Leżałam z rękami wzdłuż ciała. Nic nie czułam. Nic nie widziałam. Oddychałam bardzo powoli.
Spod zamkniętych powiek do moich oczu docierało ostre światło. Otworzyłam oczy. Teraz już nie leżałam, ale stałam. Stałam po środku niczego. Dookoła mnie rozpościerała się biała przestrzeń. Obróciłam się kilka razy. Nigdzie nikogo nie było. Czy tak własnie niebo?
Nagle usłyszałam szelest za swoimi plecami. Teraz przede mną stał anioł. Była nim kobieta w średnim wieku. Jej włosy były brązowe i lekko kręcone, a oczy zielone. Miała na sobie długą, dość skromna, błękitną sukienkę i była tym aniołem, którego widziałam dopiero trzeci raz. Kobieta, która przede mną wylądowała miała skrzydła. Duże, szeroko rozpostarte. Były naprawdę piękne.
Trochę minęło zanim się ozwała.
-Witaj. Czy już wybrałaś?
-Wybrałam, co?
-Czy chcesz żyć czy umrzeć-odparła-tutaj jeszcze możesz wybrać. To miejsce jest nazywane Krawędzią, a ja jestem Panatyka i pomagam dokonać wyboru. Odpowiedniego wyboru.
-Chcę umrzeć-odparłam od razu.
-Jesteś pewna?
-Tak. Od dawna tego chcę. Tam na ziemi nie jestem nikomu do niczego potrzebna. Cały czas stwarzam tylko problemy.
-Spójrz-odparła Panatyka i wyczarowała coś w rodzaju lustra. Zobaczyłam siebie samą leżącą na łóżku. Widziałam ludzi biegających wokół mnie, próbujących mnie ratować. Widziałam Akera cały czas trzymającego mnie za rękę. Potem obraz się zmienił zobaczyłam swoich rodziców rozmawiających z policją. No tak. Wyszłam jednego dnia do szkoły i do tej pory nie wróciłam. Mama płakała, a tata obejmował ją ramieniem. Potem zobaczyłam Cynthie rozwieszającą plakaty z moim zdjęciem i napisem "ZAGINIONA". Obraz znowu się zmienił. Teraz zobaczyłam Davida. Davida! On żyje, wiedziałam. On podobnie jak Cynthia rozwieszała plakaty i rozdawał ulotki związane ze mną. Łzy napłynęły mi do oczy. Jedna pociekła po policzku.
-Przestań!-Wykrzyknęłam.-Przestań.
-Jesteś dla ludzi ważna-odparła Panatyka-ludzie cię kochają.
-Daj mi umrzeć. Czemu mi nie pozwalasz?
-Masz potencjał i nie dla ciebie taka śmierć. Jedna z dwóch umrzeć musi, ale nie ta co już tam była.
-Co? Jedna z dwóch? Chodzi o proroctwo?
-W naszym świeci są dwa proroctwa, które spełnienia czekają już od dwóch tysięcy lat. Jedno to tylko wskazówka, zmyłka dla innych. Dla ludzi pragnących twojej śmierci.
-Czekaj...Co? Ludzie...Co?
-Jeśli jesteś wybraną, wkrótce się dowiesz. Losy tej przepowiedziano od początku do końca.
-Nie mam z tym nic wspólnego. Chcę po prostu umrzeć-odparłam.
-Śmierć nie jest zbawianiem. Myślisz, że jesteś bohaterką, bo ratujesz innych przed samą sobą, bo nie będziesz sprawiać im problemów. Myślisz, że to trudne, bo ich zostawiasz samych sobie. Myślisz, że umieranie jest trudne? Nie jest. To życie jest trudne. Zaciśnij pięści i walcz. Walcz o to co ważne i piękne.
-Życie nie jest piękne-odparłam dokładnie myśląc nad tym co przed chwilą powiedziała Panatyka. Miała rację. Od zawsze sądziłam, że śmierć jest trudna, bo to zmiana, bo trzeba zostawić wszystko co się do tej pory znało. Ale to nie prawda. To co powiedziała Panatyka było prawdą. Trzeba zacisnąć pięści i walczyć. Będę żyć. Poznam piękno świata.
-Jak mogę to przerwać?-Spytałam.-To znaczy, jak mogę się obudzić?
Panatyka się uśmiechnęła.
-Wszystko zależy od ciebie. Musisz tego bardzo chcieć. Musisz obudzić w sobie siłę walki.
Tylko jak? Odwróciłam się tyłem do Panatyki i przeczesałam ręką włosy.
"Obudź się. Obudź się. Obudź się"
Nic. Nadal stałam na Krawędzi.
-Jak mam to zrobić?-Spytałam nie odwracając się.
-Przypomnij sobie to co jest ważne. To co przeżyłaś.
Dobra. Spróbujmy.
Przez moją głowę przebiegała masa obrazów. Wygłupy z Davidem, nocne rozmowy z Akerem, wizyty w Aprilfall. W sumie nie miałam wielu miłych wspomnień. Byłam raczej z tych osób, które maja więcej tych złych i własnie z nimi są kojarzone. Całe swoje życie spędziłam na uprzykrzaniu życia innym. Nauczycielom, rodzicom, a nawet aniołom.
Moje życie od samego początku było skazane na porażkę. Dziewczyna, która widzi anioły, ma tylko dwójkę przyjaciół, a własna matka porzuciła ją w Domu Dziecka.
-Nie umiem-odparłam po chwili-nie dam rady.
-Dasz. Nie ważne co daje nam wszechświat. Ważne co ty mu ofiarujesz.
Spojrzałam na Panatyke. Czemu anioły zawsze muszą być takie radosne?
Nie ważne co daje nam wszechświat. Ważne co ja mu ofiaruję.
Tylko, że ja nic mu nie dałam. No bo co mogę mu ofiarować?
-Dobrze pomyśl.
Nie mam już nad czym myśleć.
-Boże. Daj mi szansę. Pozwól mi wrócić-wyszeptałam podnosząc oczy.
Nagle dookoła zapanowała ciemność.
-Panatyka! Co się dzieje?!
-Przechodzisz.
-Gdzie!
-Na druga stronę, ale nie wiem czy wracasz do żywych!
-Panatyka!
Nie odpowiedziała mi już. Dookoła panował mrok. Nagle do moich uszu dotarło pikanie jakiejs maszyny i krzyki osób.
-Wraca!
-Niemożliwe! Jeszcze przed chwilą była martwa!
-Musiała wybierać na Krawędzi!
-Nie możliwe, żeby wróciła!
Wróciłam. Poczułam, że ktoś trzyma mnie za rękę. Uścisnęłam ją. Muszę otworzyć oczy.
-Amanda-odparł Aker, gdy tylko otworzyła oczy. Jedna równie szybko musiałam je zamknąć, ponieważ oślepiło mnie słup światła.-Dziękuję.
-Proroctwo się spełnia-usłyszałam, gdzieś w oddali sali szepty innych aniołów.
-Nie ściemniaj. To, że wróciła to czysty fart.
