,,Sukces nigdy nie jest ostateczny. Porażka nigdy nie jest totalna. Liczy się tylko odwaga."
Znalazłam się w morskiej otchłani. Na początku miałam dość duże opory, aby oddychać pod wodą. Jednak po trzydziestu sekundach bez tlenu musiałam poddać próbie płyn, który dostałam od Glidii.
Działał bez problemu. Teraz trzeba było odnaleźć Lofarię. Co nie było tak łatwe. Pływałam około pół godziny w kółko bez celu.
-Jesteś człowiekiem-usłyszałam cieniutki głos za swoimi plecami. Odwróciłam się,jednak nie tak szybko jak chciałam. Za moimi plecami znajdowała się syrena. Wyglądała dokładnie tak samo jak w bajcie Hansa Christiana Andersena pod tytułem ,, Mała Syrenka".
-Tak-odparłam.-Szukam Lofarii.
-Przysyła cię Glidia. Po krew jednej z nas.
-Skąd wiecie.
-Glidia myśli, że jesteśmy głupie. Ale my doskonale znamy przepowiednię.Wiemy, co się wydarzy.
Nie rób tego. Przestań spełniać jej rozkazy. Inaczej znany nam świat skończy się na zawsze. Zapanuje
mrok. Upadłe Anioły będą władały nad Ziemią. A inne stworzenia i wy, ludzie będziecie musieli im służyć.
-To nie jest tak, że ja chcę jej pomagać. Ona więzi moją rodzinę i w każdej chwili może ich zabić. Robię to, aby ich chronić. I tak zawsze byłam wredna.
-Rób co chcesz, ale od nas nie dostaniesz krwi.-Odparła syrena i odpłynęła.
Zostałam sama po środku olbrzymiej wody, a działanie eliksiru miało skończyć się za około
czterdzieści minut. To jeszcze nie tak mało, ale szansa na odnalezienie Lofarii jest znikoma.
-To nie ma sensu-odparłam i zatrzymałam się.
-Ta syrena miała rację. Ratując rodziców, zabiję tysiące ludzi i pozwolę Upadłym podbić świat. Jestem głupia. Muszę znaleźć inne rozwiązanie... Chociaż już od dawna byłam do niego przekonana. To właśnie miało być moje przeznaczenie.
Już w przedszkolu byłam odosobnionym dzieckiem, które stroniło od zabawy. Pamiętam jak pierwszy raz się tam zjawiłam. Inni się bawili, skakali, a ja patrzyłam, aby po chwili odwrócić się do wszystkich plecami i zacząć przytulać wszelkie pluszaki. Robiłam tak codziennie, aż pani na siłę nie pchała mnie w stronę innych. Może powinnam być jej wdzięczna za taką integrację, jednak nie umiałam i nie chciałam. Potem wcale nie było lepiej. W szkole byłam dość cicha i zamknięta w sobie. Gdybym miała wybrać czarodziejską moc, chciałabym być niewidzialna. Aby już nikt nie wpadł na mnie na stołówce, nie wytrącił mi książek z rąk, jak to robił Hunter McFlitt. Każdego dnia czekał na mnie przy głównym wyjściu, aby mnie upokorzyć. Czy ktoś reagował? Nie. Po co pomagać takim osobom jak ja? Cichym i zamkniętym w sobie? Ale może gdyby wtedy ktoś mi pomógł, nie zmieniłabym się aż tak bardzo. W liceum byłam zupełnym przeciwieństwem dawnej siebie. Byłam głośna, zabawna, roztrzepana, jednak dalej trzymałam innych na dystans. Taka była już moja natura. Chciałam przyjaźnić się z masą ludzi, ale nadal chciałam być niewidzialna. Kto wie, może psycholog stwierdziłby u mnie dwubiegunowość? Niestety na to już za późno. ZA późno już na wszystko. Za kilka godzin świat ulegnie całkowitej zagładzie. Upadłe Anioły zapanują nad ludźmi i uczynią z nich swoich niewolników i siłę roboczą. Przeniosą swoje imperium tutaj. Na zgliszcza dawnej cywilizacji. Czas na nową erę. Jednak ja nie będę brała w tym udziału. Może to trochę egoistyczne, ale cóż. Od zawsze taka była.
