Leżałam z rękami wzdłuż ciała. Nic nie czułam. Nic nie widziałam. Oddychałam bardzo powoli.
Spod zamkniętych powiek do moich oczu docierało ostre światło. Otworzyłam oczy. Teraz już nie leżałam, ale stałam. Stałam po środku niczego. Dookoła mnie rozpościerała się biała przestrzeń. Obróciłam się kilka razy. Nigdzie nikogo nie było. Czy tak własnie niebo?
Nagle usłyszałam szelest za swoimi plecami. Teraz przede mną stał anioł. Była nim kobieta w średnim wieku. Jej włosy były brązowe i lekko kręcone, a oczy zielone. Miała na sobie długą, dość skromna, błękitną sukienkę i była tym aniołem, którego widziałam dopiero trzeci raz. Kobieta, która przede mną wylądowała miała skrzydła. Duże, szeroko rozpostarte. Były naprawdę piękne.
Trochę minęło zanim się ozwała.
-Witaj. Czy już wybrałaś?
-Wybrałam, co?
-Czy chcesz żyć czy umrzeć-odparła-tutaj jeszcze możesz wybrać. To miejsce jest nazywane Krawędzią, a ja jestem Panatyka i pomagam dokonać wyboru. Odpowiedniego wyboru.
-Chcę umrzeć-odparłam od razu.
-Jesteś pewna?
-Tak. Od dawna tego chcę. Tam na ziemi nie jestem nikomu do niczego potrzebna. Cały czas stwarzam tylko problemy.
-Spójrz-odparła Panatyka i wyczarowała coś w rodzaju lustra. Zobaczyłam siebie samą leżącą na łóżku. Widziałam ludzi biegających wokół mnie, próbujących mnie ratować. Widziałam Akera cały czas trzymającego mnie za rękę. Potem obraz się zmienił zobaczyłam swoich rodziców rozmawiających z policją. No tak. Wyszłam jednego dnia do szkoły i do tej pory nie wróciłam. Mama płakała, a tata obejmował ją ramieniem. Potem zobaczyłam Cynthie rozwieszającą plakaty z moim zdjęciem i napisem "ZAGINIONA". Obraz znowu się zmienił. Teraz zobaczyłam Davida. Davida! On żyje, wiedziałam. On podobnie jak Cynthia rozwieszała plakaty i rozdawał ulotki związane ze mną. Łzy napłynęły mi do oczy. Jedna pociekła po policzku.
-Przestań!-Wykrzyknęłam.-Przestań.
-Jesteś dla ludzi ważna-odparła Panatyka-ludzie cię kochają.
-Daj mi umrzeć. Czemu mi nie pozwalasz?
-Masz potencjał i nie dla ciebie taka śmierć. Jedna z dwóch umrzeć musi, ale nie ta co już tam była.
-Co? Jedna z dwóch? Chodzi o proroctwo?
-W naszym świeci są dwa proroctwa, które spełnienia czekają już od dwóch tysięcy lat. Jedno to tylko wskazówka, zmyłka dla innych. Dla ludzi pragnących twojej śmierci.
-Czekaj...Co? Ludzie...Co?
-Jeśli jesteś wybraną, wkrótce się dowiesz. Losy tej przepowiedziano od początku do końca.
-Nie mam z tym nic wspólnego. Chcę po prostu umrzeć-odparłam.
-Śmierć nie jest zbawianiem. Myślisz, że jesteś bohaterką, bo ratujesz innych przed samą sobą, bo nie będziesz sprawiać im problemów. Myślisz, że to trudne, bo ich zostawiasz samych sobie. Myślisz, że umieranie jest trudne? Nie jest. To życie jest trudne. Zaciśnij pięści i walcz. Walcz o to co ważne i piękne.
-Życie nie jest piękne-odparłam dokładnie myśląc nad tym co przed chwilą powiedziała Panatyka. Miała rację. Od zawsze sądziłam, że śmierć jest trudna, bo to zmiana, bo trzeba zostawić wszystko co się do tej pory znało. Ale to nie prawda. To co powiedziała Panatyka było prawdą. Trzeba zacisnąć pięści i walczyć. Będę żyć. Poznam piękno świata.
-Jak mogę to przerwać?-Spytałam.-To znaczy, jak mogę się obudzić?
Panatyka się uśmiechnęła.
-Wszystko zależy od ciebie. Musisz tego bardzo chcieć. Musisz obudzić w sobie siłę walki.
Tylko jak? Odwróciłam się tyłem do Panatyki i przeczesałam ręką włosy.
"Obudź się. Obudź się. Obudź się"
Nic. Nadal stałam na Krawędzi.
-Jak mam to zrobić?-Spytałam nie odwracając się.
-Przypomnij sobie to co jest ważne. To co przeżyłaś.
Dobra. Spróbujmy.
Przez moją głowę przebiegała masa obrazów. Wygłupy z Davidem, nocne rozmowy z Akerem, wizyty w Aprilfall. W sumie nie miałam wielu miłych wspomnień. Byłam raczej z tych osób, które maja więcej tych złych i własnie z nimi są kojarzone. Całe swoje życie spędziłam na uprzykrzaniu życia innym. Nauczycielom, rodzicom, a nawet aniołom.