Przypomniałam sobie słowa Panatyki "Jedna z dwóch umrzeć musi, ale nie ta co już tam była".
-Jaki fart?! Dobrze wiesz, że nie wszyscy wracają-dalej kłóciły się dwa anioły.
Czyli Panatyka miała rację. Jestem jedną z proroctwa. Jedną. Czyli jest ktoś jeszcze? Jedna z dwóch.
I znając zasadę proroctw zgaduję, że to ja muszę odnaleźć tą drugą.
Ciekawe tyko jak.
-Mamy ją!-Nagle ktoś wbiegł do sali, w której leżałam.
-Niemożliwe. Dopiero co znaleźliśmy jedną-odparł ktoś z zebranych w sali przy moim łóżku.
-Jest w naszej głównej siedzibie w Pirenejach. Beno Prait ją znalazł.
-Ale jak?-Dalej dopytywały anioły.
-Hmm...-odparła anioł trochę zniecierpliwionym tonem-Może ona tez widzi anioły, a jak wszyscy wiemy nie ma dużo takich osób.
-To nie wiedzieliście o tym wcześniej?
-Nie. Za dobrze to ukrywała. Beno powiedział żeby do Pireneji poleciała Rebecka.
Z sali ktoś wyszedł, a ja usnęłam. Byłam zbyt zmęczona. A teraz musiałam być gotowa na to co mnie czekało w związku z proroctwem i jego wypełnieniem.
Szalona dziewczyna
______________________________________
Jej! Jednak udało mi się napisać to jeszcze przed świętami :)
I mam świetny pomysł.
Chciałabym zacząć pisać niektóre rozdziały jako Aker, a nie Amanda.
Co wy na to?
Jeszcze raz Wesołych Świąt!
wtorek, 23 grudnia 2014
piątek, 12 grudnia 2014
Rozdział szesnasty
Wzięłam głęboki oddech. Zimne powietrze. Powoli otworzyłam oczy.
Obudziłam się z głową na zimnej i mokrej posadzce. Podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Auł-wyszeptałam dotykając miejsca, gdzie zostałam uderzona. Miała guza na karku.
Rorzejrzałam się dookoła i powoli podniosłam się z podłogi. Wszędzie panował mrok. Nigdzie nie dostrzegłam nawet jednego blasku światła. Zmrużyłam oczy.
-Nie no-odparłam podchodząc do krat, które w ciemności ledwo dostrzegłam. Zamknęli mnie w celi. Tak jakbym była seryjnym mordercą. Ta cała historia zaczyna się robić coraz ciekawsza.
-Czego chcecie?!-Wykrzyknęłam i kopnęłam kraty. Czemu zawsze mi przytrafia się coś takiego?
Nikt i nic mi nie odpowiedziało. Tak jakbym była tu sama, bo prawdo podobnie tak właśnie było.
-Jesteś naszym zagrożeniem-odparł nagle jakiś głos, gdzieś dosyć blisko.
Rozłożyłam ręce i spojrzałam do góry.
-Ja zagrożeniem? Nie no. Jestem zwykłą dziewczyną chorą na autoimmunologie. Uważasz, że jestem niebezpieczna?-Spytałam i usiadłam po turecku, krzyżując ręce na piersi.
Nie chcę tu być. Nie mam po co tu być. W ogóle nie chce mieć nic wspólnego z tym miejscem tak samo jak z Aprilfall. Chcę, żeby moje życie było normalne. Chcę być normalną nastolatką.
-Nie znasz proroctwa?-Spytał głos w ciemności. Czy w tych światach są same proroctwa, które nic nie mówią? Mam tego dość!
-O tym Dziecku, które posiada znamię? Tak znam i to nie ja-odparłam.-Mogę teraz iść do domu?
Głos się zaśmiał.
-To dziecko już nie żyje.
Czas się zatrzymał. Serce przestało bić. Krew w moich żyłach przestała krążyć. To co powiedział upadły nie może być prawdą. David musi żyć. Przecież cały czas był z nim Aker. Nie. To jest kłamstwo. Chcą mnie złamać. Nie. Tak łatwo im nie pójdzie. Nikomu jeszcze się to nie udało.
-O jakie proroctwo w takim razie chodzi?-Spytałam.
Odpowiedział mi podmuch wiatru. Znikąd nie dobiegał żaden głos. I to jest najlepsze rozwiązanie. Odejść nie wiadomo gdzie. Położyłam się na podłodze, bo co innego mogę robić?
Leżałam tak kilka godzin, gdy w oddali dostrzegłam jakąś postać. Powoli wstałam i podeszłam do krat. Postać była wysoka, z kapturem na głowie i workiem w ręce. Twarzy niestety nie mogłam dostrzec. Postać była coraz bliżej, gdy nagle się zatrzymała.
-Kim jesteś?-Spytałam coraz bardziej przerażona.
-To Łapacz Snów-odparł ten sam głos, z którym rozmawiałam wcześniej.
-I co w związku ze mną?-Spojrzałam na mroczną postać.
-Jeśli dasz nam to czego chcemy nie zrobi ci krzywdy.
Przełknęłam ślinę.
-Czego chcecie?
Usłyszałam drugi głos. Bardziej piskliwy niż poprzedni.
-Jedno wspomnienie.
Nie. Niech wezmą wszystko tylko nie wspomnienia. Już wiem do czego dążą. Chcą mnie zabić w jeden z najprostszych sposobów.
-Nie!-Wykrzyknęłam i gwałtownie się cofnęłam.
-Dlaczego?-Spytałam oba głosy na raz.
-Wiem jakie chcecie wspomnienie-odparłam-chcecie mi zabrać dzień, w którym się urodziłam. Wtedy nie będę już zagrożeniem. Nigdy!
Nagle poczułam zimną dłoń na moim policzku. Głowa gwałtownie przekrzywiła się w bok. Szybko złapałam się w miejsce, w które zostałam uderzona i szerzej otworzyłam oczy. Spojrzałam na rękę, którą przyłożyłam do twarzy. Była na niej krew.
Zapanowała cisza. Spojrzałam na Łapacza Snów. Nadal się nie ruszył.
-Jesteś głupia-odparł głos ze złością.-Oddasz wspomnienie, albo umrzesz.
Ponownie zostałam uderzona ciężkim przedmiotem w kark.
Ocknęłam się dobre kilka godzin później. Znowu miałam ogromnego guza, a cała moja twarz była obolała i prawdo podobnie sina.
Po moim policzku spłynęła łza.
-Oddaj wspomnienie-odparł głos, gdzieś bardzo blisko.
-Nigdy go nie oddam!-Wykrzyknęłam nadal leżąc na podłodze.-Nie znam nawet proroctwa!
-Oddaj wspomnienie.
Teraz to do mnie dotarło. Czemu upadli sami nie mogą zabrać jednego mojego wspomnienie? Czemu sama "dobrowolnie" muszę je im oddać?
-Nigdy go nie dostaniecie!
W tym momencie znowu zostałam uderzona w twarz. Tym razem w drugi policzek. Popłynęła z niego krew.
-Nigdy-wyszeptałam i moja głowa ponownie upadła na posadzkę.
