stronie.
-Będziemy musieli walczyć. Nie tylko o naszych gości, ale także o to, by na świecie nadal panowało światło. Walczymy również dla sprawiedliwości. Ta, która wyrządziła tyle zła na świecie musi odpowiedzieć za swoje czyny. Musimy pomścić, naszych rodaków, którzy zginęli z jej rozkazów.
Wierzę, że mogę liczyć na waszą odwagę i oddanie naszemu rodowi. Walczmy o to co dobre. Brońmy świata.
Po tych słowach rozległy się brawa, a wódz Nofejów rozpłynął się. Wzrokiem próbowałam odszukać Akera i Rebecke, ale nie było ich już  tam, gdzie ostatnio.
Ruszyłyśmy z Violi z powrotem do naszego domku.
-Jestem strasznie głodna-odparła zanim jeszcze otworzyła drzwi.-A ty?
Przyznam, że pomysł, aby coś zjeść był całkiem dobry. Nie jadłam nic od około dwóch dni.
-Co w ogóle mam w elfowej lodówce?-Spytałam będąc już w domu.
-Mamy sałatę, pomidora, paprykę i masę innych warzyw.
-Okay. Mi pasuje-odparłam wchodząc do kuchni.
-Serio?-Spytała Violin, wynurzając głowę z lodówki.
-Jak nie ma nic innego-powiedziałam i wzięłam sobie już obraną marchewkę.
-W takim razie smacznego.
-Dzięki-odparłam wychodząc z kuchni i idą do salonu, w którym stała sofa i dwa małe fotele.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Chciałam otworzyć, a Violin powiedziała, że to zrobi.
Nawet ją lubię, chociaż nigdy nie sądziłam, że zaprzyjaźnię się z takim kimś jak ona. Poukładana, mająca dobre oceny, ubierająca się w sukienki i różnorodne kolorowe sweterki. Zupełne przeciwieństwo mojej osoby.
-No dobra.Wejdź-usłyszałam głos Violin dochodzący od drzwi.
-Mamy jakieś wieści?-Spytałam od razu, gdy do salonu wszedł Aker.
-Aktualnie nic. I to dosłownie. Glidia zachowuje się całkiem spokojnie, a wszyscy dobrze wiemy, że bardzo jej na tobie zależy, i że musi cię mieć w Dniu Księżyca za pięć dni.
-Czyli co robimy?-Spytała Violin, stająca za Akerem.
-Czekamy.
-Czekamy?-Spytałyśmy obie na raz.
-Tak. Jedyne co nam pozostało to czekanie. Glidia albo zaatakuje albo i nie.
-Nie możemy tak po prostu nic nie robić!-Wykrzyknęłam i zerwałam się z kanapy.
-A co chcesz zrobić? Zaatakować? Po co?
Wzruszyłam ramionami.
-Amanda. Aker ma rację. Musimy czekać. Za pięć dni wszystko się rozstrzygnie.
-No dobra-wymamrotałam i z powrotem usiadłam na kanapie i dokończyłam swoją marchewkę, w trakcie, gdy Violin odprowadziła Akera do drzwi.
-A. Jeszcze jedno. Naszel Patem prosi, aby nie opuszczać domków po zmierzchu. Podobno w okolicznych lasach grasuje jakieś zwierzę. Lub osoba. Tak, więc nie wychodźcie z domu.
-Okay-odparła Violin.
Na krótką chwilę nie mogłam złapać oddechu. W lasach panuje jakieś zwierzę, lub co gorsza osoba.
Mój sen. Ucieczka przed tajemniczą postacią, upadek ze wzgórza i dziwne szepty.
,,Dusza tej, która zaczęła przepowiednię i która już nic nie uratuje."
Miejmy nadzieję, że to nie będzie prawda.
-Am,wszystko w porządku?-Spytała Violin i usiadła obok mnie na kanapie.-Jesteś strasznie blada. Idź może już się połóż. Sen dobrze ci zrobi.
Nic nie odpowiedziałam, tylko posłusznie wstałam i ruszyłam do swojego łóżka.
Słońce jeszcze nawet nie zachodziło. Była może czwarta, piąta godzina.
Nie położyłam się do łózka, ale z powrotem wróciłam do salonu. Rano zapomniałam się o coś spytać Violin.
-Pamiętasz jak rano zmiażdżyłaś tą żarówkę?
Przytaknęła głową.
-Skąd wiedziałaś, że możesz to zrobić? Skąd wiedziałaś, że nie możesz się zabić?
-Raz próbowałam to zrobić, ale po prostu nie mogłam. Żadna siła nie mogła mnie zabrać ze świata żywych.
-A skąd wiesz, że ja też taka jestem?
-Nie wiem. Myślisz tylko o śmierci, ale nigdy nie próbowałaś. Nie wiem. czy też jesteś taka jak ja, ale tak mi się wydaje. Jesteśmy inne. Pod wieloma względami.
-Dobrze wiem, że jesteśmy inne. Niestety.
I na tym skończyła się nasz rozmowa. Położyłam się do łóżka z nadzieją, że tej nocy nie będą mnie już nękać koszmary. Myliłam się. Koszmary uderzyły tym razem ze zdwojoną siłą.


W tym samym czasie w Aprilfall ...

-Macie ją znaleźć! Teraz! W tym momencie!
-Spokojnie-odparł pewien anioł.
-Jak mam być spokojna, kiedy nawet nie wiemy, gdzie ta dziewczyna się podziewa!
-Trzeba było lepiej pilnować Akera, wtedy już byśmy ją tu mieli.
-Gdy chcesz coś zrobić, lepiej zrób to sam-odparła brunetka i rozwinęła czarne skrzydła.


Szalona dziewczyna

_________________________________________

Wesołych Świąt kochani ;*




sobota, 28 marca 2015

Rozdział dwudziesty czwarty


,,Odważny nigdy się nie poddaje"

-Amanda!-Gdzieś w oddali ciemnego korytarza usłyszałam krzyk Akera. Szybko zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do krat celi. W oddali dostrzegłam znajomą mi postać. Jego kroki odbijały się głuchym echem w lochach.
-Aker!-Wykrzyknęłam i mocniej zacisnęłam ręce na kratach.
Szybko podbiegł do mnie i chwycił moją twarz w objęcia.
-Całe szczęście, że nic ci nie jest-odparł patrząc na mnie tymi swoimi niebieskimi oczyma.
-Coś chyba poszło nie tak-odparłam, lekko się uśmiechając. Odparł tym samym i puścił moją twarz.
-Wszystko pod kontrolą. Już niczym się nie martw-odparł i nagle poczułam silny ból w okolicy brzucha. Szybko powędrowałam tam ręką i dostrzegłam krew. Podniosłam wzrok na Akera. Stał w tym samym miejscu co przedtem trzymając w ręce nóż, z którego na posadzkę skapywała moja krew. Łapczywie łapałam powietrze. Kolana się pode mną ugięły. Krew coraz szybciej wypływała z rany. Oczy się zamknęły, a moja głowa upadła na posadzkę z głucho rozchodzącym się echem.
Ostatnie co widziałam, to oddalający się anioł.
Wszystko skończyło się na zawsze.