Szybko wyszłam z wody i położyłam się na brzegu, patrząc w niebo. Zabawne. Poderwałam się na nogi i ruszyłam w stronę lasu, do miejsca, w którym ukryłam TO. Zimne powietrze drażniło moją skórę, a na niebie gromadziły się ciemne chmury. Już blisko.
-Mam- odparłam schylając się po zawiniątko ukryte pod krzakiem. Teraz tylko muszę znaleźć Akera i resztę. Nie będę miała czasu na wyjaśnienia, ale chcę ich zobaczyć. Ten jeden ostatni raz.
Dotarcie do miejsca zbiórki na wojnę przeciwko Upadłymi Aniołami zajęła mi około dziesięciu minut podczas, których zaczął padać deszcz. Doskonale. Zawsze lubiłam deszcz.
W osadzie panował wielki chaos. Każdy biegał tam i z powrotem. Anioły miały ręce pełne roboty. Kilka metrów dalej od ostatnich domków można było dostrzec trenujących. Brzdęk stali o stal przerwał krzyk.
-Amanda!- Błyskawicznie się odwróciłam i ukryłam za plecami swoje zawiniątko.
-Aker!
-Nie damy rady. Ich jest za dużo, a nas za mało. Ale nie martw się. Jakoś damy radę. Zawsze dajemy- mówił zbliżając się w moją stronę. Wyglądał jakby w ogóle się nie denerwował. W jego zielonych oczach można było dostrzec iskierki nadzieji na lepsze jutro. Takiego właśnie pragnę go zapamiętać. Mojego kochanego anioła stróża, który był ze mną od zawsze. Pamiętam naszą pierwszą przygodę, gdy naprawdę się zdenerwowałam i wrzuciłam dziewczynce w przedszkolu gumę we włosy, a potem cały pukiem obcięłam z argumentem, że chciałam pomóc. Po tym wydarzeniu Aker pół tygodnia prawił mi kazania czemu to było złe i aby więcej tak nie robić. A ja oczywiści zrobiłam to drugi raz. Byłam zamknięta w sobie i raczej spokojna, ale nie było takiej osoby jak Aker, z którą kochałam się droczyć. Byliśmy swoimi bratnimi duszami. Pamiętam też, jak nocami wymykaliśmy się na dach, a raczej ja się wymykałam. Jego w końcu nikt inny nie widział. To były cudowne chwile. Leżeliśmy na kocu i obserwowaliśmy gwiazdy, opowiadając sobie najbardziej żałosne kawały na świecie. Kiedyś nie doceniałam tych chwil, a teraz oddałabym wszystko aby wróciły. Nasz spokój, nasze "kłótnie", moje problemy w szkole. Wszystko. Ale czasu nie da się cofnąć. I chce teraz powiedzieć tylko jedno:
-Przepraszam- zrobiłam krok do tyłu zaciskając zawiniątko za plecami. Aker spojrzał na mnie swoimi dużymi oczami. Jak dobrze, że nie umie czytać w myślach.
-Am co się dzieję?- Spytał wyciągając do mnie rękę tak samo jak wtedy, kiedy Hunter pierwszy raz mnie przewrócił. Nikt inny mi nie pomógł.- Wiem, że się boisz, ale przejdziemy przez to. Rebecka dogada się z Glidią, wszystko wróci do normy, twoi rodzice znowu będą wolni, ty wrócisz do szkoły, a ja znowu będę się tobą opiekował i zwracał ci uwagę na każdym kroku.