Moje życie od samego początku było skazane na porażkę. Dziewczyna, która widzi anioły, ma tylko dwójkę przyjaciół, a własna matka porzuciła ją w Domu Dziecka.
-Nie umiem-odparłam po chwili-nie dam rady.
-Dasz. Nie ważne co daje nam wszechświat. Ważne co ty mu ofiarujesz.
Spojrzałam na Panatyke. Czemu anioły zawsze muszą być takie radosne?
Nie ważne co daje nam wszechświat. Ważne co ja mu ofiaruję.
Tylko, że ja nic mu nie dałam. No bo co mogę mu ofiarować?
-Dobrze pomyśl.
Nie mam już nad czym myśleć.
-Boże. Daj mi szansę. Pozwól mi wrócić-wyszeptałam podnosząc oczy.
Nagle dookoła zapanowała ciemność.
-Panatyka! Co się dzieje?!
-Przechodzisz.
-Gdzie!
-Na druga stronę, ale nie wiem czy wracasz do żywych!
-Panatyka!
Nie odpowiedziała mi już. Dookoła panował mrok. Nagle do moich uszu dotarło pikanie jakiejs maszyny i krzyki osób.
-Wraca!
-Niemożliwe! Jeszcze przed chwilą była martwa!
-Musiała wybierać na Krawędzi!
-Nie możliwe, żeby wróciła!
Wróciłam. Poczułam, że ktoś trzyma mnie za rękę. Uścisnęłam ją. Muszę otworzyć oczy.
-Amanda-odparł Aker, gdy tylko otworzyła oczy. Jedna równie szybko musiałam je zamknąć, ponieważ oślepiło mnie słup światła.-Dziękuję.
-Proroctwo się spełnia-usłyszałam, gdzieś w oddali sali szepty innych aniołów.
-Nie ściemniaj. To, że wróciła to czysty fart.
Przypomniałam sobie słowa Panatyki "Jedna z dwóch umrzeć musi, ale nie ta co już tam była".
-Jaki fart?! Dobrze wiesz, że nie wszyscy wracają-dalej kłóciły się dwa anioły.
Czyli Panatyka miała rację. Jestem jedną z proroctwa. Jedną. Czyli jest ktoś jeszcze? Jedna z dwóch.
I znając zasadę proroctw zgaduję, że to ja muszę odnaleźć tą drugą.
Ciekawe tyko jak.
-Mamy ją!-Nagle ktoś wbiegł do sali, w której leżałam.
-Niemożliwe. Dopiero co znaleźliśmy jedną-odparł ktoś z zebranych w sali przy moim łóżku.
-Jest w naszej głównej siedzibie w Pirenejach. Beno Prait ją znalazł.
-Ale jak?-Dalej dopytywały anioły.
-Hmm...-odparła anioł trochę zniecierpliwionym tonem-Może ona tez widzi anioły, a jak wszyscy wiemy nie ma dużo takich osób.
-To nie wiedzieliście o tym wcześniej?
-Nie. Za dobrze to ukrywała. Beno powiedział żeby do Pireneji poleciała Rebecka.
Z sali ktoś wyszedł, a ja usnęłam. Byłam zbyt zmęczona. A teraz musiałam być gotowa na to co mnie czekało w związku z proroctwem i jego wypełnieniem.
Szalona dziewczyna
______________________________________
Jej! Jednak udało mi się napisać to jeszcze przed świętami :)
I mam świetny pomysł.
Chciałabym zacząć pisać niektóre rozdziały jako Aker, a nie Amanda.
Co wy na to?
Jeszcze raz Wesołych Świąt!
wtorek, 23 grudnia 2014
piątek, 12 grudnia 2014
Rozdział szesnasty
Wzięłam głęboki oddech. Zimne powietrze. Powoli otworzyłam oczy.
Obudziłam się z głową na zimnej i mokrej posadzce. Podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Auł-wyszeptałam dotykając miejsca, gdzie zostałam uderzona. Miała guza na karku.
Rorzejrzałam się dookoła i powoli podniosłam się z podłogi. Wszędzie panował mrok. Nigdzie nie dostrzegłam nawet jednego blasku światła. Zmrużyłam oczy.
-Nie no-odparłam podchodząc do krat, które w ciemności ledwo dostrzegłam. Zamknęli mnie w celi. Tak jakbym była seryjnym mordercą. Ta cała historia zaczyna się robić coraz ciekawsza.
-Czego chcecie?!-Wykrzyknęłam i kopnęłam kraty. Czemu zawsze mi przytrafia się coś takiego?
Nikt i nic mi nie odpowiedziało. Tak jakbym była tu sama, bo prawdo podobnie tak właśnie było.
-Jesteś naszym zagrożeniem-odparł nagle jakiś głos, gdzieś dosyć blisko.
Rozłożyłam ręce i spojrzałam do góry.
-Ja zagrożeniem? Nie no. Jestem zwykłą dziewczyną chorą na autoimmunologie. Uważasz, że jestem niebezpieczna?-Spytałam i usiadłam po turecku, krzyżując ręce na piersi.