***

Wzięłam głęboki oddech. Siedziałam w celi, w której zamknął mnie jeden z poddanych Glidii. Nigdzie nie było krwi.
-To tylko zły sen-odparłam przeczesując włosy.-Zły sen.
Powoli wstałam z podłogi i podeszłam do krat. W głębi korytarza niczego nie dostrzegłam. 
-I co ja mam tu robić?-Spytałam sama siebie, odchodząc od krat.
Chodziłam w kółku, myśląc o słowach Glidii. To ja jestem dziedzicem tego wszystkiego. Moi rodzice byli władcami i ... aniołami. W takim razie, czemu nie mam skrzydeł?
Dobra. Stop. Spawa skrzydeł nie jest teraz najważniejsza. Muszę w jakiś sposób skontaktować się z Akerem i Violin, bo nie sądzę, aby zamknięcie mnie w celi było częścią ich wspaniałego planu.
Myśl, myśl.
Gdybym mogła go tak po prostu wezwać, tak jak kiedyś. Ale nie, bo zaraz zlecielibysię wszyscy strażnicy, jacy tylko są w Aprilfall.
Nie mam bladego pojęcia jak się stąd wydostać. Usiadłam w rogu celi i czekałam.
Mijały sekundy, minuty, godziny i nic się nie działo.
Nagle w korytarzu usłyszałam kroki. Szybko wstałam i podeszłam do krat, czekając aż w oddali pojawi się jakaś postać.
-Odsuń się od krat!-Zza zakrętu wyłoniła się postać Akera.
-Aker!-Wykrzyknęłam i szybko odsunęłam się od krat, tak jak mi kazał.
Nagle z jego rąk wystrzeliła dziwna kula, która w mgnieniu oka zniszczyła kraty.
-Amanda!-Krzyknął i szybko do mnie podbiegł, tuląc mnie w ramiona.-Musimy się spieszyć. Rebecka i Nofeje już długo nie wytrzymają.
-Co?-Spytałam lekko rozkojarzona, ale Aker powiedział, że gdy będziemy bezpieczni wszystko mi wyjaśni. No okay. Chciałam zadać jeszcze pytanie, co to Nofeje? Ale gdy znaleźliśmy się nad lochami od razu się dowiedziałam.
Nofeje to ... elfy, a teraz toczyły bitwę z aniołami Glidii. Wszędzie dookoła latały różnorodne kule magiczne. Jak się okazało anioły też to potrafią. Nagle gdzieś w oddali dostrzegłam postać Rebecki. Była z Glidią. Obie miotały w siebie kule. Glidia posługiwała się zapewne magią, której nauczyła się w Upadłym Królestwie.
-Musimy iść-odparł Aker ciągnąc mnie do chmurnych wrót.
Ostatnie spojrzenie na chaos panujący w Aprilfall. Anioły walczące przeciwko elfom.

***

-Co tam się działo i dlaczego wylądowaliśmy w lesie?-Spytałam rozglądając się dookoła.
Aker jednak nie odpowiedział, tylko podszedł do mnie i mnie pocałował. To jednak nie trwało długo, ponieważ zaraz go odepchnęłam.
-Aker tak nie można. Nie po tym co się stało. 
-Amanda-odparł i zrobił krok w moją, a ja krok do tyłu.-To co powiedziała Rebecka o tym, że wszystko było udawane to nieprawda. No dobra. Na początku może tak, ale potem naprawdę się w tobie zakochałem. Pokochałem to jak bardzo jesteś niepoprawna. Na początku mnie to denerwowało, bo były z tobą same problemy. Po pewnym czasie nie mogłem bez ciebie wytrzymać nawet kilku minut.
-A, więc to dlatego mnie zostawiłeś i dałeś mi innego anioła.
-Po pewnym czasie nie mogłem już na ciebie donosić Glidii, dlatego dostałaś Tima. Najmniej gadatliwy anioł w całym świecie aniołów. 
-Ale po co była ta cała akcja z bitym dzieckiem?
-Glidia kazała mi się jakoś do ciebie zbliżyć. Pomysł z bitym dzieckiem to było najlepsze rozwiązanie. Jeszcze jak się dowiedziałaś , że jestem ,,człowiekiem", wtedy byliśmy prawie identyczni. 
-Super-odparłam i odwróciłam się do niego plecami. Rozpościerał się teraz przede mną olbrzymi las.
-Nofeje i Rebecka niedługo tu będą.
-Czemu akurat elfy? Czemu naszymi sprzymierzeńcami mają być elfy?
-Uwierz mi. Sam tego nie ogarniam. Rebecka zresztą nie miała zbyt czasu. Za sześć dni będzie Dzień Księżyca i Upadłe Królestwo powstanie. 
-I na ziemi zapanuje chaos-odparła Rebecka wynużająca się z chmurnych wrót.-Tu u Nofejów jesteś bezpieczna Amanda. Ani upadły anioł, ani żaden z nas nie może się dostać do Prejli. 
-Pre, co?
-Prejli. Świat elfów.
-A dlaczego anioły nie mogą tam wchodzić?
-To zupełnie inny świat. Chroni go magiczna bariera tak jak wszystkie inne kraje. Elfy mogą mieszać się między sobą, bez przeszkód, tak samo jak światy aniołów. Ale anioł nie może wejść bez pozwolenia do świata Nofejów i na odwrót.
-Dużo jest jeszcze takich światów?
-Około szesnastu. Aprilfall, Krempel, Prejli, Manguster-Królestwo Nimf, Limprak-Królestwo Bieli i wiele innych, ale nie pora na lekcję.
-Musimy ruszać-odparł jeden z Nofejów. Był niższy ode mnie, ze spiczastymi uszami, ubrany w zielone spodnie, lnianą koszulę i kamizelkę. Za nim stało jeszcze około dziesięciu identycznych stworzeń.
-Prowadź-odparła Rebecka i ruszyła za zgrają elfów. Szyliśmy dobrych kilka godzin przez las, aż w końcu dotarliśmy do Prejli. Było to niewielkie miasto położone w lekkim dole. Było tu kilka chatek, na wzór iglo. Spora część domków znajdowała się również na drzewach. W całej wiosce tętniło życie.
-To obłęd-odparłam stojąc na wzgórzu i patrząc na Prejle.
Będąc już na dole doszłam do wniosku, że domki wcale nie są takie małe. Są doskonałe dla normalnych ludzi. 
Po środku wioski rosła olbrzymia wierzba, pod którą prawdopobnie znajdowało się miejsce spotkań dla wszystkich Nofejów.
-Wasze domki znajdują się w północnej części naszego miasta.
Tak, jak powiedział jeden z elfów, ruszyliśmy do naszych domków. Stały bardzo blisko obok siebie i trochę dalej od domków innych elfów. To nawet dobrze. 
Rebecka i Aker zdecydowali, abym wzięła domek stojący po środku. W ten sposób, będą mogli mnie łatwiej pilnować. Nie kłóciłam się, tylko posłusznie weszłam do mojego tymczasowego domu.
Był całkiem spory. Salon z kanapą i dwoma fotelami, sypialnie z dwuosobowym łóżkiem, łazienka i kuchnia. To co zaciekawiło mnie najbardziej, to kwiaty rosnące na suficie w każdym pomieszczeniu.
Podeszłam do okna. Zachód słońca. 
Glidia nie może mnie znaleźć. 
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Rebecka i Violin.
-Amando, Violin dopiero przybyła z kilkoma naszymi sojusznikami z Aprilfall i nie ma domku. Może zostać z tobą?
-Jasne-odparłam bez zastanowienia, chociaż tak na prawdę chciałam być sama. No, ale trudno.
-Boisz się?-Spytała mnie po chwili.
-Tego, że na świecie zapanuje ciemność i my jesteśmy kluczem do tej ciemności?
Kiwnęła głową.
-Nie wiem-odparłam całkiem szczerze.
-Czasem to ty wybierasz swoją drogę, a czasem robi to los-odparła i obie wyjrzałyśmy przez okno podziwiając zachód słońca.