-Aker tu nie chodzi o to-odparłam i powoli odwijałam przedmiot zawinięty w szmatki.- Chcę tylko abyś nie miał o mnie złego zdania. Ba. Zawsze chciałam abyś dobrze o mnie myślał, ale sam wiesz. Jestem najlepsza w tym, co robię najgorzej. Taka natura- zaśmiałam się pod nosem.- Byłeś ze mną zawsze. W sumie chyba nie miałeś większego wyboru. Pamiętasz jak pierwszy raz cię zobaczyłam. To było jak miałam sześć lat. Padał śnieg, a ja bawiłam się na dworze i robiłam aniołki, gdy nagle niebo przysłoniła mi twoja twarz. Stałeś nade mną i myślałeś, że cię nie widzę. żałuj, że nie widziałeś swojej miny, kiedy zapytałam cię jak masz na imię.
-Am, nie wiem do czego zmierzasz, ale nie mamy na to czasu. Musimy się przygotować. Wiem, że brakuje ci dawnych czasów. Mi zresztą też. A najbardziej naszych nocnych wizyt w wesołym miasteczku. Nadal nie wiem skąd miałaś klucze go tego miejsca. Nikt tam nie bywał od pięciu lat.
To takie smutne, że najlepsze chwile naszego życia musimy wspominać w takim momencie. W momencie, w którym wszystko się kończy. Przedmiot za moimi plecami był już rozpakowany. Teraz trzeba go tylko właściwie użyć. Mam tylko jedną szansę.
-Przepraszam jeszcze raz- odparłam i wyciągnęłam pistolet zza pleców. Zimna lufa dotknęła mojej skroni. Czy tak właśnie czują się samobójcy? Czują podekscytowanie?
-Amanda co ty do cholery robisz?! Odłóż to natychmiast.
- Mówiłam, że przepraszam. Tak po prostu będzie lepiej.
- Lepiej dla kogo?! -Wykrzykiwał Aker ciągnąc się za włosy. W tle słyszałam jak inni też krzyczą i nawołują Rebecki.
- Lepiej dla mnie, dla ciebie, dla całego świata. Przepraszam.-To były ostatnie słowa jakie wypowiedziałam zanim pociągnęłam za spust. Nim kula przebiła moją głowę dostrzegłam Akera upadającego na kolana i Rebeckę biegnącą wzdłuż wzgórza. Tak właśnie Amanda Kress zakończyła swoje życie. Moje ciało bezwładnie upadło w błoto, a pistolet wypadł z bladej ręki. Czy żałuję, że tak postępiłam? Nie wiem. Samobójcy są tchórzami, ale też bardzo silni. Trzeba być naprawdę odważnym aby odebrać sobie życie. Myślenie o tym, a zrobienie tego, to dwie zupełnie inne rzeczy.
Gdzie jestem teraz? Na razie nie wiem. Otacza mnie pustka. Mówi się, że samobójcy idą do piekła, ale jak dla mnie to trochę nie fair. Przecież piekło mieli już tam. Na ziemi. No ale cóż. Co w dzisiejszych czasach jest fair? No właśnie. Nic. Więc czekam. Czekam aż znajdę się w jakimś miejscu, chyba, że ta pustka jest już dla mnie. Nie zdziwiłabym się. Za wszystko kiedyś przyjdzie zapłacić. Każdy musi. I to tą najwyższą cenę.
Mam tylko nadzieję, że innych spotka inny los niż mnie. To mogło się skończyć inaczej. Ale jak zwykle wyszło najgorzej jak tylko się da.