Nie chcę tu być. Nie mam po co tu być. W ogóle nie chce mieć nic wspólnego z tym miejscem tak samo jak z Aprilfall. Chcę, żeby moje życie było normalne. Chcę być normalną nastolatką.
-Nie znasz proroctwa?-Spytał głos w ciemności. Czy w tych światach są same proroctwa, które nic nie mówią? Mam tego dość!
-O tym Dziecku, które posiada znamię? Tak znam i to nie ja-odparłam.-Mogę teraz iść do domu?
Głos się zaśmiał.
-To dziecko już nie żyje.
Czas się zatrzymał. Serce przestało bić. Krew w moich żyłach przestała krążyć. To co powiedział upadły nie może być prawdą. David musi żyć. Przecież cały czas był z nim Aker. Nie. To jest kłamstwo. Chcą mnie złamać. Nie. Tak łatwo im nie pójdzie. Nikomu jeszcze się to nie udało.
-O jakie proroctwo w takim razie chodzi?-Spytałam.
Odpowiedział mi podmuch wiatru. Znikąd nie dobiegał żaden głos. I to jest najlepsze rozwiązanie. Odejść nie wiadomo gdzie. Położyłam się na podłodze, bo co innego mogę robić?
Leżałam tak kilka godzin, gdy w oddali dostrzegłam jakąś postać. Powoli wstałam i podeszłam do krat. Postać była wysoka, z kapturem na głowie i workiem w ręce. Twarzy niestety nie mogłam dostrzec. Postać była coraz bliżej, gdy nagle się zatrzymała.
-Kim jesteś?-Spytałam coraz bardziej przerażona.
-To Łapacz Snów-odparł ten sam głos, z którym rozmawiałam wcześniej.
-I co w związku ze mną?-Spojrzałam na mroczną postać.
-Jeśli dasz nam to czego chcemy nie zrobi ci krzywdy.
Przełknęłam ślinę.
-Czego chcecie?
Usłyszałam drugi głos. Bardziej piskliwy niż poprzedni.
-Jedno wspomnienie.
Nie. Niech wezmą wszystko tylko nie wspomnienia. Już wiem do czego dążą. Chcą mnie zabić w jeden z najprostszych sposobów.
-Nie!-Wykrzyknęłam i gwałtownie się cofnęłam.
-Dlaczego?-Spytałam oba głosy na raz.
-Wiem jakie chcecie wspomnienie-odparłam-chcecie mi zabrać dzień, w którym się urodziłam. Wtedy nie będę już zagrożeniem. Nigdy!
Nagle poczułam zimną dłoń na moim policzku. Głowa gwałtownie przekrzywiła się w bok. Szybko złapałam się w miejsce, w które zostałam uderzona i szerzej otworzyłam oczy. Spojrzałam na rękę, którą przyłożyłam do twarzy. Była na niej krew.
Zapanowała cisza. Spojrzałam na Łapacza Snów. Nadal się nie ruszył.
-Jesteś głupia-odparł głos ze złością.-Oddasz wspomnienie, albo umrzesz.
Ponownie zostałam uderzona ciężkim przedmiotem w kark.
Ocknęłam się dobre kilka godzin później. Znowu miałam ogromnego guza, a cała moja twarz była obolała i prawdo podobnie sina.
Po moim policzku spłynęła łza.
-Oddaj wspomnienie-odparł głos, gdzieś bardzo blisko.
-Nigdy go nie oddam!-Wykrzyknęłam nadal leżąc na podłodze.-Nie znam nawet proroctwa!
-Oddaj wspomnienie.
Teraz to do mnie dotarło. Czemu upadli sami nie mogą zabrać jednego mojego wspomnienie? Czemu sama "dobrowolnie" muszę je im oddać?
-Nigdy go nie dostaniecie!
W tym momencie znowu zostałam uderzona w twarz. Tym razem w drugi policzek. Popłynęła z niego krew.
-Nigdy-wyszeptałam i moja głowa ponownie upadła na posadzkę.
Czy wszystkie dni, które będę musiała spędzi w tym przeklętym Krampel będą wyglądały tak samo? Wstaję, krótka rozmowa, dostaję w twarz i znowu wszystko od początku?
I o jakie proroctwo chodzi. Tego również muszę się dowiedzieć. Chcę wiedzieć kim lub czym jestem.
-Powiedz jakie proroctwo! Powiedzcie mi to, albo...
-Albo co zrobisz?-Odpowiedział mi głos w ciemności.
-Albo sama się zabije!
Z ciemności dobiegł śmiech.
-Jak niby to zrobisz? Jesteś w ciemnej celi bez żadnych narzędzi.
-Niedługo i tak umrę.
-I o to właśnie chodzi.
Poczułam podmuch wiatru. Zupełnie tak jak podczas dnia, kiedy szłam do szkoły i zostałam porwana. Po policzku spłynęła mi łza. Nie chcę tu być. Nie chcę tego cholernego daru. Nigdy go nie chciałam. Niech to wszystko się skończy! Jeśli oddam im tylko to jedno wspomnienie moje życie dobiegnie końca. Skończą się wszystkie problemy.
-Zgoda!-Wykrzyknęłam.-Weźcie je! Weźcie wszystkie.