Szalona dziewczyna

sobota, 14 marca 2015

Rozdział dwudziesty trzeci


Stworzone, by siać chaos na Ziemi

Tak jak ustaliłam z Violin aniołowie dali mi spokój. Aker wmówił coś Glidii, że jeśli będę miała więcej czasu to przekonam się do proroctwa. Nie sądziłam, że ona jest aż tak naiwna, ale dzięki niej obowiązywał mnie Kodeks Bractwa. Żaden anioł nie mógł mnie porwać, czy nawet dotknąć, dopóki Glidii oczywiście nie wyjawi takiej woli.
Tak, więc przez chwilę mogłam żyć normalnie i wszystko sobie poukładać.
Aker jest aniołem i nigdy mnie nie kochał, Rebecka żyje, Violin jest córką diabła i obie miałyśmy zniszczyć świat, przez wspaniałomyślne pomysły Glidii.
I teraz nasuwa się pytanie. Która część z tego wszystkiego jest najbardziej szalona?
-Kress!-Usłyszałam nagle gdzieś za swoimi plecami. Sam. No oczywiście. Kogo można się spodziewać?
Szybko zamknęłam swoją szafkę i ruszyłam szkolnym korytarzem przed siebie. Ona jednak nie dała za wygraną.
-Kress!-Wykrzyknęła na cały głos i wszyscy momentalnie zrobili jej przejście przez środek hallu.
Nie chce i nie mam zamiaru z nią rozmawiać, bo wszyscy dobrze wiemy o co chodzi tej nadętej blondynce. Chodzi jej o Paula. Zapewne już jej ktoś doniósł, że byłam u niego w domu.
-Czy ty myślisz, że możesz sobie na to pozwolić?-Spytała naciskając na każde słowo.
Czy w jakim kolwiek świecie kiedyś znajdę święty spokój? Szkoła-nie, Aprilfall-nie. No ludzie. Chwila spokoju.
Powoli odwróciłam się w jej stronę i uśmiechnęłam się,co ją jeszcze bardziej zdenerwowała.
-Witaj Sam. Co u ciebie?-Odparłam spokojnie, rozglądając się po minach obserwujących nas uczniów.
-Ktoś zapomina się, co Kress? Już nie pamiętasz, że ja zawsze mam to co chce?
-Ja pamiętam o tym doskonale, ale inni chyba trochę mniej skoro nie chcą się podporządkować, nie?
Nagle wszyscy wstrzymali oddech. Postawiłam się Sam. No to nie był w sumie pierwszy raz, ale nigdy nie miałam takiej publiczności dookoła.
-Skończysz tak samo jak w poprzednich gimnazjach. Z tego też w końcu cię wyleją.-Odparła i odwróciła się na pięcie. Czy ona kiedykolwiek da mi spokój? Wątpię.
Powolnymi krokami wyszłam na szkolny dziedziniec. Nie panował tu zbytni tłok jak zwykle. Panoszyło się tylko kilku uczniów przywiązujących rowery do stojaków.
Nagle po plecach przebiegł mnie dreszcz. Czułam na sobie czyjeś spojrzenie. Szybko się odwróciłam, ale nikogo nie dostrzegłam, chociaż byłam pewna, że ktoś za mną stał. Coś się dzieje. Dzień Proroctwa jest coraz bliżej.

***

Szybkim krokiem przemierzałam ulice, aby jak najprędzej dotrzeć do domu. Nadal miałam wrażenie, że ktoś mi się przygląda. 
Najszybciej jak tylko umiałam wpadłam do domu i już od progu spotkała mnie niespodzianka.
-Hej-odparłam, gdy zauważyłam Davida i Cynthię.-Co wy tu robicie?
-Hej. Muszę cię ostrzec-powiedział i po chwili dodał-proroctwo nie jest tym czym się wydaje.
A to mi nowość. Ten to ma wyczucie czasu. I co w ogóle robi z nim tu Cynthia?
-Wiem-odparłam.-Aker i Violin wszystko mi wyjaśnili. Po co przyprowadziłeś Cynthię?
Na chwile zaniemówił. Jego spojrzenie błądziło to ode mnie, to do Cynthi. Zupełnie tak jakby prosił o ratunek.
-Jesteśmy razem-powiedziała Cynhia podchodząc do niego i go przytulając.
No to teraz dali czadu. David i Cynhia. Kto by się spodziewał takiego związku? Ja na pewno w życiu bym nie wpadła na taki pomysł.
-Od kiedy wy ... tak razem?
-Od kilku tygodni-odparł David.-Przepraszam, że często nie odpierałem twoich telefonów, ale zazwyczaj dzwoniłaś zawsze, kiedy byłem z Cynthią.
-No dobra..., ale o co chodzi z tą akcją z proroctwem? Skąd wiesz?-Spytałam, a po chwili szybko dodałam-Czekaj! Powiedziałeś jej o wszystkim? O mnie i tak dalej?
Oboje pokiwali głowami.
-David! Teraz i ona jest w niebezpieczeństwie. Gratuluję pomysłu.
-Am, już tak nie przeżywaj. Nic jej nie będzie. 
-Nigdy nic nie wiadomo! Teraz ,kiedy sprawy mają taki obrót, wszystko może się wydarzyć.
-Amanda spokojnie.-Odparła, podeszła do mnie i położyła mi ręce na ramionach.-Wiem wszystko i pomogę ci się z tego wydostać. Pozbędziemy się tego daru.
I teraz przypomniały mi się słowa Davida. Jedyne rozwiązanie, aby pozbyć się daru, to zabicie swojego anioła stróża. Czy jestem wstanie się na to zdobyć?
-Damy radę-odparła uśmiechając się do mnie.
-Wiem-powiedziałam i przytuliłam się do niej.
Z uścisku wyrwał nas głoś Davida, który powiedział, że on i Cynthia powinni się zbierać, bo robi się ciemno. No cóż. Pożegnałam się ze swoimi przyjaciółmi  zostałam sama w domu. Rodzice jak zwykle pracują do późna nad jakimś ważnym projektem.
Do samotności można się przyzwyczaić.
Zeszłam do swojego pokoju i znowu poczułam, jakby ktoś mi się przyglądał. Dokładnie się obejrzałam. W całym domu nikogo oprócz mnie nie było. Jednak ...
Na ścianie mojego pokoju dostrzegłam przebiegający cień. Miałam rację. Nie byłam sama. Ktoś mnie obserwował.
Powoli obróciłam się wokół własnej osi, dokładnie obserwując każdy kąt. To nie mógł być anioł. Przecież od razu bym go zobaczyła.
Podmuch zimnego wiatru.
Oddech na mojej szyi.
Wstrzymałam oddech. Ktoś stała za mną. Powoli się odwróciłam. Stałam teraz twarzą twarz z jednym z mrocznych aniołów.
-Czego chcesz?-Spytałam z lekko drżącym głosem. Upadły anioł. Mam nadzieję, że nie przysłała go tu Glidia, bo jeśli tak to znaczy, że nadszedł już czas.
-Muszę cię zabrać do Aprilfall-odparł anioł i wyciągnął w moją stronę rękę.
Zamrugałam oczami i jeszcze raz spojrzałam na postać stojącą przede mną. Był to mężczyzna w wieku Glidii, ubrany cały na czarno, z skrzydłami w tym samym kolorze. Nie miał jakiś cech charakterystycznych.
Wzięłam głęboki oddech i chwyciłam jego dłoń. Nie mam zielonego jak działa pan Akera i Violin, ale to chyba nie jest jego część. Mam przeczucie, że będzie źle.
Stworzone, by siać chaos na Ziemi.