Czy wszystkie dni, które będę musiała spędzi w tym przeklętym Krampel będą wyglądały tak samo? Wstaję, krótka rozmowa, dostaję w twarz i znowu wszystko od początku?
I o jakie proroctwo chodzi. Tego również muszę się dowiedzieć. Chcę wiedzieć kim lub czym jestem.
-Powiedz jakie proroctwo! Powiedzcie mi to, albo...
-Albo co zrobisz?-Odpowiedział mi głos w ciemności.
-Albo sama się zabije!
Z ciemności dobiegł śmiech.
-Jak niby to zrobisz? Jesteś w ciemnej celi bez żadnych narzędzi.
-Niedługo i tak umrę.
-I o to właśnie chodzi.
Poczułam podmuch wiatru. Zupełnie tak jak podczas dnia, kiedy szłam do szkoły i zostałam porwana. Po policzku spłynęła mi łza. Nie chcę tu być. Nie chcę tego cholernego daru. Nigdy go nie chciałam. Niech to wszystko się skończy! Jeśli oddam im tylko to jedno wspomnienie moje życie dobiegnie końca. Skończą się wszystkie problemy.
-Zgoda!-Wykrzyknęłam.-Weźcie je! Weźcie wszystkie.
W tym.samym momencie znowu pojawił się Łapacz Snów.
Zakapturzona postać podchodziła coraz bliżej, a ja coraz bardziej się cofałam.
Łapacz Snów wyjął z worka szklaną kulę. Domyśliłam się, że to na moje wspomnienie. Nagle z kuli wydobył się szary wir, który porwał mnie kilka centymetrów nad ziemię. Powoli czułam jak jakaś cząsteczka opuszcza moje ciało. Powoli oczy zaczęły mi się zamykać. Powoli uchodziło ze mnie życie. Nagle wir wrócił do szklanej kuli, a ja upadłam na podłogę. Nie mogłam się poruszać, ostatnie co widziałam to Łapacz Snów odchodzący z moim wspomnieniem, a ostatnie co słyszałam to śmiech upadłych.
Potem moje oczy się zamknęły, a oddech coraz bardziej spowalniał.
Leżałam na podłoże kilka godzin, jak nie dłużej. Byłam pewna, że już nie żyłam, jednak nagle usłyszałam swoje imię. Dochodziło do mnie z daleka. Bardzo daleka.
-Amanda-pomiędzy palcami poczułam ciepło. Zupełnie tak jakbym trzymała kogoś za rękę.
-Wróć. Proszę.-Teraz bez problemu rozpoznałam ten głos. Aker.-Otwórz oczy Am.
Nie chcę. Nie chcę wracać. Nienawidzę tego świata. Tego daru. Nie chcę.
Mój oddech powrócił do normy. Słaby ten Łapacz Snów, skoro nie może zabić dziewczyny chorej na autoimmunologie.
-Amanda. Otwórz oczy. Proszę...Proszę.
Spróbowałam podnieść powieki. Nie dam rady. Są zbyt ciężkie, a ja zbyt słaba. Zbyt słaba by żyć. Oddech znowu zaczął słabnąć.
-Rebecka!-Usłyszałam krzyk Akera-przestaje oddychać!
Nagle do pokoju wbiegło kilka osób. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Ktoś podszedł do urządzenia, do którego byłam podłączona i zaczął coś wpisywać.
Czemu nikt nie chce mi pozwolić umrzeć?
-Wszystko w porządku-odparła Rebecka-stan jest w normie.
-Dzięki-odparł Aker i znowu chwycił mnie za rękę. On jest nie normalny. Najpierw mówi, że ma mnie dość, teraz trzyma mnie za rękę i nie pozwala mi umrzeć.
Nagle poczułam ciepły dotyk na swoich ustach. Aker mnie pocałował. Nienawidzę go. Nienawidzę. Pod powiekami zgromadziły mi się łzy. Boże czemu ja nie mogę umrzeć!?
Teraz. Proszę.
-Am-odparł Aker-przepraszam. Przepraszam za to co wtedy powiedziałem. Nie chciałem. Byłem zły.
Znowu spróbowałam podnieść powieki. Delikatnie oślepiło mnie światło panujące w pomieszczeniu. Z powrotem je zamknęłam. Druga próba. To na nic. Nagle poczułam kolejny pocałunek. Po moim ciele rozeszło sie przyjemne ciepło. On mnie kocha, ale czy ja kocham jego?
Nie obchodzi mnie to. Przez tyle lat spędzonych w Domu Dziecka nauczyłam się, że nie ma czegoś takiego jak miłość. Miłość nie istnieje. Miłość to coś pochopnego, coś co szybko przemija.
-Am, proszę-usłyszałam znowu głos Akera.
Nie. Nie chcę. Skończmy to raz na zawsze.
Mój oddech ponownie zwolnił. Usłyszałam krzyk i pikanie aparatu, do którego byłam podłączona. Udało się. Jestem wolna. Nagle ujrzałam światło. Udało się. Wszystkie problemy dobiegły końca.
Szalona dziewczyna
-----------------------------------------------------
Wesołych Świąt!!!
Wiem trochę wcześnie, ale nie wiem, czy uda mi się wstawić następny rozdział przed świętami.
Tak, więc życzę wam dużo książek do czytania, dużo zdrowia, odwagi, oraz abyście byli dobrymi obserwatorami, ponieważ anioły są wszędzie(ja już kilku spotkałam) i szukajcie Amandy. Ona też jest całkiem blisko.
Wesołych Świąt!!!
sobota, 6 grudnia 2014
Rozdział piętnasty
Powoli otworzyłam oczy. Szósta trzydzieści. Dziś muszę iść do szkoły. Jej, czyli moje życie wraca do normy. Wyszłam spod ciepłej kołdry i w piżamach ruszyłam do kuchni.
Wyjęłam kilka kromek chleba, masło z lodówki i nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie. Aker nie wszedł wczoraj do mojego pokoju. Czyli gdzie poszedł? Szybko zjadłam drobne śniadanie, ubrałam się i ruszyłam do Aprilfall. Szkoła poczeka. Szybko wezwałam Tima. Nie gadam z nim. Nie mam o czym. Nawet nie mówimy sobie cześć.
Zaraz po lądowaniu ruszyłam do gabinetu Rebecki. Szłam szybko i nie zwracałam uwagi na otaczające mnie anioły. Jednak nagle jeden wpadł mi w oko. Wysoki, ciemny blondyn, ale nie to zwróciło moją uwagę. On miał skrzydła. Do tej pory widywałam tylko anioły bez skrzydeł i byłam przekona, że wszystkie tak wyglądają. Nie zatrzymując się dłużej ruszyłam przed siebie. Rebecka napewno mi to wyjaśni. Otworzyłam drzwi do jej gabinetu i mnie zamurowało.
-ŁoŁoŁo-odparłam widząc Rebecke. Ona też miała skrzydła.
-Witaj Am-odparła podnosząc wzrok znad biórka.
-Ty masz skrzydła?
Rebecka spojrzała na swoje skrzydła i wzruszyła ramionami.