W tym.samym momencie znowu pojawił się Łapacz Snów.
Zakapturzona postać podchodziła coraz bliżej, a ja coraz bardziej się cofałam.
Łapacz Snów wyjął z worka szklaną kulę. Domyśliłam się, że to na moje wspomnienie. Nagle z kuli wydobył się szary wir, który porwał mnie kilka centymetrów nad ziemię. Powoli czułam jak jakaś cząsteczka opuszcza moje ciało. Powoli oczy zaczęły mi się zamykać. Powoli uchodziło ze mnie życie. Nagle wir wrócił do szklanej kuli, a ja upadłam na podłogę. Nie mogłam się poruszać, ostatnie co widziałam to Łapacz Snów odchodzący z moim wspomnieniem, a ostatnie co słyszałam to śmiech upadłych.
Potem moje oczy się zamknęły, a oddech coraz bardziej spowalniał.
Leżałam na podłoże kilka godzin, jak nie dłużej. Byłam pewna, że już nie żyłam, jednak nagle usłyszałam swoje imię. Dochodziło do mnie z daleka. Bardzo daleka.
-Amanda-pomiędzy palcami poczułam ciepło. Zupełnie tak jakbym trzymała kogoś za rękę.
-Wróć. Proszę.-Teraz bez problemu rozpoznałam ten głos. Aker.-Otwórz oczy Am.
Nie chcę. Nie chcę wracać. Nienawidzę tego świata. Tego daru. Nie chcę.
Mój oddech powrócił do normy. Słaby ten Łapacz Snów, skoro nie może zabić dziewczyny chorej na autoimmunologie.
-Amanda. Otwórz oczy. Proszę...Proszę.
Spróbowałam podnieść powieki. Nie dam rady. Są zbyt ciężkie, a ja zbyt słaba. Zbyt słaba by żyć. Oddech znowu zaczął słabnąć.
-Rebecka!-Usłyszałam krzyk Akera-przestaje oddychać!
Nagle do pokoju wbiegło kilka osób. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Ktoś podszedł do urządzenia, do którego byłam podłączona i zaczął coś wpisywać.
Czemu nikt nie chce mi pozwolić umrzeć?
-Wszystko w porządku-odparła Rebecka-stan jest w normie.
-Dzięki-odparł Aker i znowu chwycił mnie za rękę. On jest nie normalny. Najpierw mówi, że ma mnie dość, teraz trzyma mnie za rękę i nie pozwala mi umrzeć.
Nagle poczułam ciepły dotyk na swoich ustach. Aker mnie pocałował. Nienawidzę go. Nienawidzę. Pod powiekami zgromadziły mi się łzy. Boże czemu ja nie mogę umrzeć!?
Teraz. Proszę.
-Am-odparł Aker-przepraszam. Przepraszam za to co wtedy powiedziałem. Nie chciałem. Byłem zły.
Znowu spróbowałam podnieść powieki. Delikatnie oślepiło mnie światło panujące w pomieszczeniu. Z powrotem je zamknęłam. Druga próba. To na nic. Nagle poczułam kolejny pocałunek. Po moim ciele rozeszło sie przyjemne ciepło. On mnie kocha, ale czy ja kocham jego?
Nie obchodzi mnie to. Przez tyle lat spędzonych w Domu Dziecka nauczyłam się, że nie ma czegoś takiego jak miłość. Miłość nie istnieje. Miłość to coś pochopnego, coś co szybko przemija.
-Am, proszę-usłyszałam znowu głos Akera.
Nie. Nie chcę. Skończmy to raz na zawsze.
Mój oddech ponownie zwolnił. Usłyszałam krzyk i pikanie aparatu, do którego byłam podłączona. Udało się. Jestem wolna. Nagle ujrzałam światło. Udało się. Wszystkie problemy dobiegły końca.
Szalona dziewczyna
-----------------------------------------------------
Wesołych Świąt!!!
Wiem trochę wcześnie, ale nie wiem, czy uda mi się wstawić następny rozdział przed świętami.
Tak, więc życzę wam dużo książek do czytania, dużo zdrowia, odwagi, oraz abyście byli dobrymi obserwatorami, ponieważ anioły są wszędzie(ja już kilku spotkałam) i szukajcie Amandy. Ona też jest całkiem blisko.
Wesołych Świąt!!!
sobota, 6 grudnia 2014
Rozdział piętnasty
Powoli otworzyłam oczy. Szósta trzydzieści. Dziś muszę iść do szkoły. Jej, czyli moje życie wraca do normy. Wyszłam spod ciepłej kołdry i w piżamach ruszyłam do kuchni.
Wyjęłam kilka kromek chleba, masło z lodówki i nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie. Aker nie wszedł wczoraj do mojego pokoju. Czyli gdzie poszedł? Szybko zjadłam drobne śniadanie, ubrałam się i ruszyłam do Aprilfall. Szkoła poczeka. Szybko wezwałam Tima. Nie gadam z nim. Nie mam o czym. Nawet nie mówimy sobie cześć.