***

-I ponownie witamy pannę Kress.-Przywitał mnie głos Glidii po drugiej stronie chmurnych wrót.
-Po co te uprzejmości?-Spytałam głównie po to, aby ją zdenerwować. Ale chyba mi się nie udało. Z jej twarzy nie znikło opanowanie.
-Proroctwo wypełni się już za tydzień podczas Dnia Księżyca. Dnia, w którym wszystko się zaczęło.
-Co się zaczęło?-Odparłam, rozglądając się dookoła. Wszędzie panowała cisze. Nigdzie nie było nikogo oprócz mnie i Glidii. Upadły anioł, który mnie tu przyprowadził już gdzieś się ulotnił.
-Nie pamiętasz, co się stało 30 listopada?
Wiem. Już teraz wiem. Całkowicie zapomniałam o tym dniu. 30 listopada. Dzień, który miałam wpisany w kartę w Domu Dziecka jako dzień moich urodzin. Czyli ... Dzień, w którym wszystko się zaczęło. Urodziła się ja.
-Na czym w ogóle ma polegać proroctwo?-Spytałam. 
-Jak dobrze wiesz są dwa królestwa. Nasze-światła i Krempel-mroku. Dawno, dawno temu, gdy Aprilfall rządzili Mędrcy oba światy zawarły przymierze. Ale to dobro miało stać wyżej niż zło. Dla każdego był to dobry układ. Dla każdego z Aprilfall. Nikt nie pomyślał o ludziach z mroku. Krempel zgodziło się na tą umowę, tylko dlatego, że nie mieli ludzi, aby walczyć. Ale  pewnego razu czasy się zmieniły. Do Aprilfall wkradło się zło. I to ono objęło władzę, wmawiając poddanym o proroctwie, dla nich dobrym. Jednak ono jest tylko dla Upadłego Królestwa.
-Ty. Ty żyłaś w mroku, a potem obięłaś tron. Tutaj. W Aprilfall. To ty wciskasz kity o tym proroctwie każdemu komu popadnie.-Odparłam robiąc krok w jej stronę. 
-To przymierze było dobre tylko dla Elizabeth i Markusa. Byli słabymi władcami. I rodzicami zresztą też-powiedział, a w jej oku pojawił się dziwny błysk.-Tylko popatrz na siebie. No, ale włosy to masz po mamusi.
-Co?-To nie może być prawda. 
-Twoimi rodzicami byli władcy tego świata. Jesteś jakby dziedzicem tego wszystkiego. Szkoda, że nie mogłaś ich poznać-odparła i ruszyła prze siebie, a za mną pojawił się ten sam anioł, który mnie tu przyprowadził. 
-Pokaż pannie Kress nasze apartamenty więzienne.
Co? Rzuciłam się w jej stronę, jednak szybko została obezwładniona. 
-Co zrobiłaś moim rodzicom!?-Krzyczałam i szarpałam się, próbując uwolnić się uścisku anioła.
-Abym mogła mieć to co teraz, ktoś musiał się poświęcić. No cóż. Padło na twoich rodziców.-Odparła i zniknęła w chmurnych wrotach, a ja zostałam zaprowadzona do lochów.
Plan Akera chyba nie zadziałał. Gdzie on w ogóle się podziewa?
Stworzone,by siać chaos na Ziemi.
To bez sensu. Violin być może. W końcu jest córką diabła, ale ja? Ja jestem dziedziczką Aprilfall.
Moi rodzice byli aniołami, czyli ... Czemu ja nim nie jestem?
To robi się jeszcze bardziej szalone niż przedtem.
Mam nadzieję, że Aker i Violin mają jakiś inny pomysł. No, chyba, że to też część ich planu.
Już nie wiem co myśleć. Chciałabym, aby to wszystko się skończyło. Raz na zawsze.


Szalona dziewczyna

_____________________________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Najlepsza motywacja do pisania


piątek, 27 lutego 2015

Rozdział dwudziesty drugi


I co teraz? Nie mogę wrócić do domu, nie mogę iść do Davida, a Cynthia nie odbiera moich telefonów. Po prostu świetnie. Mam dwa rozwiązania. Albo od razu się zabić albo trzymać się z Paulem. Nie wiem, która z tych wersji jest gorsza.
-To co, zgadzasz się?- Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Paula.
-Co?
-Wpadniesz do mnie do domu?-Spytał z tym swoim uśmieszkiem.
-Co?-Powtórzyłam jeszcze raz. No tak. Przecież do szkoły też nie pójdę. Sobota. Czyli teraz mam iść z nim do domu. I może jeszcze poznam jego rodziców? Świetnie. Lepiej po prostu być nie może.
-Okej.
-Super. To już nie daleko.
Z ,,Tinley" do jego domu faktycznie nie było tak daleko. Najwyżej dziesięć minut.
I już po chwili stałam przed dużym, kremowym domem. Przed nim był mały podjazd, a obok śliczny ogródek.
Jego dom w środku niewiele różnił się od mojego. Duży hol prowadzący do salonu, a z lewej strony kuchnia. Po woli zdjęłam buty i powiesiłam kurtkę na wieszaku, Paul zrobił dokładnie to samo, a potem zaprowadził  mnie do salonu. Po drodze do niego minęliśmy sporych rozmiarów ścienne lustro. On wysoki, z tym swoim kolczykiem w uchu, a ja? Zwykła dziewczyna, jakich jest na pęczki. Może jedyne co mnie wyróżnia, to te czarne włosy, których nigdy nie mogę ogarnąć.
-Napijesz się czegoś?-Spytał, gdy już siedzieliśmy w salonie. Pokręciłam głową. I dopiero teraz do mnie dotarło. Co ja będę robić z Paulem u niego w domu? I jak sądziłam po tym pytaniu zapanowała cisza.
-Ładny dom-odparłam po chwili. Nie odpowiedział, tylko cały czas się na mnie gapił.
-Ładna to ty jesteś-i w tym momencie wybuchłam śmiechem. No po prostu nie wytrzymałam.-Co cię śmieszy?
-Ty-odparłam powoli się opanowując.
-Czemu ty taka jesteś? Taka zamknięta w sobie?
Ta. I jeszcze będę mu się tu zwierzać z mojego życia.
-Nie chcesz słyszeć tej nudnej historii, o dziewczynce z Domu Dziecka. I jej dalszych potyczkach w różnorodnych szkołach. Zamknęłam się w sobie właśnie po tym. Moja dusza straciła wszelkie kolory. Życie jest brutalne, a ludzie ranią najbardziej. Dlatego zamknęłam się na wszelkie uczucia. Jeśli nie dopuścisz nikogo do siebie nikt cię nie zrani. Filozofia życia.
Po moim monologu lekko zaniemówił. No cóż. To były mocne słowa. Zazwyczaj się tak nie rozwodzę na temat swojego marnego życia. Ono i tak skrywa jeszcze wiele mrocznych tajemnic, o których nie chcę wspominać.
-Nie możesz się tak zamykać-odparł po chwili.
-Mogę. I już to zrobiłam-odparłam patrząc mu w oczy.
-A gdyby ktoś powiedział, że cię kocha? Co w tedy?
A gdyby ktoś powiedział mi, że mnie kocha. Haha. Aker to zrobił i co z tego wyszło? Jestem ścigana przez anioły, a on sam stanął po stronie Glidi i nawet nie próbował rotować Rebecki przed straceniem. I jeszcze się okazało, żę wszystko co robił było udawane. Miłość pierwsza klasa.
-Miłości nie ma. Miłość to iluzja.-Odparłam. I taka była prawda. Przynajmniej dla mnie. Nigdy nie poznałam czegoś takiego jak miłość. Nawet Emma i Harry nie adoptowali mnie dlatego, że coś do mnie czuli. Po prostu musieli.
-Nie możesz tak mówić. To egoistyczne do reszty świata-chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Możesz mnie wpuścić?-Usłyszałam drobny głos w progu drzwi, jednak nie dostrzegłam postaci wyglądając z salonu.
-Jesteś pewna?
I w tym momencie do salonu weszła Violin. Ubrana w biały sweterek i czarną rozkloszowaną spódnicę. Skrzywiłam się nieco na jej strój. W życiu bym się tak nie ubrała. Chwila. Co ona w ogóle tu robi!?
-Co tu robisz? -Spytałam wstając z kanapy bez żądnych gwałtownych ruchów. Jeśli ona tu jest i mnie znalazła, to anioły też muszą tu być. I Aker.
-Spokojnie.-Odparła podnosząc ręce do góry.-Jestem sama.
-O co tu chodzi?-Spytał Paul stojący za Violin. Chyba każdy byłby zaskoczony. Przychodzi do twojego domu dziewczyna, której nie znasz i każe ci się wpuścić.
-Możesz nas zostawić na chwilę?-Spytałam, a Paul udał się do kuchni.
-Czego chcesz?
-Przyszłam porozmawiać-odparła siadając na kanapie.
-To oni cię przysłali? - Spytałam wściekła.
-Nie-poprawiła tę swoją spódnicę.-Przysłał mnie Aker.
I na te słowa. Moje serce przestało bić. Po co ten dupek mi tu ją przysłał? Chyba tylko po to, abym ją mogła zabić pierwszą, a potem jego.
-Uspokój się-powiedziała widząc moją minę.
-Po co tu przylazłaś?-Wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-To co widziałaś w Aprilfall... To nie była prawda.
Kolejny kit z tego przeklętego miejsca.
-Aker przysłał mnie, abym uzgodniła umowę. Masz kartkę i długopis?
Co!? Ta laska serio twierdzi, że cś ode mnie dostanie? No to się grubo pomyliła.
Violin widząc moją reakcje powoli wstała i ruszyła w stronę drzwi. Już sądziła, że sobie idzie, ona jednak podeszła do wieszaków i ze swojej torebki wyjęła kartkę i długopis, a potem znowu wróciła na kanapę w salonie.
-Ty chyba jesteś śmieszna! Nic nie podpiszę!-Krzyczała, ale ona na nic nie zwracała uwagi , tylko pisała coś na kartce.
-Oto umowa-odparła po chwili i podała mi kartkę papieru.
,, Tu nie możemy rozmawiać. Glidia nas podsłuchuje. Musimy stąd wyjść. Znam miejsce, gdzie nas nikt nie usłyszy. To nie mój plan. Aker ma wszystko pod kontrolą. Musisz nam zaufać, a teraz zachowuj się tak jak przedtem." 