-Jak? Przecież wy... Nigdy nie widziałam...Jak?-Wydukałam.
Rebecka nie zwróciła na mnie uwagi.
-Możemy je schować, tak by nik nie widział, ale czasem to męczące.
-Czemu wcześniej nic nie widziałam?-Spytałam stojąc po środku jej gabinetu.
-Może się nie przeglądałaś.
Dobra. Mniejsza z tym. Muszę znaleźć Akera.
-Wiesz może gdzie jest Aker?
Zamknęłam oczy. Nagle poczułam ból w udzie. Dam radę. Jestem silna.
-Nic ci nie jest?-Spytała podchodząc do mnie.
-Nie-odparłam. Ból powoli ustępował.-Wiesz, gdzie jest Aker?
-Nie-odparła czule na mnie patrząc-ale zaraz to sprawdzę.
Po tych słowach wyszła z gabinetu. Wróciła dokładnie po dwóch minutach.
-Jest u tego twojego przyjaciela, Davida.
-Dziękuję-odparłam i dodałam po chwili-za wszystko.
Pożegnałam się z Rebecką i poprosiłam Tima by zabrał mnie do Davida. Nad lądowaniem muszę cały czas pracować. Pokój Davida to istne pobojowisko. Wszystko wala się na łóżku, podłodze lub biurku, wyglądając jak czarna fala. Rzeczy Davida podobnie jak moje w większości mają ciemny kolor, z wyjątkiem ścian. U mnie są niebieskie, a u niego żółte. Wierzcie mi. David w pokoju tego koloru wygląda zabawnie.
-Hej-odparłam, gdy tylko podniosłam się z ziemi po lądowaniu. David siedział przy biurku i pewnie miał słuchawki, bo mnie nie słyszał. Szybko do niego podeszłam i je wyciągnęłam.
-Hej Am-odparł, gdy mnie zobaczył-co u ciebie?
-Dobrze-powiedziałam rozglądając się po całym pokoju.-Słyszałam, że jest u ciebie Aker.
-Jest na dole w kuchni.
-Co!?- Wykrzyknęłam zaskoczona.
-Spoko Am-odparł wystając z krzesła.-Rodziców nie ma.
W tym momencie otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł mój anioł stróż. Nigdy nie przestanę tak o nim mówić. Aker zawsze nim będzie. Zawsze będzie mój.
-Skąd wiedziałaś gdzie mnie znaleźć?-Spytał, gdy mnie zobaczył.
Super powitanie. Nie ma co.
-Tak bardzo sięcieszysz , co?
Przewrócił oczami i podniósł głowę do góry. Wypuścił powietrze przez usta.
-Mam cię dość.
Gwałtownie mrugnęłam oczami.
-Co?
Życie na ziemi mu szkodzi. Już zaczął gadać brednie.
-Kiedyś taka nie byłaś-odparł nadal stojąc w drzwiach.
-Czyli jaka?
-Taka jak teraz.
-Dobrze wiesz czemu taka jestem-odparłam-wiesz o mnie wszystko. Znamy się od szesnastu lat.
-To może ja wyjdę-odparł David powoli wstając z krzesła.
-Siadaj-syknęłam i pokazałam palcem krzesło.
-Kiedyś byłaś inna-odparł Aker.-Lepsza.
-Życie to nie bajka. I ja dobrze o tym wiem. Trochę spędziłam w Domu Dziecka.
-Am...-Zaczął, ale było już za późno.
-Nie pamiętasz?-Spytałam pełną złości.-Zaadoptowali mnie tylko dlatego, że miałam wpisane w akta, że nie jestem chora, chociaż miałam już autoimmunologie cztery lata. Tylko dlatego teraz mam "rodzinę".
-A ja miałem lekko?
I znowu się zaczyna. Życie bitego chłopaka, którego mama jest aniołem. Ale w sumie to prawda. Oboje w życiu nie mieliśmy łatwo. Ja dziesięć lat spędziłam w Domu Dziecka, a on był napastowany przez wuja. Obydwoje zawsze byliśmy skazani na samych siebie. Tylko, że Aker dużo lepiej sobie radził. To co go spotkało nie wpłynęło na jego życie aż tak bardzo, jak moje dzieciństwo na mnie. Po tym co mnie spotkało nie umiem żyć z "rodziną". Ja nawet nie umiem kochać. Stałam się odporna na to uczucie. Nie wiem nawet co czuję do Akera. Nie wiem czy to jest miłość, bo nigdy jej nie doświadczyłam, ale jestem odporna na ból. Do określonego bólu można się przyzwyczaić.
-O co my się w ogóle kłócimy?- Spytałam, bo naprawdę już nie pamiętałam o co poszło.
-O nic-odparł Aker siadając na łóżku.
-Chyba już pójdę-odparłam odwracając się.
Nikt nic nie odpowiedział. Aker siedział na łóżku, a David na krześle, z którego nadal się nie ruszał.
Tym razem nie wezwałam Tima. Wyszłam z domu przez drzwi wejściowe i ruszyłam przed siebie. Dom Davida stał na obrzeżach miasta, więc trochę mi zajęło zanim dotarłam do centrum naszego małego miasteczka. Na ulicach dostrzegłam kilka ludzi z psami i gromadę biegających dzieci.
-Am!-Usłyszałam, gdzieś za swoimi plecami. Powoli się odwróciłam. Cynthia.
-Hej!-Odparłam, gdy moja przyjaciółka była już przy mnie.
-Co u ciebie?
Oprócz tego, że pokłóciłam się że swoim aniołem, to myślę, że...
-Dobrze-odparłam-a co u ciebie?
-Nie jest źle.
Nagle zadzwonił jej telefon. Rozmowa była dość krótka i raczej dość ważna, bo Cynthia zaraz się ze mną pożegnała i pobiegła w innym kierunku niż ja szłam. Szkoda, bo naprawdę chciałam z nią porozmawiać.
Po piętnastu minutach doszłam do niewielkiego rynku, w którym znajdowało się kilka sklepów i dwie, może trzy zabytkowe kamieniczki. Chodziłam po mieście przez pół godziny, więc zdecydowałam się wrócić do domu. Ponieważ mój dom również stał na obrzeżach miasta wezwałam Tima i w mgnieniu oka znalazłam się u siebie w pokoju i teraz powróciłam myślami do mojej rozmowy, a raczej kłótni z Akerem.
Jak mógł powiedzieć, że ma mnie dość, i że jestem inna. Dobrze wie czemu się zmieniłam, ale może ma rację? Może czas znowu się zmienić? Tym razem na lepsze? Dobra. Wstałam z łóżka, chwyciłam telefon i zaczęłam przeglądać swoją książkę kontaktową, aby zadzwonić do kogoś po lekcje. Oczywiście. Żadnej osoby z klasy. Miałam w sumie numer do Brajana, ale go usunęłam. No cóż. Mówi się trudno. Sparowałam plecak na jutro do szkoły, poszłam się umyć i położyłam się spać.