Zaraz po lądowaniu ruszyłam do gabinetu Rebecki. Szłam szybko i nie zwracałam uwagi na otaczające mnie anioły. Jednak nagle jeden wpadł mi w oko. Wysoki, ciemny blondyn, ale nie to zwróciło moją uwagę. On miał skrzydła. Do tej pory widywałam tylko anioły bez skrzydeł i byłam przekona, że wszystkie tak wyglądają. Nie zatrzymując się dłużej ruszyłam przed siebie. Rebecka napewno mi to wyjaśni. Otworzyłam drzwi do jej gabinetu i mnie zamurowało.
-ŁoŁoŁo-odparłam widząc Rebecke. Ona też miała skrzydła.
-Witaj Am-odparła podnosząc wzrok znad biórka.
-Ty masz skrzydła?
Rebecka spojrzała na swoje skrzydła i wzruszyła ramionami.
-Jak? Przecież wy... Nigdy nie widziałam...Jak?-Wydukałam.
Rebecka nie zwróciła na mnie uwagi.
-Możemy je schować, tak by nik nie widział, ale czasem to męczące.
-Czemu wcześniej nic nie widziałam?-Spytałam stojąc po środku jej gabinetu.
-Może się nie przeglądałaś.
Dobra. Mniejsza z tym. Muszę znaleźć Akera.
-Wiesz może gdzie jest Aker?
Zamknęłam oczy. Nagle poczułam ból w udzie. Dam radę. Jestem silna.
-Nic ci nie jest?-Spytała podchodząc do mnie.
-Nie-odparłam. Ból powoli ustępował.-Wiesz, gdzie jest Aker?
-Nie-odparła czule na mnie patrząc-ale zaraz to sprawdzę.
Po tych słowach wyszła z gabinetu. Wróciła dokładnie po dwóch minutach.
-Jest u tego twojego przyjaciela, Davida.
-Dziękuję-odparłam i dodałam po chwili-za wszystko.
Pożegnałam się z Rebecką i poprosiłam Tima by zabrał mnie do Davida. Nad lądowaniem muszę cały czas pracować. Pokój Davida to istne pobojowisko. Wszystko wala się na łóżku, podłodze lub biurku, wyglądając jak czarna fala. Rzeczy Davida podobnie jak moje w większości mają ciemny kolor, z wyjątkiem ścian. U mnie są niebieskie, a u niego żółte. Wierzcie mi. David w pokoju tego koloru wygląda zabawnie.
-Hej-odparłam, gdy tylko podniosłam się z ziemi po lądowaniu. David siedział przy biurku i pewnie miał słuchawki, bo mnie nie słyszał. Szybko do niego podeszłam i je wyciągnęłam.
-Hej Am-odparł, gdy mnie zobaczył-co u ciebie?
-Dobrze-powiedziałam rozglądając się po całym pokoju.-Słyszałam, że jest u ciebie Aker.
-Jest na dole w kuchni.
-Co!?- Wykrzyknęłam zaskoczona.
-Spoko Am-odparł wystając z krzesła.-Rodziców nie ma.
W tym momencie otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł mój anioł stróż. Nigdy nie przestanę tak o nim mówić. Aker zawsze nim będzie. Zawsze będzie mój.
-Skąd wiedziałaś gdzie mnie znaleźć?-Spytał, gdy mnie zobaczył.
Super powitanie. Nie ma co.
-Tak bardzo sięcieszysz , co?
Przewrócił oczami i podniósł głowę do góry. Wypuścił powietrze przez usta.
-Mam cię dość.
Gwałtownie mrugnęłam oczami.
-Co?
Życie na ziemi mu szkodzi. Już zaczął gadać brednie.
-Kiedyś taka nie byłaś-odparł nadal stojąc w drzwiach.
-Czyli jaka?
-Taka jak teraz.
-Dobrze wiesz czemu taka jestem-odparłam-wiesz o mnie wszystko. Znamy się od szesnastu lat.
-To może ja wyjdę-odparł David powoli wstając z krzesła.
-Siadaj-syknęłam i pokazałam palcem krzesło.
-Kiedyś byłaś inna-odparł Aker.-Lepsza.
-Życie to nie bajka. I ja dobrze o tym wiem. Trochę spędziłam w Domu Dziecka.
-Am...-Zaczął, ale było już za późno.
-Nie pamiętasz?-Spytałam pełną złości.-Zaadoptowali mnie tylko dlatego, że miałam wpisane w akta, że nie jestem chora, chociaż miałam już autoimmunologie cztery lata. Tylko dlatego teraz mam "rodzinę".
-A ja miałem lekko?
I znowu się zaczyna. Życie bitego chłopaka, którego mama jest aniołem. Ale w sumie to prawda. Oboje w życiu nie mieliśmy łatwo. Ja dziesięć lat spędziłam w Domu Dziecka, a on był napastowany przez wuja. Obydwoje zawsze byliśmy skazani na samych siebie. Tylko, że Aker dużo lepiej sobie radził. To co go spotkało nie wpłynęło na jego życie aż tak bardzo, jak moje dzieciństwo na mnie. Po tym co mnie spotkało nie umiem żyć z "rodziną". Ja nawet nie umiem kochać. Stałam się odporna na to uczucie. Nie wiem nawet co czuję do Akera. Nie wiem czy to jest miłość, bo nigdy jej nie doświadczyłam, ale jestem odporna na ból. Do określonego bólu można się przyzwyczaić.