Przepraszam
Szalona dziewczyna
Już w przedszkolu byłam odosobnionym dzieckiem, które stroniło od zabawy. Pamiętam jak pierwszy raz się tam zjawiłam. Inni się bawili, skakali, a ja patrzyłam, aby po chwili odwrócić się do wszystkich plecami i zacząć przytulać wszelkie pluszaki. Robiłam tak codziennie, aż pani na siłę nie pchała mnie w stronę innych. Może powinnam być jej wdzięczna za taką integrację, jednak nie umiałam i nie chciałam. Potem wcale nie było lepiej. W szkole byłam dość cicha i zamknięta w sobie. Gdybym miała wybrać czarodziejską moc, chciałabym być niewidzialna. Aby już nikt nie wpadł na mnie na stołówce, nie wytrącił mi książek z rąk, jak to robił Hunter McFlitt. Każdego dnia czekał na mnie przy głównym wyjściu, aby mnie upokorzyć. Czy ktoś reagował? Nie. Po co pomagać takim osobom jak ja? Cichym i zamkniętym w sobie? Ale może gdyby wtedy ktoś mi pomógł, nie zmieniłabym się aż tak bardzo. W liceum byłam zupełnym przeciwieństwem dawnej siebie. Byłam głośna, zabawna, roztrzepana, jednak dalej trzymałam innych na dystans. Taka była już moja natura. Chciałam przyjaźnić się z masą ludzi, ale nadal chciałam być niewidzialna. Kto wie, może psycholog stwierdziłby u mnie dwubiegunowość? Niestety na to już za późno. ZA późno już na wszystko. Za kilka godzin świat ulegnie całkowitej zagładzie. Upadłe Anioły zapanują nad ludźmi i uczynią z nich swoich niewolników i siłę roboczą. Przeniosą swoje imperium tutaj. Na zgliszcza dawnej cywilizacji. Czas na nową erę. Jednak ja nie będę brała w tym udziału. Może to trochę egoistyczne, ale cóż. Od zawsze taka była.
Szybko wyszłam z wody i położyłam się na brzegu, patrząc w niebo. Zabawne. Poderwałam się na nogi i ruszyłam w stronę lasu, do miejsca, w którym ukryłam TO. Zimne powietrze drażniło moją skórę, a na niebie gromadziły się ciemne chmury. Już blisko.
-Mam- odparłam schylając się po zawiniątko ukryte pod krzakiem. Teraz tylko muszę znaleźć Akera i resztę. Nie będę miała czasu na wyjaśnienia, ale chcę ich zobaczyć. Ten jeden ostatni raz.
Dotarcie do miejsca zbiórki na wojnę przeciwko Upadłymi Aniołami zajęła mi około dziesięciu minut podczas, których zaczął padać deszcz. Doskonale. Zawsze lubiłam deszcz.
W osadzie panował wielki chaos. Każdy biegał tam i z powrotem. Anioły miały ręce pełne roboty. Kilka metrów dalej od ostatnich domków można było dostrzec trenujących. Brzdęk stali o stal przerwał krzyk.
-Amanda!- Błyskawicznie się odwróciłam i ukryłam za plecami swoje zawiniątko.
-Aker!
-Nie damy rady. Ich jest za dużo, a nas za mało. Ale nie martw się. Jakoś damy radę. Zawsze dajemy- mówił zbliżając się w moją stronę. Wyglądał jakby w ogóle się nie denerwował. W jego zielonych oczach można było dostrzec iskierki nadzieji na lepsze jutro. Takiego właśnie pragnę go zapamiętać. Mojego kochanego anioła stróża, który był ze mną od zawsze. Pamiętam naszą pierwszą przygodę, gdy naprawdę się zdenerwowałam i wrzuciłam dziewczynce w przedszkolu gumę we włosy, a potem cały pukiem obcięłam z argumentem, że chciałam pomóc. Po tym wydarzeniu Aker pół tygodnia prawił mi kazania czemu to było złe i aby więcej tak nie robić. A ja oczywiści zrobiłam to drugi raz. Byłam zamknięta w sobie i raczej spokojna, ale nie było takiej osoby jak Aker, z którą kochałam się droczyć. Byliśmy swoimi bratnimi duszami. Pamiętam też, jak nocami wymykaliśmy się na dach, a raczej ja się wymykałam. Jego w końcu nikt inny nie widział. To były cudowne chwile. Leżeliśmy na kocu i obserwowaliśmy gwiazdy, opowiadając sobie najbardziej żałosne kawały na świecie. Kiedyś nie doceniałam tych chwil, a teraz oddałabym wszystko aby wróciły. Nasz spokój, nasze "kłótnie", moje problemy w szkole. Wszystko. Ale czasu nie da się cofnąć. I chce teraz powiedzieć tylko jedno:
-Przepraszam- zrobiłam krok do tyłu zaciskając zawiniątko za plecami. Aker spojrzał na mnie swoimi dużymi oczami. Jak dobrze, że nie umie czytać w myślach.