Budzik zadzwonił o szóstej trzydzieści. Powoli wstałam, założyłam czarne spodnie, czerwoną bluzę i poszłam zjeść śniadanie. Tym razem nie sprawdzałam, czy rodzice już nie śpią. Po prostu wyszłam z pokoju.
Rodzice jednak jeszcze spali. Ruszyłam więc do kuchni, zjadłam płatki z mlekiem i wróciłam się do mojego pokoju po plecak i telefon.
Wyszłam z domu o siódmej. Postanowiłam, że dziś nie pojadę autobusem, tylko pójdę pieszo. Idąc tak wspominałam jak to kiedyś jeździłam z Akerem i doszło do mnie jak moje życie się zmieniło. Aker nie był moim aniołem, ciągle wizyty w Aprilfall, tajemnica Rebecki, moja zmiana. Wszystko wydarzyło się tak nagle. Już nic nie będzie takie jak kiedyś.
Nagle powiał zimny wiatr. Cóż w końcu to już jesień.
Zapięłam kurtkę i ruszyłam dalej. Szłam dość powoli, więc postanowiłam, że pójdę skrótem. Skręciłam w boczną uliczkę. Nagle przede mną wylądował anioł. Cofnęła się kilka kroków.
Upadły anioł.
Czarny jak noc i zły jak sam diabeł.
-Czego chcesz?-Spytałam przerażona.
Anioł się uśmiechnął. Moje serce zabiło mocniej. Krew zaczęła pulsować.
-Pozwól, że zabiorę cię na wycieczkę-odparł i porwał mnie w otchłań.
Wylądowaliśmy gdzieś po środku ciemnej sali.Pierwsza myśl. Królestwo upadłych aniołów. Krampel. Dookoła było słychać śmiechy upadłych.
-Czego chcecie?!-Spytałam.
-Twojej śmierci-no tego nie chciałam usłyszeć.
-Co wam zrobiłam?
-Jesteś zagrożeniem-odparł głos, który był coraz bliżej.
-Co?-To były moje ostatnie słowa. Zemdlałam. Ktoś uderzył mnie zimnym przedmiotem. Upadłam po środku mrocznego krolestwa. Upadłam po środku królestwa upadłych aniołów.
Szalona dziewczyna
Wyjęłam kilka kromek chleba, masło z lodówki i nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie. Aker nie wszedł wczoraj do mojego pokoju. Czyli gdzie poszedł? Szybko zjadłam drobne śniadanie, ubrałam się i ruszyłam do Aprilfall. Szkoła poczeka. Szybko wezwałam Tima. Nie gadam z nim. Nie mam o czym. Nawet nie mówimy sobie cześć.
Zaraz po lądowaniu ruszyłam do gabinetu Rebecki. Szłam szybko i nie zwracałam uwagi na otaczające mnie anioły. Jednak nagle jeden wpadł mi w oko. Wysoki, ciemny blondyn, ale nie to zwróciło moją uwagę. On miał skrzydła. Do tej pory widywałam tylko anioły bez skrzydeł i byłam przekona, że wszystkie tak wyglądają. Nie zatrzymując się dłużej ruszyłam przed siebie. Rebecka napewno mi to wyjaśni. Otworzyłam drzwi do jej gabinetu i mnie zamurowało.
-ŁoŁoŁo-odparłam widząc Rebecke. Ona też miała skrzydła.
-Witaj Am-odparła podnosząc wzrok znad biórka.
-Ty masz skrzydła?
Rebecka spojrzała na swoje skrzydła i wzruszyła ramionami.
-Jak? Przecież wy... Nigdy nie widziałam...Jak?-Wydukałam.
Rebecka nie zwróciła na mnie uwagi.
-Możemy je schować, tak by nik nie widział, ale czasem to męczące.
-Czemu wcześniej nic nie widziałam?-Spytałam stojąc po środku jej gabinetu.
-Może się nie przeglądałaś.
Dobra. Mniejsza z tym. Muszę znaleźć Akera.
-Wiesz może gdzie jest Aker?
Zamknęłam oczy. Nagle poczułam ból w udzie. Dam radę. Jestem silna.
-Nic ci nie jest?-Spytała podchodząc do mnie.
-Nie-odparłam. Ból powoli ustępował.-Wiesz, gdzie jest Aker?
-Nie-odparła czule na mnie patrząc-ale zaraz to sprawdzę.
Po tych słowach wyszła z gabinetu. Wróciła dokładnie po dwóch minutach.
-Jest u tego twojego przyjaciela, Davida.
-Dziękuję-odparłam i dodałam po chwili-za wszystko.
Pożegnałam się z Rebecką i poprosiłam Tima by zabrał mnie do Davida. Nad lądowaniem muszę cały czas pracować. Pokój Davida to istne pobojowisko. Wszystko wala się na łóżku, podłodze lub biurku, wyglądając jak czarna fala. Rzeczy Davida podobnie jak moje w większości mają ciemny kolor, z wyjątkiem ścian. U mnie są niebieskie, a u niego żółte. Wierzcie mi. David w pokoju tego koloru wygląda zabawnie.
-Hej-odparłam, gdy tylko podniosłam się z ziemi po lądowaniu. David siedział przy biurku i pewnie miał słuchawki, bo mnie nie słyszał. Szybko do niego podeszłam i je wyciągnęłam.
-Hej Am-odparł, gdy mnie zobaczył-co u ciebie?
-Dobrze-powiedziałam rozglądając się po całym pokoju.-Słyszałam, że jest u ciebie Aker.
-Jest na dole w kuchni.
-Co!?- Wykrzyknęłam zaskoczona.
-Spoko Am-odparł wystając z krzesła.-Rodziców nie ma.
W tym momencie otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł mój anioł stróż. Nigdy nie przestanę tak o nim mówić. Aker zawsze nim będzie. Zawsze będzie mój.
-Skąd wiedziałaś gdzie mnie znaleźć?-Spytał, gdy mnie zobaczył.
Super powitanie. Nie ma co.
-Tak bardzo sięcieszysz , co?
Przewrócił oczami i podniósł głowę do góry. Wypuścił powietrze przez usta.
-Mam cię dość.
Gwałtownie mrugnęłam oczami.
-Co?
Życie na ziemi mu szkodzi. Już zaczął gadać brednie.
-Kiedyś taka nie byłaś-odparł nadal stojąc w drzwiach.
-Czyli jaka?
-Taka jak teraz.
-Dobrze wiesz czemu taka jestem-odparłam-wiesz o mnie wszystko. Znamy się od szesnastu lat.
-To może ja wyjdę-odparł David powoli wstając z krzesła.
-Siadaj-syknęłam i pokazałam palcem krzesło.
-Kiedyś byłaś inna-odparł Aker.-Lepsza.
-Życie to nie bajka. I ja dobrze o tym wiem. Trochę spędziłam w Domu Dziecka.
-Am...-Zaczął, ale było już za późno.
-Nie pamiętasz?-Spytałam pełną złości.-Zaadoptowali mnie tylko dlatego, że miałam wpisane w akta, że nie jestem chora, chociaż miałam już autoimmunologie cztery lata. Tylko dlatego teraz mam "rodzinę".