-O co my się w ogóle kłócimy?- Spytałam, bo naprawdę już nie pamiętałam o co poszło.
-O nic-odparł Aker siadając na łóżku.
-Chyba już pójdę-odparłam odwracając się.
Nikt nic nie odpowiedział. Aker siedział na łóżku, a David na krześle, z którego nadal się nie ruszał.
Tym razem nie wezwałam Tima. Wyszłam z domu przez drzwi wejściowe i ruszyłam przed siebie. Dom Davida stał na obrzeżach miasta, więc trochę mi zajęło zanim dotarłam do centrum naszego małego miasteczka. Na ulicach dostrzegłam kilka ludzi z psami i gromadę biegających dzieci.
-Am!-Usłyszałam, gdzieś za swoimi plecami. Powoli się odwróciłam. Cynthia.
-Hej!-Odparłam, gdy moja przyjaciółka była już przy mnie.
-Co u ciebie?
Oprócz tego, że pokłóciłam się że swoim aniołem, to myślę, że...
-Dobrze-odparłam-a co u ciebie?
-Nie jest źle.
Nagle zadzwonił jej telefon. Rozmowa była dość krótka i raczej dość ważna, bo Cynthia zaraz się ze mną pożegnała i pobiegła w innym kierunku niż ja szłam. Szkoda, bo naprawdę chciałam z nią porozmawiać.
Po piętnastu minutach doszłam do niewielkiego rynku, w którym znajdowało się kilka sklepów i dwie, może trzy zabytkowe kamieniczki. Chodziłam po mieście przez pół godziny, więc zdecydowałam się wrócić do domu. Ponieważ mój dom również stał na obrzeżach miasta wezwałam Tima i w mgnieniu oka znalazłam się u siebie w pokoju i teraz powróciłam myślami do mojej rozmowy, a raczej kłótni z Akerem.
Jak mógł powiedzieć, że ma mnie dość, i że jestem inna. Dobrze wie czemu się zmieniłam, ale może ma rację? Może czas znowu się zmienić? Tym razem na lepsze? Dobra. Wstałam z łóżka, chwyciłam telefon i zaczęłam przeglądać swoją książkę kontaktową, aby zadzwonić do kogoś po lekcje. Oczywiście. Żadnej osoby z klasy. Miałam w sumie numer do Brajana, ale go usunęłam. No cóż. Mówi się trudno. Sparowałam plecak na jutro do szkoły, poszłam się umyć i położyłam się spać.
Budzik zadzwonił o szóstej trzydzieści. Powoli wstałam, założyłam czarne spodnie, czerwoną bluzę i poszłam zjeść śniadanie. Tym razem nie sprawdzałam, czy rodzice już nie śpią. Po prostu wyszłam z pokoju.
Rodzice jednak jeszcze spali. Ruszyłam więc do kuchni, zjadłam płatki z mlekiem i wróciłam się do mojego pokoju po plecak i telefon.
Wyszłam z domu o siódmej. Postanowiłam, że dziś nie pojadę autobusem, tylko pójdę pieszo. Idąc tak wspominałam jak to kiedyś jeździłam z Akerem i doszło do mnie jak moje życie się zmieniło. Aker nie był moim aniołem, ciągle wizyty w Aprilfall, tajemnica Rebecki, moja zmiana. Wszystko wydarzyło się tak nagle. Już nic nie będzie takie jak kiedyś.
Nagle powiał zimny wiatr. Cóż w końcu to już jesień.
Zapięłam kurtkę i ruszyłam dalej. Szłam dość powoli, więc postanowiłam, że pójdę skrótem. Skręciłam w boczną uliczkę. Nagle przede mną wylądował anioł. Cofnęła się kilka kroków.
Upadły anioł.
Czarny jak noc i zły jak sam diabeł.
-Czego chcesz?-Spytałam przerażona.
Anioł się uśmiechnął. Moje serce zabiło mocniej. Krew zaczęła pulsować.
-Pozwól, że zabiorę cię na wycieczkę-odparł i porwał mnie w otchłań.
Wylądowaliśmy gdzieś po środku ciemnej sali.Pierwsza myśl. Królestwo upadłych aniołów. Krampel. Dookoła było słychać śmiechy upadłych.
-Czego chcecie?!-Spytałam.
-Twojej śmierci-no tego nie chciałam usłyszeć.
-Co wam zrobiłam?
-Jesteś zagrożeniem-odparł głos, który był coraz bliżej.
-Co?-To były moje ostatnie słowa. Zemdlałam. Ktoś uderzył mnie zimnym przedmiotem. Upadłam po środku mrocznego krolestwa. Upadłam po środku królestwa upadłych aniołów.
Szalona dziewczyna
Wyjęłam kilka kromek chleba, masło z lodówki i nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie. Aker nie wszedł wczoraj do mojego pokoju. Czyli gdzie poszedł? Szybko zjadłam drobne śniadanie, ubrałam się i ruszyłam do Aprilfall. Szkoła poczeka. Szybko wezwałam Tima. Nie gadam z nim. Nie mam o czym. Nawet nie mówimy sobie cześć.