 Spojrzałam na nią. Zaufać? Im? Aker ma wszystko pod kontrolą. Znowu on.
Zachowuj się tak jak zwykle. No dobra.
Zacznijmy przedstawienie.
-Ty chyba oszalałaś! Ty i ten cały Aprilfall!-Krzyczałam i oddałam kartkę Violin.
,,Prowadź"
Violin pokiwała głową. Nie wierzę, że to robię. Po raz drugi zaufałam Akerowi. Temu popieprzonemu aniołowi.

***

Violin zaprowadziła mnie do małej kamienicy przeznaczonej do rozbiórki. Szłyśmy i żadna z nas nie odezwała się ani słowem. W końcu zatrzymałyśmy się na drugim piętrze.
-Tu nas nie usłyszy.-Odparła i odwróciła się do mnie.-Mój tata się o to postarał, ale mamy mało czasu.
-Twój tata?-Spytałam nie wiedząc o co może jej chodzić.
-Tak, ale to bez znaczenia. Aker bardzo się cieszy, że uciekłaś z Aprilfall. W sumie to nie była część planu, ale nie szkodzi. Wszystko w najlepszym porządku.
-Część planu?
-Nie mamy czasu na rozmowę o starym planie. Czas na nowy. Po pierwsze, Aker jest aniołem. Okłamał cie, bo musiał. Po drugie, Rebecka życie i ma się dobrze. 
Co za ulga, ale nadal nie mam zielonego pojęcia co się tu dzieje. I jaki udział ma w tym wszystkim Violin? W sumie o to samo co dziennie pytam siebie. Dlaczego ja? Dlaczego nie Sam z mojej szkoły? Ona świetnie byś odnalazła w całej tej spawie. A nie taka zwykła Amanda Kress.
-Nowy plan jest taki. Za wszelką cenę musisz się trzymać przy osobach, które nie wiedzą o aniołach. Inaczej cię porwą, a my z Akerem nie dopuścimy do wypełnienia się proroctwa.
-Przecież już od tak dawna czekają, aż się wypełni. Czemu mieli by przestać?-Spytałam lekko oszołomiona.
-Bo inne anioły nie wiedzą, co z tego proroctwa będzie miała Glidia. Jeśli proroctwo się wypełni to nie anioły z Aprilfall będą górą, tylko Upadłe Królestwo powstanie. 
-Skąd macie takie dane?
-Zbieraliśmy je od dawna. I wszystko się poukładało. Kilka lat temu Glidia zawarła pakt z Vercerem, królem upadłych aniołów, i zobowiązała się do zrobienia wszystkiego co w jej mocy, aby to on stał się władcą. Dlatego wymyśliła proroctwo, które miało być na korzyść Aprilfall. Mówiła, że znalazła je w kronikach Starego Ludu, a tak na prawdę, to proroctwo końca świata, tylko Glidia zmieniła słowa na korzyść Vercera.
-Czyli obie jesteśmy przeznaczone na koniec świata?-Spytałam powoli wszystko rozumiejąc.
-Dokładnie tak. Obie miałyśmy skazać ludzi na śmierć.
-Zgromadziłaś te informacje z Akerem?-Spytałam z ciekawości i chyba czując lekką zazdrość.
-Po część. Większość zgromadziłam z ojcem.
I znowu ten ojciec. 
-A kim on jest?-Spytałam i obserwowałam jej reakcje. Jej oczy nie patrzyły już na mnie tylko na swoje czarne kozaczki do kolan.
Wzięła głęboki oddech.
-Jestem córką diabła-wyszeptała.
Co!? Violin jest córką diabła. Ale to niemożliwe. Przecież... 
Na ta wiadomość zabrakło mi słów. 
Córka diabła.
-Jak to?-Tylko te słowa udało mi się wypowiedzieć.
-Po prostu. Moim ojcem jest diabeł. Zostałam zesłana na ziemię, aby siać zamęt, ale ja nie jestem taka jak on. Nie potrafię, a zresztą los chciał inaczej. Dostałam dar widzenia aniołów. Tak wyszło.
-Okey-Odparłam. Kurczę. A to niespodzianka.
-Też tak uważam. Kończy nam się czas. Musimy się zbierać i dotrzeć gdzieś, gdzie będzie masa ludzi. 
-,,Tinley" powinno się nadać.
-W takim razie teraz ty prowadź.-Odparła i uśmiechnęła się szeroko. Kto by pomyślał, że ta dziewczyna może być córką diabła?
Teraz jestem już prawie pewna, że Violin odegra ważną role w całej tej sprawie. Może nawet większą niż moja.

Szalona dziewczyna

____________________________________________________

I znowu to samo : Przepraszam, że tak długo nie pisałam.
Postaram się pisać częściej.
Obiecuję.


sobota, 7 lutego 2015

Rozdział dwudziesty pierwszy


 Wielka miłość. A to tylko była taka gra.
Kto pierwszy się zakocha - przegrywa.


