sobota, 29 listopada 2014

Rozdział czternasty


Chmurne wrota się zamknęły, a my staliśmy po środku mojego pokoju patrząc się na siebie. Jak zwykle panowała cisza.
-Co chcesz wiedzieć?-Spytał Aker po chwili milczenia.
-A jak myślisz? Najlepiej zacznij od początku-odparłam siadając na łóżku.
-Nie jestem aniołem-powiedział i spuścił wzrok-i nigdy nim nie byłem.
-To akurat wiem.
-Rebecka?
Pokiwałam głową.
-Ona zawsze umiała wszystko załatwić-odparł i uśmiechnął się pod nosem.-Nawet zataiła mnie w Aprilfall.
- I już w tym momencie się pogubiłam-odparłam kręcąc głową.
-I tu zaczyna się cała historia. Urodziłem się na ziemi jako zwykły człowiek. Prawie. Rebecka jest moją matką i pół aniołem, czyli w moich żyłach płynie jakiś odsetek anielskich genów, ale to nie wystarczyło bym mógł mieszkać z mamą w Aprilfall-wziął głęboki oddech i zaczął mówić dalej-ale dostałem najlepszego anioła stróża, by mnie chronił, a sam zamieszkałem w domu wujostwa. Nie było za dobrze. Ciągle kłótnie i sprzeczki. Po pewnym czasie przeszło do rękoczynów.-Spuścił głowę i zamilkł na chwilę.
Zamurowało mnie. Aker był bity? W życiu bym się tego nie spodziewała. Ten wspaniały chłopak, którego znałam szesnaście lat miał tak przerąbane dzieciństwo.
Nic nie mówiłam. Nie wiedziałam co. Czekałam aż znowu zacznie mówić.
-Pewnego dnia wujek znowu chciał mnie pobić, ale mój anioł stróż nie pozwolił. Kiedy wujek podniósł już rękę ona się ujawniła.
-Ona?
-Tak. Miała na imię Hope. Uratowała mnie. Kiedy się ujawniła wujka na chwilę zamurowało i mnie zresztą też. Jednak nawet ona nie mogła go powstrzymać. W wujka wstąpiła furia, a Hope zrobiła to czekago nikt się nie spodziewał-w tym momencie przerwał. Było widać, że ta opowieść jest dla niego trudna do opowiadania.-Złapała kuchenny nóż i wbiła go sobie w brzuch.
-Czemu?-Spytałam zdezorientowana.
Spojrzał mi w oczy i chwycił mnie za rękę.
-Jeśli anioł odda za ciebie życie jesteś chroniony do osiemnastego roku życia i nikt nie może cię skrzywdzić. Po tym co się wydarzyło Rebecka ukrywa mnie w Aprilfall, a w akta wpisała, że jestem aniołem. Dała mi też serum, dzięki któremu ludzie mnie nie dostrzegli.
Aker mówił dalej, jednak jego słowa już do mnie nie docierały.
Nagle poczułam silny, pulsujący ból w głowie. Normalność. W domu często mi się to zdarza. Zamknęłam oczy. Ból się nasilał. Zacisnęłam zęby. Z wiekiem można się przyzwyczaić. Chociaż nie. Złapałam się za głowę i przyciągnęła ją do kolan. Spokojnie. To tylko kolejna zapaść.
-Amanda?-Na ramieniu poczułam dłoń Akera.-Wszystko w porządku?
Nie odpowiedziałam. Jego słowa docierały do mnie jak przez mgłe.
-Am?
Powolnymi ruchami wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi. Aker ruszył za mną.
-Poczekaj-odparłam i wspięłam się na górę do salonu, gdzie zastałam swoich rodziców.
-Znowu-odparłam. Te słowa wystarczyły, aby moi rodzice w mgnieniu oka zerwali się z kanapy i zaczęli się ubierać. Docierały do mnie przytłumione głosy.
-Dzwoń do doktor Preit. Musi wiedzieć.
-Już dzwoniłem. Będzie gotowa.
Moi rodzice zawsze byli lekko przewrażliwieni. Nagle moje powieki powoli opadły, a ja uderzyłam głową o podłogę, czyli już jest niedobrze.
Ocknęłam się dobre dwie godziny po napadzie bólu. Leżałam w wielkiej, białej sali. Pokój 128. To było moje pomieszczenie w Szpitalu Świętej Marianny. Zawsze po zapaści tu trafiałam.
Przed drzwiami do sali zauważyłam rodziców romawiających z doktor Preit. Wysoka, gruba kobieta z lekko siwymi włosami. Prawie zawsze na nosie ma okrągłe okulary. Spojrzała w moją stronę i weszła do sali.
-Witaj Amando. W normalnych okolicznościach spytałabym jak się masz, ale obie wiemy jak się czujesz.
Odwróciłam wzrok w stronę okna i spojrzałam ma drzewa. Miała rację. Czułam się fatalnie.
-Czym spowodowałaś zapaść?-Spytała patrząc na mogą kartę zdrowia.-Ostatnio u nas nie bywałaś.
-Nie wiem-odparłam.
-No cóż-zaczęła dalej patrząc na dokumenty-zatrzymamy cię na krótką obserwację ze względu na twoją chorobę.
Spojrzała na mnie i wyszła z sali.