-A ja miałem lekko?
I znowu się zaczyna. Życie bitego chłopaka, którego mama jest aniołem. Ale w sumie to prawda. Oboje w życiu nie mieliśmy łatwo. Ja dziesięć lat spędziłam w Domu Dziecka, a on był napastowany przez wuja. Obydwoje zawsze byliśmy skazani na samych siebie. Tylko, że Aker dużo lepiej sobie radził. To co go spotkało nie wpłynęło na jego życie aż tak bardzo, jak moje dzieciństwo na mnie. Po tym co mnie spotkało nie umiem żyć z "rodziną". Ja nawet nie umiem kochać. Stałam się odporna na to uczucie. Nie wiem nawet co czuję do Akera. Nie wiem czy to jest miłość, bo nigdy jej nie doświadczyłam, ale jestem odporna na ból. Do określonego bólu można się przyzwyczaić.
-O co my się w ogóle kłócimy?- Spytałam, bo naprawdę już nie pamiętałam o co poszło.
-O nic-odparł Aker siadając na łóżku.
-Chyba już pójdę-odparłam odwracając się.
Nikt nic nie odpowiedział. Aker siedział na łóżku, a David na krześle, z którego nadal się nie ruszał.
Tym razem nie wezwałam Tima. Wyszłam z domu przez drzwi wejściowe i ruszyłam przed siebie. Dom Davida stał na obrzeżach miasta, więc trochę mi zajęło zanim dotarłam do centrum naszego małego miasteczka. Na ulicach dostrzegłam kilka ludzi z psami i gromadę biegających dzieci.
-Am!-Usłyszałam, gdzieś za swoimi plecami. Powoli się odwróciłam. Cynthia.
-Hej!-Odparłam, gdy moja przyjaciółka była już przy mnie.
-Co u ciebie?
Oprócz tego, że pokłóciłam się że swoim aniołem, to myślę, że...
-Dobrze-odparłam-a co u ciebie?
-Nie jest źle.
Nagle zadzwonił jej telefon. Rozmowa była dość krótka i raczej dość ważna, bo Cynthia zaraz się ze mną pożegnała i pobiegła w innym kierunku niż ja szłam. Szkoda, bo naprawdę chciałam z nią porozmawiać.
Po piętnastu minutach doszłam do niewielkiego rynku, w którym znajdowało się kilka sklepów i dwie, może trzy zabytkowe kamieniczki. Chodziłam po mieście przez pół godziny, więc zdecydowałam się wrócić do domu. Ponieważ mój dom również stał na obrzeżach miasta wezwałam Tima i w mgnieniu oka znalazłam się u siebie w pokoju i teraz powróciłam myślami do mojej rozmowy, a raczej kłótni z Akerem.
Jak mógł powiedzieć, że ma mnie dość, i że jestem inna. Dobrze wie czemu się zmieniłam, ale może ma rację? Może czas znowu się zmienić? Tym razem na lepsze? Dobra. Wstałam z łóżka, chwyciłam telefon i zaczęłam przeglądać swoją książkę kontaktową, aby zadzwonić do kogoś po lekcje. Oczywiście. Żadnej osoby z klasy. Miałam w sumie numer do Brajana, ale go usunęłam. No cóż. Mówi się trudno. Sparowałam plecak na jutro do szkoły, poszłam się umyć i położyłam się spać.
Budzik zadzwonił o szóstej trzydzieści. Powoli wstałam, założyłam czarne spodnie, czerwoną bluzę i poszłam zjeść śniadanie. Tym razem nie sprawdzałam, czy rodzice już nie śpią. Po prostu wyszłam z pokoju.
Rodzice jednak jeszcze spali. Ruszyłam więc do kuchni, zjadłam płatki z mlekiem i wróciłam się do mojego pokoju po plecak i telefon.
Wyszłam z domu o siódmej. Postanowiłam, że dziś nie pojadę autobusem, tylko pójdę pieszo. Idąc tak wspominałam jak to kiedyś jeździłam z Akerem i doszło do mnie jak moje życie się zmieniło. Aker nie był moim aniołem, ciągle wizyty w Aprilfall, tajemnica Rebecki, moja zmiana. Wszystko wydarzyło się tak nagle. Już nic nie będzie takie jak kiedyś.
Nagle powiał zimny wiatr. Cóż w końcu to już jesień.
Zapięłam kurtkę i ruszyłam dalej. Szłam dość powoli, więc postanowiłam, że pójdę skrótem. Skręciłam w boczną uliczkę. Nagle przede mną wylądował anioł. Cofnęła się kilka kroków.
Upadły anioł.
Czarny jak noc i zły jak sam diabeł.
-Czego chcesz?-Spytałam przerażona.
Anioł się uśmiechnął. Moje serce zabiło mocniej. Krew zaczęła pulsować.
-Pozwól, że zabiorę cię na wycieczkę-odparł i porwał mnie w otchłań.
Wylądowaliśmy gdzieś po środku ciemnej sali.Pierwsza myśl. Królestwo upadłych aniołów. Krampel. Dookoła było słychać śmiechy upadłych.
-Czego chcecie?!-Spytałam.
-Twojej śmierci-no tego nie chciałam usłyszeć.
-Co wam zrobiłam?
-Jesteś zagrożeniem-odparł głos, który był coraz bliżej.
-Co?-To były moje ostatnie słowa. Zemdlałam. Ktoś uderzył mnie zimnym przedmiotem. Upadłam po środku mrocznego krolestwa. Upadłam po środku królestwa upadłych aniołów.
Szalona dziewczyna
sobota, 29 listopada 2014
Rozdział czternasty
Chmurne wrota się zamknęły, a my staliśmy po środku mojego pokoju patrząc się na siebie. Jak zwykle panowała cisza.
-Co chcesz wiedzieć?-Spytał Aker po chwili milczenia.
-A jak myślisz? Najlepiej zacznij od początku-odparłam siadając na łóżku.
-Nie jestem aniołem-powiedział i spuścił wzrok-i nigdy nim nie byłem.
-To akurat wiem.
-Rebecka?
Pokiwałam głową.
-Ona zawsze umiała wszystko załatwić-odparł i uśmiechnął się pod nosem.-Nawet zataiła mnie w Aprilfall.
- I już w tym momencie się pogubiłam-odparłam kręcąc głową.
-I tu zaczyna się cała historia. Urodziłem się na ziemi jako zwykły człowiek. Prawie. Rebecka jest moją matką i pół aniołem, czyli w moich żyłach płynie jakiś odsetek anielskich genów, ale to nie wystarczyło bym mógł mieszkać z mamą w Aprilfall-wziął głęboki oddech i zaczął mówić dalej-ale dostałem najlepszego anioła stróża, by mnie chronił, a sam zamieszkałem w domu wujostwa. Nie było za dobrze. Ciągle kłótnie i sprzeczki. Po pewnym czasie przeszło do rękoczynów.-Spuścił głowę i zamilkł na chwilę.