-Amanda wstawaj-odparł Aker potrząsając moim ramieniem.
Przekręciłam się na drugi bok.
-Am-powiedział trochę głośniej.
-Aker przestań. Jest piąta rano- odparłam kątem oka patrząc na zegarek.
-Załatwiłem wizytę u Nakoriela. Zdejmie dar jeszcze dziś.
Na te słowa od razu się rozbudziłam.To było to czego od dawna tak bardzo chciałam. Nawet nie pytałam Akera jakim cudem to załatwił tylko szybko się przebrałam w pierwsze lepsze rzeczy wyciągnięte z szafki.
-Chodź nie mamy czasu-odparł Aker i trzymając mnie za rękę poprowadził do chmurnych wrót.
Nagle się zatrzymałam.
-Nie przejdziemy. Nie jesteś aniołem. Zapomniałeś?
-Am-odparł i położył mi ręce na ramionach-nie przejmuj się. Wszystko jest załatwione.
,,Wszystko jest załatwione"-te słowa dźwięczały mi aż do momentu przekroczenia chmurnych wrót. Miałam złe przeczucia... I się nie myliłam...
-Witamy pannę Kress.
Spojrzałam na osobę wypowiadającą te słowa. Glidia. Stała po środku sali w swojej idealnej fryzurze, w doskonałym stroju i z pięknymi skrzydłami. Na początku nie wiedziałam co się dzieje. Glidia, kilka innych aniołów ze skrzydłami i nieznana mi dziewczyna. Śniada cera, rude włosy, okulary, koszula i czarna spódnica. W życiu bym się tak nie ubrała. To musi być ta cała Violin, o której opowiadał mi Aker.  I teraz dopiero wszystko do mnie dotarło. 
-Nie...-Odparłam i spojrzałam się na niego. Szybko zaczęłam się cofać. Nagle się podknęłam. Teraz zaczęłam odpychać się nogami, aż nie dotknęłam ściany.
Aker ... Aker... On miał skrzydła. Aker był ... aniołem. 
-Nie...-Odparłam jeszcze raz.-To niemożliwe.
-Spokojnie-powiedziała Glidia.-Nasza Amanda lekko zakłopotana?
Nic nie odpowiedziałam. Siedziałam przy ścianie patrząc na nich wszystkich, zwłaszcza na Akera i Violin. Oboje stali i nic nie mówili. Nawet się nie poruszali.
-Pozwól, że ci wszystko kochanie przybliżę-powiedziała i zaczęła się przechadzać po pokoju Aprilfall. -Jak wiesz ty i twój przyjaciel David odgrywaliście różne role w tym świecie. Jednak on nie był nam tak potrzebny jak ty. On miał tylko chronić ciebie i odwrócić uwagę, dlatego nie wgłębialiśmy się w większą ochronę. Z tobą było dużo inaczej. Ty jesteś w proroctwie, na które czekamy już tak wiele lat, dlatego ciebie trzeba było mieć na oku. I tym dobrze zajął się nasz najlepszy anioł.-Nasze wzroki powędrowały na Akera.-Jeden z najlepszych jakich mam w Aprilfall. Doskonale się tobą zajął. 
-Ale ... Ja ... Ja widziałam papiery, a ta cała akcja ze straceniem, historia z bitym i poniżanym dzieckiem?-Zapytałam bardziej wściekła niż przerażona.
-Amando jaka ty jesteś naiwna-odparła dalej przemierzając pokój.-Wszystko było doskonale zaplanowane. Wszystko to miało was zbliżyć. Ty też miałaś trudne dzieciństwo, dlatego chłopak z podobnymi problemami był doskonały. To miało być takie zabezpieczenie, abyś nie zrobiła niczego głupiego, na przykład tak jak ostatnio. Co to za pomysł z oddaniem daru? 
Sama widzisz. Aker miał odwieść cię od tego pomysłu, ale ponieważ mu się nie udało musiałaś znaleźć się tu jak najszybciej. Podobnie jak Violin.
-Nie wierzę, że to zrobiłeś-odparłam patrząc na Akera.
-Każdy musi kiedyś dokonać odpowiedniego wyboru.
-Ja ci ufałam! Znamy się szesnaście lat! Jak mogłeś !?
-Przestań go dręczyć Amando. To dobry i posłuszny chłopak-odparła Glidia.
To jedna wielka paranoja. Wszyscy, którym ufałam wykorzystali mnie. Wszyscy mnie zostawili. Jaka ja byłam głupia. Anioł i człowiek. Wielka miłość. A to była tylko taka gra. Kto pierwszy się zakocha - przegrywa. No cóż. Przegrałam.
-Rebecka by mi tego nie zrobiła! Ona była lepsza od was wszystkich! - Wykrzyknęłam zdając sobie sprawę z tego, że jej tu nie ma.
-Ach Rebecka. Na prawdę myślisz, że tego nie zrobiła? Kto dał ci fałszywe papiery, kto powiedział, że Aker to człowiek? 
-Rebecka taka nie jest! Czemu kazałaś jej to zrobić?
-Jak już chcesz o niej mówić to w trybie przeszłym. -Odparła Glidia stojąc tyłem do mnie.
-Nie zrobiłaś jej tego. To twoja siostra. Nie mogłaś jej stracić. Nie ...
Nagle Glidia podeszła do mnie i pochyliła się nade mną.
-Ty nie wiesz co to życie. Rebecka była tylko nędznym pół aniołem. Nie zasługiwała na bycie tu, w Aprilfall.
-Rebecka była wspaniała. To ty nie zasługujesz na życie w takim miejscu- odparłam i odepchnęłam ją kopiąc ją w brzuch. Gdy tylko upadła rzuciłam się o ucieczki. Chmurne wrota. Jedyne ratunek.
-Łapać ją, bo może przejść!
Wszyscy nagle ożyli. Jakiś anioł zabrał Violin, a reszta zaczęła mnie gonić prze korytarze Aprifall. Że te drzwi cały czas zmieniają miejsce.
Biegłam tak szybko, że nie mogłam oddychać. Skręciłam za róg. Są. 
Nagle gdzieś za moimi plecami usłyszałam strzał. Ja jednak byłam już w swoim pokoju.
Jednak to nie wystarczyło. Szybko musiałam znaleźć się wśród ludzi. W innym wypadku mogą mnie porwać. Przy świadkach tego nie zrobią. Wydział Do Spraw Wiecznych by im nie darował. Zostaliby straceni jeszcze tego samego dnia. Tak jak Rebecka ...
Szybko wybiegłam z pokoju, przedarłam się prze salon i wybiegłam na ulicę. Nikogo nie było.
-Nie dobrze, nie dobrze...
Zaczęłam szybko biec przed siebie od czasu do czasu się oglądając. Nagle w coś uderzyłam, a właściwie w kogoś.
-Paul- odparłam będąc w jego ramionach.
-Gdzie tak pędzisz?-Spytał z tym swoim uśmieszkiem.
-Muszę...-Sama nie wiedziałam co powiedzieć. Nie wiem nawet czy mogę mu ufać.
-Jesteś roztrzęsiona-odparł.-No to co? Gorąca czekolada w ,,Tileney"?
Spojrzałam na niego. Jeszcze kilka godzin temu powiedziałabym ,,nie". Ale teraz? Teraz za wszelką cenę muszę być w śród ludzi. Przy kimś kto nie wie, co się dzieje.

***

-To powiesz mi co się stało?-Spytał po kilku minutach siedzenia w tych samych fotelach, co podczas naszego pierwszego spotkania.
-Nic. Prostu chciałam sobie pobiegać, zagapiłam się i na ciebie wpadłam.-Odparłam tak trochę bez zastanowienia.
-W taką pogodę? I dlaczego jesteś taka roztrzęsiona?
-Ty też byś był, gdybyś wpadł na kogoś kogo nie lubisz.
-Czy na prawdę musisz być taka mało wierna?- Spytał nie odrywając ode mnie wzroku.
-Ty tez byś taki był, gdybyś przeżył to co ja.
W tym momencie zadzwonił mi telefon. Nawet nie wiedziałam, że mam go ze sobą.
Odeszłam kilka kroków od Paula i zaczęłam rozmowę.
-Hallo?
-Hej, tu David. Wiem co się stało.
-Skąd? -Spytałam zdziwiona.
-Wiem co zrobić, by zdjąć dar. Ale to nie jest łatwe.-Odparł zmieniając temat.
-Mów-powiedziałam mechanicznie. 
-Trochę poszperałem i dawniej też byli ludzie tacy jak ty. Zazwyczaj zamykani w szpitalach psychicznych. Jednak oni znaleźli rozwiązanie swoich problemów.
-David. Szybciej.
Wziął głęboki oddech.
-Zabijali swoich stróży. Tak pozbywali się daru. I ty też możesz?
-To jedyne wyjście?
-Tylko tyle na razie udało mi się znaleźć. Dar został ci nadany przez anioła i tylko zabijając go możesz stać się normalna.
-Dzięki-odparłam i rozłączyłam się. Nawet nie spytałam się co u niego. 
Ale miałam większe problemy.
Muszę zabić człowieka, którego znam szesnaście lat.
Człowieka, który mnie oszukał.
Człowieka, który mnie kochał.
Muszę zabić człowieka, który jest aniołem.
Nie wytrzymałam. Po policzku spłynęła mi łza.
Pomyślałam o wszystkich naszych wspólnych chwilach. 
Jazda do szkoły, ratowanie Davida, pocałunki, spacery, kłótnie.
Wszystko co nas łączyło.
Wielka miłość..
Spojrzałam na Paula przez oczy pełne łez. Podszedł do mnie i mnie przytulił. Kiedyś- nie do pomyślenia. Teraz-wszystko jest możliwe. 