Nienawidzę tego słowa. Obserwacja. Najgorsze co może spotkać chorą osobę. Zwłaszcza mnie. Po tych badaniach będę mogła usłyszeć, że choroba przestała się posuwać na przód, ale również mogłam się dowiedzieć, że  jest coraz gorzej...
Tak jak obiecała doktor Preit, obserwacja potrwała tylko dzień. Kilka prześwietleń, rozmów z innymi lekarzami. Tak jak zwykle. Potem mogłam wrócić do domu. W szpitalu oczywiście nie byłam sama. Cały czas siedzieli przy mnie rodzice, David i Cynthia. W takich miejscach jak szpital nigdy nie jest się samemu.
Zaraz po przekroczeniu progu szpitala rodzice zapakowali moje torby do samochodu. Ja jednak nie chciałam jechać. Wolałam się przejść. Póki jeszcze mogłam.
Droga trochę mi zajęła, jednak ja się nie zmęczyłam. Przed domem zastałam Akera.
-Hej-odparł-co się stało?
-Tylko trochę bolała mnie głowa-odparłam i błagałam, aby więcej nic nie mówił.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę domu. A łzy coraz bardziej się we mnie zbierały.
-Będzie dobrze.
Po policzku spłynęła mi łza. Takie pocieszenia słyszę już od sześciu lat. Gwałtownie się odwróciłam.
-Nie chrzań! -Wykrzyknęłam.
-Co?-Spytał zdezorientowany.
-Nie chrzań-po policzku spłynęła mi kolejna łza.
Aker położył mi rękę na ramieniu, ale ja ją zrzuciłam.
-Am...
-Przestań-odparłam płacząc.-Nie wiesz jak to jest, gdy każdego dnia umiera cząstka ciebie. Nie wiesz jak to jest słysząc płacz twoich rodziców, którzy chcą pomóc, ale nie mogą. Nie znasz uczucia, gdy wieczorem kładziesz się spać i boisz się, że rano się nie obudzisz.
Już nawet nie panowała nad tym co mówię. Nie widziałam reakcji Akera. Łzy zalały mi całą twarz. W końcu mogłam komuś powiedzieć co czuję.
Aker stał i nic nie mówił, jednak po chwili podszedł do mnie i mnie przytulił. Wtuliłam się w jego ciepłe ciało.
-Na co jesteś chora Am?
Wzięłam głęboki oddech. Muszę mu powiedzieć.
-Mam autoimmunologie. Stąd ten ból głowy. Choroba każdego dnia zabija moje mięśnie.
Aker odsunął się ode mnie.
-Czemu mi nie powiedziałaś?-Spytał kręcąc głową.-I jak chodziłaś do lekarzy, skoro cały czas z tobą byłem jako twój anioł?
Schowałam twarz w dłoniach.
-Pamiętasz kiedy wysyłałam cię do Rebecki? Ona wiedziała, że jestem chora i miała z tobą rozmawiać tak długo, aż nie wrócę od lekarza.
Na ulicy zapanowała cisza. Było słychać tylko szum wiatru. Aker stał i wpatrywał się we mnie. Był smutny, że mu nie powiedziałam, że mu nie zaufałam.
-Przepraszam-dodałam po chwili i weszłam do domu zostawiając Akera samego ma ulicy spowitej w mrok. Nie chciałam go zostawić, ale już się przyzwyczaiłam, że jestem sama. Kiedyś mi to nie pasowało. Teraz? Teraz to jest konieczne, aby nikogo nie skrzywdzić. Zostało mi nie dużo czasu, chociaż nikt nie wie ile. Tej choroby nie da się kontrolować. Mam może dzień? Tydzień? Miesiąc? Rok?
-Am-usłyszałam krzyk mamy z kuchni-zjesz z nami kolację?
-Nie-odkrzyknęłam-położę się już lepiej.
Nie usłyszałam już odpowiedzi, więc poszłam do pokoju i położyłam się spać. Z tym samym uczuciem już od sześciu lat. Byleby się jutro obudzić. To jest mój cel życiowy. To jest to czego zawsze pragnę...

Szalona dziewczyna


--------------------------------------------------------------

Dwie sprawy:
Po 1: Tak, wiem. Rozdział jak zwykle krótki, ale ja nie przepadam za długimi tekstami.Łatwo się pogubić.
Po 2: Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, więc prośba do tych, którzy mnie znają; nie pytajcie się mnie codziennie kiedy nowy rozdział!

3 komentarze:

  1. Hej. Rozdział jest bardzo smutny przezcciebie prawie się popłakałam proszę cię uprzedź mnie następnym razem! :(( Ona nie może umrzeć ! On zresztą też :(( dlaczego mi to robisz? Mam przez ciebie doła, ale przynajmniej ładnie to opisałaś :)
    Zapraszam na nowy rozdział
    http://milosc-nie-dzieki.blogspot.com/?m=0

    OdpowiedzUsuń
  2. po pierwsze wzruszyłam się trochę
    po drugie nie będe mogła zapewnić ze codziennie nie będe mówiła o nowym rozdziale, sorka taka moja natura

    OdpowiedzUsuń