-Am co się dzieję?- Spytał wyciągając do mnie rękę tak samo jak wtedy, kiedy Hunter pierwszy raz mnie przewrócił. Nikt inny mi nie pomógł.- Wiem, że się boisz, ale przejdziemy przez to. Rebecka dogada się z Glidią, wszystko wróci do normy, twoi rodzice znowu będą wolni, ty wrócisz do szkoły, a ja znowu będę się tobą opiekował i zwracał ci uwagę na każdym kroku.
-Aker tu nie chodzi o to-odparłam i powoli odwijałam przedmiot zawinięty w szmatki.- Chcę tylko abyś nie miał o mnie złego zdania. Ba. Zawsze chciałam abyś dobrze o mnie myślał, ale sam wiesz. Jestem najlepsza w tym, co robię najgorzej. Taka natura- zaśmiałam się pod nosem.- Byłeś ze mną zawsze. W sumie chyba nie miałeś większego wyboru. Pamiętasz jak pierwszy raz cię zobaczyłam. To było jak miałam sześć lat. Padał śnieg, a ja bawiłam się na dworze i robiłam aniołki, gdy nagle niebo przysłoniła mi twoja twarz. Stałeś nade mną i myślałeś, że cię nie widzę. żałuj, że nie widziałeś swojej miny, kiedy zapytałam cię jak masz na imię.
-Am, nie wiem do czego zmierzasz, ale nie mamy na to czasu. Musimy się przygotować. Wiem, że brakuje ci dawnych czasów. Mi zresztą też. A najbardziej naszych nocnych wizyt w wesołym miasteczku. Nadal nie wiem skąd miałaś klucze go tego miejsca. Nikt tam nie bywał od pięciu lat.
To takie smutne, że najlepsze chwile naszego życia musimy wspominać w takim momencie. W momencie, w którym wszystko się kończy. Przedmiot za moimi plecami był już rozpakowany. Teraz trzeba go tylko właściwie użyć. Mam tylko jedną szansę.
-Przepraszam jeszcze raz- odparłam i wyciągnęłam pistolet zza pleców. Zimna lufa dotknęła mojej skroni. Czy tak właśnie czują się samobójcy? Czują podekscytowanie?
-Amanda co ty do cholery robisz?! Odłóż to natychmiast.
- Mówiłam, że przepraszam. Tak po prostu będzie lepiej.
- Lepiej dla kogo?! -Wykrzykiwał Aker ciągnąc się za włosy. W tle słyszałam jak inni też krzyczą i nawołują Rebecki.
- Lepiej dla mnie, dla ciebie, dla całego świata. Przepraszam.-To były ostatnie słowa jakie wypowiedziałam zanim pociągnęłam za spust. Nim kula przebiła moją głowę dostrzegłam Akera upadającego na kolana i Rebeckę biegnącą wzdłuż wzgórza. Tak właśnie Amanda Kress zakończyła swoje życie. Moje ciało bezwładnie upadło w błoto, a pistolet wypadł z bladej ręki. Czy żałuję, że tak postępiłam? Nie wiem. Samobójcy są tchórzami, ale też bardzo silni. Trzeba być naprawdę odważnym aby odebrać sobie życie. Myślenie o tym, a zrobienie tego, to dwie zupełnie inne rzeczy.
Gdzie jestem teraz? Na razie nie wiem. Otacza mnie pustka. Mówi się, że samobójcy idą do piekła, ale jak dla mnie to trochę nie fair. Przecież piekło mieli już tam. Na ziemi. No ale cóż. Co w dzisiejszych czasach jest fair? No właśnie. Nic. Więc czekam. Czekam aż znajdę się w jakimś miejscu, chyba, że ta pustka jest już dla mnie. Nie zdziwiłabym się. Za wszystko kiedyś przyjdzie zapłacić. Każdy musi. I to tą najwyższą cenę.
Mam tylko nadzieję, że innych spotka inny los niż mnie. To mogło się skończyć inaczej. Ale jak zwykle wyszło najgorzej jak tylko się da.
Przepraszam
Szalona dziewczyna