Szalona dziewczyna 

_________________________________________
Niestety już niedługo kończymy. 
To jest jeden z końcowych rozdziałów. A potem?
A potem zaczniemy od nowa.
Serdecznie zapraszam na mojego NOWEGO BLOGA  Życie potrafi dać w kość ...



poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział dwudziesty


Rozejrzałam się dookoła, by zorientować się, czy w pobliżu nikogo nie ma. Podniosłam bukiet z wycieraczki i wróciłam do swojego pokoju. Gdy usiadłam na łóżku zauważyłam, że wśród róż znajduję się jakaś karteczka. Do tego momentu byłam prawie pewna, że kwiaty są od Akera, że chce mnie przeprosić.
Jednak się pomyliłam. Ten piękny, czerwony bukiet był od Paula.
,,Mam nadzieję, że nasz randka wypali"
Przeczytając to szybko wyrzuciłam bukiet wraz z liścikiem do kosza i z powrotem usiadłam na łóżku.
Znowu ktoś zapukał do drzwi. Tym razem był to Aker.
-Hej-odparł stojąc w drzwiach.
-Hej. Wejdź-powiedziałam i poszliśmy do kuchni.
-Am. To dla twojego dobra.
-Dla mojego dobra-powtórzyłam siadając przy wyspie kuchennej.-Dla mojego dobra mam mieć to przekleństwo i walczyć z upadłymi? Zastanów się co mówisz.
-To nie tak.
-A jak ?!-Wykrzyknęłam i uderzyłam pięścią w blat.
-Ostatnio wszystkie nasze rozmowy to kłótnie-zauważył i miał rację.
-A jak myślisz, czyja to wina?-Odparłam i zerwałam się z krzesła.
-Sądzisz, że to moja wina?
Przewróciłam oczami.
-A kto zawsze wszystko mi każe? Kto zawsze mi rozkazuje?
-Myśli, że to takie widzimisię?!-Odparł i wstał z krzesła.
-A nie?-Byłam coraz bardziej zła.
-Am ja się o ciebie troszczę-odparł i podszedł bliżej mnie.-Ja cię kocham.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nigdy nie powiedział mi tego tak prosto z mostu.
Aker podszedł do mnie i mnie przytulił. Wtuliłam się w jego i zapomniałam o naszej kłótni.
-Ufasz mi?-Zapytał po chwili.
-Tak-odparłam bez wahania i spojrzałam w jego błękitne oczy.-Ufam ci, ale mi nie rozkazuj.
Uśmiechnął się.
-A co z tą drugą dziewczyną z proroctwa?
-Rebecka się tym zajmuje. Już niedługo wszystko będzie wiadomo, a do tego czasu żyj normalnie. Tak jak zawsze chciałaś.
Spojrzałam na niego oczy, a potem na usta i go pocałowałam.
Nasz pocałunek był dość długi, bo przerwał go dopiero dzwonek do drzwi. Teraz to na pewno rodzice. Poszłam więc otworzyć drzwi. Otrzymałam po dwa całusy w policzek i rodzice dalej pogrążyli się w rozmowie na temat swojej pracy. Nawet nie zauważyli w kuchni Akera. On jednak musiał już iść. Tłumaczył się ważnymi sprawami.
Odprowadziłam go do drzwi i wróciłam do swojego pokoju.
-O co może mu chodzić?-Spytałam sama siebie patrząc na bukiet od Paula.

***

Dźwięk budzika to najgorsze co można usłyszeć o szóstej czterdzieści. Powoli, jak co dzień, wygramoliłam się spod ciepłej kołdry i zaczęłam się ubierać. Potem pokonałam schody na górę i zjadłam śniadanie. Rodziców już nie było. Pewnie znowu wyjechali do pracy przed szóstą. Ostatnio często się to zdarzało, bo rodzice pracowali na jakimś ważnym projektem dla Szwajcarii. Wszystko musiało być doskonałe. 
Po bardzo obfitym śniadaniu, czyli dwóch kanapkach, wróciłam do pokoju, wzięłam torbę, ciepło się ubrałam, zamknęłam dom i ruszyłam na przystanek autobusowy.
Przez całą drogę wyglądałam przez okno, aż w końcu autokar się zatrzymał.
Wysiadłam i ruszyłam do szkoły. Przemierzając korytarz miałam nadzieję, że nie spotkam Paula, ale to było mało prawdopodobne. Mieliśmy szafki obok siebie.
-Hej-odparł, gdy otworzyłam szafkę.-I co?
-To zły pomysł, a zresztą ja mam chłopaka-odparłam myśląc, że się odczepi.
-W takim razie to nie będzie randka, tylko spotkanie koleżeńskie.
Zaśmiałam się.
-Ty nigdy nie odpuszczasz, co?
Pokręcił głową. W tym momencie zauważyłam Sam stojącą na końcu korytarza. Była wściekła.
-Czemu ja?
-Już wczoraj ci to mówiłem. Jesteś inna. Lepsza. 
Że jestem inna to ja wiem, ale że lepsza?
-Rozmawiałeś z Sam?-Spytałam zmieniając temat.
-To ta z blond włosami? Rozmawiałem z nią tylko kilka minut. Powiedziała mi, bym na ciebie uważał i nie zawracał sobie tobą głowy., bo nie warto.
-To jej posłuchaj-odparłam zatrzaskując szafkę i ruszając do sali.
-Amanda-wyprzedził mnie i złapał mnie za ramiona, jednak ja szybko się wyspowodziłam.-Jedno spotkanie. Co ci szkodzi?
-A dlaczego tobie tak zależy?
Szybko go wyminęłam i ruszyłam w stronę sali od języka polskiego. Gdy weszłam do klasy nikogo jeszcze nie było, jednak zaraz po mnie zaczęli się zbierać inni i oczywiście Paul. Czemu musieliśmy trafić do jednej klasy?
Dzisiejszy dzień strasznie się ciągnął. Jedyne o czym marzyłam to wrócić do domu.
          Po skończonych lekcjach szybko wyszłam ze szkoły, ale oczywiście Paul musiał mi towarzyszyć.
-Amanda. Jedno spotkanie. Już cię nawet nie proszę. Ja cię błagam-powiedział, gdy tylko znaleźliśmy się na dziedzińcu.
Ludzie...
Już dłużej nie wytrzymam. Nie zniosę codziennej serii tych samych pytań z jego strony.
-Dobrze-odparłam i gwałtownie się odwróciłam. Stałam teraz dokładnie pięć centymetrów od niego, a nasze oddechy się mieszały. Moje ciało przeszł przyjemny dreszcz.
-Jutro po szkole?-Odparł i uśmiechnął się. Ku mojemu zdziwieni coś było w tym chłopaku. Coś co mnie przyciągało i odpychało zarazem.
Staliśmy tak blisko siebie dość długo, aż nie usłyszałam swojego imienia, gdzie za moimi plecami.
-Aker?-Spytałam, gdy go ujrzałam.
-Richardson?-Powiedział Paul i zaczął się śmiać zasłaniając usta ręką.
-Evans-odparł Aker przez zaciśnięte zęby.
-To wy się znacie?-Spytałam oszołomiona i przeniosłam wzrok z Akera na Paula.
-To ja już pójdę-odparł.
-Najlepsze rozwiązanie, nie Evans?-Odparł Aker nie zmieniając tonu.-Ty chyba się z nim nie zadajesz?-Spytał, gdy Paul już odszedł.
-Ja nie, ale on raczej ze mną tak.
Aker nic nie odpowiedział, tylko objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę bramy.
-Masz wieści z Aprilfall?-Spytałam po kilku minutach drogi do mojego domu i bardziej się w niego wtuliłam.
Na dworze było dość zimno. No, ale czego można się spodziewać po jesieni. Krótkie dni, długie noce, masa liści ma ulicach i ten okropny mróz.
-Zapomniałbym ci powiedzieć. Mamy ją już w Aprilfall. Nazywa się Violin i jest o rok starsza od ciebie.
Zatrzymałam się i spojrzałam mu w oczy.
-Hej-odparł i położył mi ręce na ramionach.-Nie będziesz musiała wracać do Aprilfall i spełniać proroctwa.
-Jak to?
-Przemyślałem to co ostatnio mi powiedziałaś. Jeszcze nie wiem jak dostaniemy się do Nakroliela, ale coś wymyślę. Musimy jednak poczekać kilka dni, aż sprawa z tym twoim oddaniem daru przycichnie. Wtedy cię tam zabiorę.
-Aker!-Wykrzyknęłam radośnie. Niespodziewałam się takich słów z tego ust. Zarzuciłam mu ręce na szyję i go pocałowałam.
-Dziękuję-odparłam, gdy nasze usta się rozłączyły.
-Chodź. Odprowadzę cię do domu.
Szliśmy wtuleni do siebie przez ciemne uliczki spowite w listopadowej nocy, a dookoła fruwały wielobarwne liście.