Zamurowało mnie. Aker był bity? W życiu bym się tego nie spodziewała. Ten wspaniały chłopak, którego znałam szesnaście lat miał tak przerąbane dzieciństwo.
Nic nie mówiłam. Nie wiedziałam co. Czekałam aż znowu zacznie mówić.
-Pewnego dnia wujek znowu chciał mnie pobić, ale mój anioł stróż nie pozwolił. Kiedy wujek podniósł już rękę ona się ujawniła.
-Ona?
-Tak. Miała na imię Hope. Uratowała mnie. Kiedy się ujawniła wujka na chwilę zamurowało i mnie zresztą też. Jednak nawet ona nie mogła go powstrzymać. W wujka wstąpiła furia, a Hope zrobiła to czekago nikt się nie spodziewał-w tym momencie przerwał. Było widać, że ta opowieść jest dla niego trudna do opowiadania.-Złapała kuchenny nóż i wbiła go sobie w brzuch.
-Czemu?-Spytałam zdezorientowana.
Spojrzał mi w oczy i chwycił mnie za rękę.
-Jeśli anioł odda za ciebie życie jesteś chroniony do osiemnastego roku życia i nikt nie może cię skrzywdzić. Po tym co się wydarzyło Rebecka ukrywa mnie w Aprilfall, a w akta wpisała, że jestem aniołem. Dała mi też serum, dzięki któremu ludzie mnie nie dostrzegli.
Aker mówił dalej, jednak jego słowa już do mnie nie docierały.
Nagle poczułam silny, pulsujący ból w głowie. Normalność. W domu często mi się to zdarza. Zamknęłam oczy. Ból się nasilał. Zacisnęłam zęby. Z wiekiem można się przyzwyczaić. Chociaż nie. Złapałam się za głowę i przyciągnęła ją do kolan. Spokojnie. To tylko kolejna zapaść.
-Amanda?-Na ramieniu poczułam dłoń Akera.-Wszystko w porządku?
Nie odpowiedziałam. Jego słowa docierały do mnie jak przez mgłe.
-Am?
Powolnymi ruchami wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi. Aker ruszył za mną.
-Poczekaj-odparłam i wspięłam się na górę do salonu, gdzie zastałam swoich rodziców.
-Znowu-odparłam. Te słowa wystarczyły, aby moi rodzice w mgnieniu oka zerwali się z kanapy i zaczęli się ubierać. Docierały do mnie przytłumione głosy.
-Dzwoń do doktor Preit. Musi wiedzieć.
-Już dzwoniłem. Będzie gotowa.
Moi rodzice zawsze byli lekko przewrażliwieni. Nagle moje powieki powoli opadły, a ja uderzyłam głową o podłogę, czyli już jest niedobrze.
Ocknęłam się dobre dwie godziny po napadzie bólu. Leżałam w wielkiej, białej sali. Pokój 128. To było moje pomieszczenie w Szpitalu Świętej Marianny. Zawsze po zapaści tu trafiałam.
Przed drzwiami do sali zauważyłam rodziców romawiających z doktor Preit. Wysoka, gruba kobieta z lekko siwymi włosami. Prawie zawsze na nosie ma okrągłe okulary. Spojrzała w moją stronę i weszła do sali.
-Witaj Amando. W normalnych okolicznościach spytałabym jak się masz, ale obie wiemy jak się czujesz.
Odwróciłam wzrok w stronę okna i spojrzałam ma drzewa. Miała rację. Czułam się fatalnie.
-Czym spowodowałaś zapaść?-Spytała patrząc na mogą kartę zdrowia.-Ostatnio u nas nie bywałaś.
-Nie wiem-odparłam.
-No cóż-zaczęła dalej patrząc na dokumenty-zatrzymamy cię na krótką obserwację ze względu na twoją chorobę.
Spojrzała na mnie i wyszła z sali.
Nienawidzę tego słowa. Obserwacja. Najgorsze co może spotkać chorą osobę. Zwłaszcza mnie. Po tych badaniach będę mogła usłyszeć, że choroba przestała się posuwać na przód, ale również mogłam się dowiedzieć, że jest coraz gorzej...
Tak jak obiecała doktor Preit, obserwacja potrwała tylko dzień. Kilka prześwietleń, rozmów z innymi lekarzami. Tak jak zwykle. Potem mogłam wrócić do domu. W szpitalu oczywiście nie byłam sama. Cały czas siedzieli przy mnie rodzice, David i Cynthia. W takich miejscach jak szpital nigdy nie jest się samemu.
Zaraz po przekroczeniu progu szpitala rodzice zapakowali moje torby do samochodu. Ja jednak nie chciałam jechać. Wolałam się przejść. Póki jeszcze mogłam.
Droga trochę mi zajęła, jednak ja się nie zmęczyłam. Przed domem zastałam Akera.
-Hej-odparł-co się stało?
-Tylko trochę bolała mnie głowa-odparłam i błagałam, aby więcej nic nie mówił.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę domu. A łzy coraz bardziej się we mnie zbierały.
-Będzie dobrze.
Po policzku spłynęła mi łza. Takie pocieszenia słyszę już od sześciu lat. Gwałtownie się odwróciłam.
-Nie chrzań! -Wykrzyknęłam.
-Co?-Spytał zdezorientowany.
-Nie chrzań-po policzku spłynęła mi kolejna łza.
Aker położył mi rękę na ramieniu, ale ja ją zrzuciłam.
-Am...
-Przestań-odparłam płacząc.-Nie wiesz jak to jest, gdy każdego dnia umiera cząstka ciebie. Nie wiesz jak to jest słysząc płacz twoich rodziców, którzy chcą pomóc, ale nie mogą. Nie znasz uczucia, gdy wieczorem kładziesz się spać i boisz się, że rano się nie obudzisz.
Już nawet nie panowała nad tym co mówię. Nie widziałam reakcji Akera. Łzy zalały mi całą twarz. W końcu mogłam komuś powiedzieć co czuję.
Aker stał i nic nie mówił, jednak po chwili podszedł do mnie i mnie przytulił. Wtuliłam się w jego ciepłe ciało.
-Na co jesteś chora Am?
Wzięłam głęboki oddech. Muszę mu powiedzieć.
-Mam autoimmunologie. Stąd ten ból głowy. Choroba każdego dnia zabija moje mięśnie.
Aker odsunął się ode mnie.
-Czemu mi nie powiedziałaś?-Spytał kręcąc głową.-I jak chodziłaś do lekarzy, skoro cały czas z tobą byłem jako twój anioł?
Schowałam twarz w dłoniach.
-Pamiętasz kiedy wysyłałam cię do Rebecki? Ona wiedziała, że jestem chora i miała z tobą rozmawiać tak długo, aż nie wrócę od lekarza.
Na ulicy zapanowała cisza. Było słychać tylko szum wiatru. Aker stał i wpatrywał się we mnie. Był smutny, że mu nie powiedziałam, że mu nie zaufałam.