Zaraz po lądowaniu ruszyłam do gabinetu Rebecki. Szłam szybko i nie zwracałam uwagi na otaczające mnie anioły. Jednak nagle jeden wpadł mi w oko. Wysoki, ciemny blondyn, ale nie to zwróciło moją uwagę. On miał skrzydła. Do tej pory widywałam tylko anioły bez skrzydeł i byłam przekona, że wszystkie tak wyglądają. Nie zatrzymując się dłużej ruszyłam przed siebie. Rebecka napewno mi to wyjaśni. Otworzyłam drzwi do jej gabinetu i mnie zamurowało.
-ŁoŁoŁo-odparłam widząc Rebecke. Ona też miała skrzydła.
-Witaj Am-odparła podnosząc wzrok znad biórka.
-Ty masz skrzydła?
Rebecka spojrzała na swoje skrzydła i wzruszyła ramionami.
-Jak? Przecież wy... Nigdy nie widziałam...Jak?-Wydukałam.
Rebecka nie zwróciła na mnie uwagi.
-Możemy je schować, tak by nik nie widział, ale czasem to męczące.
-Czemu wcześniej nic nie widziałam?-Spytałam stojąc po środku jej gabinetu.
-Może się nie przeglądałaś.
Dobra. Mniejsza z tym. Muszę znaleźć Akera.
-Wiesz może gdzie jest Aker?
Zamknęłam oczy. Nagle poczułam ból w udzie. Dam radę. Jestem silna.
-Nic ci nie jest?-Spytała podchodząc do mnie.
-Nie-odparłam. Ból powoli ustępował.-Wiesz, gdzie jest Aker?
-Nie-odparła czule na mnie patrząc-ale zaraz to sprawdzę.
Po tych słowach wyszła z gabinetu. Wróciła dokładnie po dwóch minutach.
-Jest u tego twojego przyjaciela, Davida.
-Dziękuję-odparłam i dodałam po chwili-za wszystko.
Pożegnałam się z Rebecką i poprosiłam Tima by zabrał mnie do Davida. Nad lądowaniem muszę cały czas pracować. Pokój Davida to istne pobojowisko. Wszystko wala się na łóżku, podłodze lub biurku, wyglądając jak czarna fala. Rzeczy Davida podobnie jak moje w większości mają ciemny kolor, z wyjątkiem ścian. U mnie są niebieskie, a u niego żółte. Wierzcie mi. David w pokoju tego koloru wygląda zabawnie.
-Hej-odparłam, gdy tylko podniosłam się z ziemi po lądowaniu. David siedział przy biurku i pewnie miał słuchawki, bo mnie nie słyszał. Szybko do niego podeszłam i je wyciągnęłam.
-Hej Am-odparł, gdy mnie zobaczył-co u ciebie?
-Dobrze-powiedziałam rozglądając się po całym pokoju.-Słyszałam, że jest u ciebie Aker.
-Jest na dole w kuchni.
-Co!?- Wykrzyknęłam zaskoczona.
-Spoko Am-odparł wystając z krzesła.-Rodziców nie ma.
W tym momencie otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł mój anioł stróż. Nigdy nie przestanę tak o nim mówić. Aker zawsze nim będzie. Zawsze będzie mój.
-Skąd wiedziałaś gdzie mnie znaleźć?-Spytał, gdy mnie zobaczył.
Super powitanie. Nie ma co.
-Tak bardzo sięcieszysz , co?
Przewrócił oczami i podniósł głowę do góry. Wypuścił powietrze przez usta.
-Mam cię dość.
Gwałtownie mrugnęłam oczami.
-Co?
Życie na ziemi mu szkodzi. Już zaczął gadać brednie.
-Kiedyś taka nie byłaś-odparł nadal stojąc w drzwiach.
-Czyli jaka?
-Taka jak teraz.
-Dobrze wiesz czemu taka jestem-odparłam-wiesz o mnie wszystko. Znamy się od szesnastu lat.
-To może ja wyjdę-odparł David powoli wstając z krzesła.
-Siadaj-syknęłam i pokazałam palcem krzesło.
-Kiedyś byłaś inna-odparł Aker.-Lepsza.
-Życie to nie bajka. I ja dobrze o tym wiem. Trochę spędziłam w Domu Dziecka.
-Am...-Zaczął, ale było już za późno.
-Nie pamiętasz?-Spytałam pełną złości.-Zaadoptowali mnie tylko dlatego, że miałam wpisane w akta, że nie jestem chora, chociaż miałam już autoimmunologie cztery lata. Tylko dlatego teraz mam "rodzinę".
-A ja miałem lekko?