                           ***

Kto wymyślił szkołę na ósmą? Czemu nie ma dziesiątą? Uczniowie by się wyspali, nauczyciele również. Każdy byłby szczęśliwy, ale nie. Nie traćmy dnia. Ósma to i tak pewnie za późno. Nienawidzę szkoły.
Zwlekłam się z łóżka i wyciągnęłam kilka rzeczy z szafy, ale za moment schowałam je z  powrotem. Spotkanie z Paulem. Nie chcę i nie mam zamiaru specjalnie dla niego się stroić, ale nie chcę też wyglądać jak totalny wyrzutek społeczeństwa.
Każda inna dziewczyna założyłaby miniówkę ledwo zakrywającą tyłek, ale ja w swojej szafie nie miałam żadnej sukienki ani spódnicy. Więc zostają spodnie. Czarne jak zwykle. Z bluzką będzie większy wybór. Posiadam czarne, czerwone i szare oraz kilka zielonych koszul w czarną kratę. Zdecyduję się chyba na szarą koszulkę z napisem ANGEL. Idealnie pasujacy do mojego życia.
       Gdy weszłam do kuchni ma lodówce zauważyłam kartkę pozostawioną przez rodziców.
,,Pojechaliśmy do Cristal. Wiemy, że nie chciałabyś z nami jechać. Wrócimy jutro wieczorem. Kochamy cię. Rodzice."
Uśmiechnięłam się pod nosem. Może zbyt często nie rozmawiałam z rodzicami, ale na prawdę ich lubiłam. Wszyscy inni ciągnęliby swoje dziecko do znienawidzonej kuzynki. A moi kochani? Zostawili mi cały dom i masę pysznego jedzenia, jak się później okazało, gdy otworzyłam lodówkę, by zjeść śniadanie.
Ostatnio zauważyłam, że każdy mój dzień wygląda tak samo. Dzwoni budzik, ja ledwo wstaję z łóżka, wybieram praktycznie te same rzeczy do szkoły, jem śniadanie i jadę do szkoły autobusem. Brakuje mi wypadów i różnych akcji w Aprilfall. Ale no cóż. Trzeba żyć.
       Powoli wysiadłam z autobusu i ruszyłam w stronę szkoły. Starałam się unikać Paula. Przynajmniej do naszego spotkania.
Dziś miałam dość mało lekcji. Polski, muzyka, matematyka, zajęcia artystyczne i chemię. Na każdym z tych przedmiotów siedzę dość daleko od Paula.
Po ostatniej lekcji chciałam czym prędzej wrócić do domu. Sądziłam, że zapomniał o naszej ,,randce", ale jednak nie. Dogonił mnie, gdy byłam już przy bramie.
-Co powiesz na kawę?-Spytał z tym swoim uśmieszkiem.
-Nie lubię i nie piję kawy-odparłam krzyżując ręce.
-To gorąca czekolada w ,,Tileney"
-Okay-westchnęłam.
Bo gdzie moglibyśmy iść? Preitown to małe miasteczko. Nic ciekawego, a ,,Tileney" to zwykła knajpa. Jednak w jej wyglądzie coś było. Przy dużych oknach stały dwa fioletowe fotele i mały, czarny stolik. Dalej w głębi lokalu stało pięć stolików po cztery krzesła przy każdym. Po przeciw ległej ścianie ciągnęła się lada, a za nią półki z masą ciast i innych smakołyków. W całym lokalu zawsze było przytulnie i pachniało cynamonem.
      Na miejsce dotarliśmy w jakieś pięć minut, ponieważ nie znajdowało się zbyt daleko od szkoły, oraz dlatego że na dworze panował straszny ziąb, a ja nie miałam zamiaru tulić się do Paula.
-Chcesz coś do tej gorącej czekolady?-Spytał, gdy usiedliśmy w dwóch fioletowych fotelach.
-Nie-odparłam.-Czekolada mi wystarczy.
O tak. Tego było mi trzeba w taki dzień. Gorąca czekolada.
-No więc. Powiedz mi coś o sobie-powiedział pomiędzy jednym, a drugim łykiem kawy.-Chyba, że chcesz usłyszeć to co ja wiem o tobie.
-To może być ciekawe. Ulubiony kolor?
-Czarny.
-Ulubione buty?
-Glany.
-Czego najbardziej nie lubię?
-Dziewczyn takich jak Sam i noszenia czapki.
-Na jaki kolor maluję paznokcie?
-Czarny albo bezbarwny.
-Dobry jesteś-odparłam i upiłam kolejny łyk gorącej czekolady.
-Wiem o tobie wszystko. Znam nawet każdy twój ruch.
-Doprawdy... -Uśmiechnięłam się pod nosem.-Czego słucham?
-Rock lub metal.
-Ulubiony przedmiot?-Pytania podobnie jak odpowiedzi wypływały coraz szybciej, a nasze twarze powoli się zbliżały.
Nagle przysunęłam swoją twarz tak blisko Paula, że nasze nosy prawie się stykały.
-A co zrobię teraz?
-Nie wiem-odparł i odstawił swój kubek z kawą.-Ale wiem co zrobię ja.
Paul powoli zaczął przybliżać swoje usta do moich jednak, gdy dzielił je zaledwie milimetr, ja szybko się odsunęłam.
-Ha!-Wykrzyknęłam triumfalnie.-Jesteś taki sam jak inni. Zależy ci tylko na jednym.
-Wcale tak nie jest. To ty zaczęłaś ze mną flirtować.
-Taa... Na pewno.-Odparłam i upiłam kolejny łyk pysznej czekolady.-Ja mam chłopaka, a te pytania to była czysta zabawa.
-Nie no proszę cię. Nie mów, że chodzisz z Richardsonem.
-A niby czemu nie? I skąd znasz Akera?
Paul upił ostatni łyk swojej kawy.
-Chodziliśmy razem do szkoły i trochę go znam. Jest inny niż ci się wydaje ...
Paul zapewne coś jeszcze chciał dodać jednak ja nie chciałam tego słuchać. Szybko wyszłam z ,,Tileney". On jednak jak zwykle nie dawał za wygraną.
-Czekaj-odparł i chwycił mnie za rękę.-Coś ci pokaże. Ustań na krąwężniku.
-Muszę?-Odparłam. Na prawdę miałam już dość przebywania z tym człowiekiem.
-Zamknij oczy... A teraz skocz.
Roześmiałam się.
-Co?-Odparłam ze śmiechem.-Mam skakać z krawężnika z zamkniętymi oczami? Ale dlaczego?
-Czasem trzeba zamknąć oczy i skoczyć. Zaufać. Bądź odważna, Amando Kress.
Ustałam na krawędzi krawężnika, zamknęłam oczy i ... Skoczyłam.
    Spojrzałam na Paula. Był wkurzający, ale z drugiej strony był również pociągający. Po prostu było w nim coś dziwnego. Coś co za razem odpychało i przyciągało.
-Muszę iść-powiedziałam dość szybko i ruszyłam w stronę domu. Tym razem nie poszedł za mną. Paul został na chodniku sam. Powoli zapadła zmrok, a zza chmur wyłaniał się księżyc.

Tym czasem w Aprilfall ...

-Kiedy sprowadzisz Amandę?-Spytała kobieta w brązowych włosach.
-Już niedługo.
-Chcę ją już jutro!
-Spokojnie-odparł szesnastoletni chłopak.-Wszystko idzie w najlepszym kierunku.
-Muszę ci powiedzieć..., że dobrze się spisałeś. Proroctwo wypełni się już niebawem, a ty zostaniesz nagrodzony.


Szalona dziewczyna
_________________________________

Jeden z najdłuższych rozdziałów ;)
Julka specjalnie dla Ciebie kochaniutka ;*
Czy dobry? To się okaże.
Dziękuję tym, którzy są ze mną od samego początku i mam nadzieję, że pozostaną jeszcze na długo.