I znowu się zaczyna. Życie bitego chłopaka, którego mama jest aniołem. Ale w sumie to prawda. Oboje w życiu nie mieliśmy łatwo. Ja dziesięć lat spędziłam w Domu Dziecka, a on był napastowany przez wuja. Obydwoje zawsze byliśmy skazani na samych siebie. Tylko, że Aker dużo lepiej sobie radził. To co go spotkało nie wpłynęło na jego życie aż tak bardzo, jak moje dzieciństwo na mnie. Po tym co mnie spotkało nie umiem żyć z "rodziną". Ja nawet nie umiem kochać. Stałam się odporna na to uczucie. Nie wiem nawet co czuję do Akera. Nie wiem czy to jest miłość, bo nigdy jej nie doświadczyłam, ale jestem odporna na ból. Do określonego bólu można się przyzwyczaić.
-O co my się w ogóle kłócimy?- Spytałam, bo naprawdę już nie pamiętałam o co poszło.
-O nic-odparł Aker siadając na łóżku.
-Chyba już pójdę-odparłam odwracając się.
Nikt nic nie odpowiedział. Aker siedział na łóżku, a David na krześle, z którego nadal się nie ruszał.
Tym razem nie wezwałam Tima. Wyszłam z domu przez drzwi wejściowe i ruszyłam przed siebie. Dom Davida stał na obrzeżach miasta, więc trochę mi zajęło zanim dotarłam do centrum naszego małego miasteczka. Na ulicach dostrzegłam kilka ludzi z psami i gromadę biegających dzieci.
-Am!-Usłyszałam, gdzieś za swoimi plecami. Powoli się odwróciłam. Cynthia.
-Hej!-Odparłam, gdy moja przyjaciółka była już przy mnie.
-Co u ciebie?
Oprócz tego, że pokłóciłam się że swoim aniołem, to myślę, że...
-Dobrze-odparłam-a co u ciebie?
-Nie jest źle.
Nagle zadzwonił jej telefon. Rozmowa była dość krótka i raczej dość ważna, bo Cynthia zaraz się ze mną pożegnała i pobiegła w innym kierunku niż ja szłam. Szkoda, bo naprawdę chciałam z nią porozmawiać.
Po piętnastu minutach doszłam do niewielkiego rynku, w którym znajdowało się kilka sklepów i dwie, może trzy zabytkowe kamieniczki. Chodziłam po mieście przez pół godziny, więc zdecydowałam się wrócić do domu. Ponieważ mój dom również stał na obrzeżach miasta wezwałam Tima i w mgnieniu oka znalazłam się u siebie w pokoju i teraz powróciłam myślami do mojej rozmowy, a raczej kłótni z Akerem.
Jak mógł powiedzieć, że ma mnie dość, i że jestem inna. Dobrze wie czemu się zmieniłam, ale może ma rację? Może czas znowu się zmienić? Tym razem na lepsze? Dobra. Wstałam z łóżka, chwyciłam telefon i zaczęłam przeglądać swoją książkę kontaktową, aby zadzwonić do kogoś po lekcje. Oczywiście. Żadnej osoby z klasy. Miałam w sumie numer do Brajana, ale go usunęłam. No cóż. Mówi się trudno. Sparowałam plecak na jutro do szkoły, poszłam się umyć i położyłam się spać.
Budzik zadzwonił o szóstej trzydzieści. Powoli wstałam, założyłam czarne spodnie, czerwoną bluzę i poszłam zjeść śniadanie. Tym razem nie sprawdzałam, czy rodzice już nie śpią. Po prostu wyszłam z pokoju.
Rodzice jednak jeszcze spali. Ruszyłam więc do kuchni, zjadłam płatki z mlekiem i wróciłam się do mojego pokoju po plecak i telefon.
Wyszłam z domu o siódmej. Postanowiłam, że dziś nie pojadę autobusem, tylko pójdę pieszo. Idąc tak wspominałam jak to kiedyś jeździłam z Akerem i doszło do mnie jak moje życie się zmieniło. Aker nie był moim aniołem, ciągle wizyty w Aprilfall, tajemnica Rebecki, moja zmiana. Wszystko wydarzyło się tak nagle. Już nic nie będzie takie jak kiedyś.
Nagle powiał zimny wiatr. Cóż w końcu to już jesień.
Zapięłam kurtkę i ruszyłam dalej. Szłam dość powoli, więc postanowiłam, że pójdę skrótem. Skręciłam w boczną uliczkę. Nagle przede mną wylądował anioł. Cofnęła się kilka kroków.
Upadły anioł.
Czarny jak noc i zły jak sam diabeł.
-Czego chcesz?-Spytałam przerażona.
Anioł się uśmiechnął. Moje serce zabiło mocniej. Krew zaczęła pulsować.
-Pozwól, że zabiorę cię na wycieczkę-odparł i porwał mnie w otchłań.
Wylądowaliśmy gdzieś po środku ciemnej sali.Pierwsza myśl. Królestwo upadłych aniołów. Krampel. Dookoła było słychać śmiechy upadłych.
-Czego chcecie?!-Spytałam.
-Twojej śmierci-no tego nie chciałam usłyszeć.
-Co wam zrobiłam?
-Jesteś zagrożeniem-odparł głos, który był coraz bliżej.
-Co?-To były moje ostatnie słowa. Zemdlałam. Ktoś uderzył mnie zimnym przedmiotem. Upadłam po środku mrocznego krolestwa. Upadłam po środku królestwa upadłych aniołów.
Szalona dziewczyna
Subskrybuj:
Posty (Atom)