-Przepraszam-dodałam po chwili i weszłam do domu zostawiając Akera samego ma ulicy spowitej w mrok. Nie chciałam go zostawić, ale już się przyzwyczaiłam, że jestem sama. Kiedyś mi to nie pasowało. Teraz? Teraz to jest konieczne, aby nikogo nie skrzywdzić. Zostało mi nie dużo czasu, chociaż nikt nie wie ile. Tej choroby nie da się kontrolować. Mam może dzień? Tydzień? Miesiąc? Rok?
-Am-usłyszałam krzyk mamy z kuchni-zjesz z nami kolację?
-Nie-odkrzyknęłam-położę się już lepiej.
Nie usłyszałam już odpowiedzi, więc poszłam do pokoju i położyłam się spać. Z tym samym uczuciem już od sześciu lat. Byleby się jutro obudzić. To jest mój cel życiowy. To jest to czego zawsze pragnę...
Szalona dziewczyna
--------------------------------------------------------------
Dwie sprawy:
Po 1: Tak, wiem. Rozdział jak zwykle krótki, ale ja nie przepadam za długimi tekstami.Łatwo się pogubić.
Po 2: Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, więc prośba do tych, którzy mnie znają; nie pytajcie się mnie codziennie kiedy nowy rozdział!
sobota, 22 listopada 2014
Prolog do opowiadania ,,Emma''
Wiem, że jesteście ciekawi co z Akerem, ale mam dla was bardzo króciutki początek nowego opowiadania. Mam nadzieję, że się spodoba.
,,Bo życie to wielki, śmierdzący bajzel...I w tym jest piękno"
,,Ważne, by umieć go posprzątać''
Większość ludzi narzeka na swoje życie. Zawsze im czegoś brakuje. Nigdy nie są zadowoleni z tego co dostają od życia. Co ja dostałam od losu? Nic. Czasem życie coś ci odbiera i nie możesz się z tym pogodzić. Ja musiałam.
Opowiem wam kawałek historii mojego życia. Życia, które naprawdę dało w kość. Nie jest to opowieść o miłości bez końca.Jest to historia o ludziach, którzy musieli walczyć o przetrwanie.
I o to, aby nie stać się kimś innym i uciec, ponieważ zasady są proste.
Bądź sobą i ucieknij albo giń...
Nazywam się Emma Cozgrov. Mieszkam w Erplyn. Kraina najbezpieczniejsza po ataku Czarnych Opiekunów. Po ich wojnie kilka stuleci temu świat został podzielony na kilka części. Erplyn, Dastrol i Tympen.
W Tympen żyją ludzi z szarymi oczami. Symbol władzy nad wiatrem.Oni nam nie zagrażają. Natomiast w Dastrol żyją ludzie o niebieskich oczach. Najniebezpieczniejsi dla nas.
Każdy ród ma Radę. Moja rodzina od stuleci jest w tajnym stowarzyszeniu, które zajmuje się takimi osobami jak ja i je chroni.
Na świecie są ludzie, którzy mają zielone oczy. Ja właśnie je mam i posiadam niezwykły dar, a raczej przekleństwo. Z każdego komu spojrzę w oczy zbyt długo, pozostaje nic. Tak, więc muszę się pilnować, jednak to nie zawsze wystarcza...
Ludzie tacy jak ja żyją na ziemi od wieków i twierdzą, że to co potrafimy robić to cud. Ja tak nie uważam.
Czasami nasz dar jest przydatny. Można w łatwy sposób się kogoś pozbyć, na przykład ludzi, którzy chcą naszej śmierci. Wtedy się przydaje.
Jednak ja nie umiem kontrolować swojego ,,daru". Już nie raz się o tym przekonałam. Raz, gdy spojrzę komuś w oczy pozostaje z niego proch. Innym razem kamień, a jeszcze innym mogę go odrzucić kilka metrów do góry.
Ten dar to również przekleństwo. Każdy kto nie opanuje daru do osiemnastego roku życia...znika. Rada się go pozbywa, jeśli wcześniej nie zginiesz w naszych wspaniałych zabawach.
Co roku zostają organizowane gry wojenne. Walka jest prosta. Albo wygrasz, albo zginiesz. Cała akcja toczy się pod ziemią w tunelach. Pozostałości po ataku Czarnych Opiekunów.
Do gry możesz zostać powołany w każdym czasie i w każdym wieku. Żadnych ograniczeń. Moja siostra już brała w nich udział. Zginęła pięć lat temu. W jaki sposób? Tego nie wie nikt. Podczas tamtych gier wojennych z podziemnych tuneli nie wyszedł nikt. Co tam czeka? Wszystko. Wszystko to, czego się boisz.
Tak, więc moje życie to ciągła ostrożność, stach przed zrobieniem krzywdy innym i powołaniem do gry wojennej. Moja historia wcale nie jest taka ciekawa jak mogłoby się wydawać. Jest smutna, dlatego lepiej jej nie czytajcie. Skończcie już teraz nim będzie za późno i nie będziecie już tymi samymi ludźmi. Jeśli ja miałabym taki wybór nie ciągnęłabym tego dalej, ale ja nie miałam tyle szczęścia co wy....I tego żałuję. Po tej historii już nigdy nie byłam tą samą osobą.
Nazywam się Emma Cozgrov i mam zielone oczy.
Zielone oczy, które zabijają.
Które zabiją także mnie...
Nazywam się Emma Cozgrov, a to moja historia...
Szalona dziewczyna
___________________________________
Serdecznie dziękuję wszystkim za komentarze. Zwłaszcza te z uwagami. Te są zawsze najważniejsze. Człowiek uczy się na błędach.
A wy jako moi czytelnicy jesteście wspaniali.
Cieszę się, że tyle osób mnie czyta. Nie spodziewałam się tego.
,,Bo życie to wielki, śmierdzący bajzel...I w tym jest piękno"
,,Ważne, by umieć go posprzątać''
Większość ludzi narzeka na swoje życie. Zawsze im czegoś brakuje. Nigdy nie są zadowoleni z tego co dostają od życia. Co ja dostałam od losu? Nic. Czasem życie coś ci odbiera i nie możesz się z tym pogodzić. Ja musiałam.
Opowiem wam kawałek historii mojego życia. Życia, które naprawdę dało w kość. Nie jest to opowieść o miłości bez końca.Jest to historia o ludziach, którzy musieli walczyć o przetrwanie.
I o to, aby nie stać się kimś innym i uciec, ponieważ zasady są proste.
Bądź sobą i ucieknij albo giń...
Nazywam się Emma Cozgrov. Mieszkam w Erplyn. Kraina najbezpieczniejsza po ataku Czarnych Opiekunów. Po ich wojnie kilka stuleci temu świat został podzielony na kilka części. Erplyn, Dastrol i Tympen.
W Tympen żyją ludzi z szarymi oczami. Symbol władzy nad wiatrem.Oni nam nie zagrażają. Natomiast w Dastrol żyją ludzie o niebieskich oczach. Najniebezpieczniejsi dla nas.
Każdy ród ma Radę. Moja rodzina od stuleci jest w tajnym stowarzyszeniu, które zajmuje się takimi osobami jak ja i je chroni.
Na świecie są ludzie, którzy mają zielone oczy. Ja właśnie je mam i posiadam niezwykły dar, a raczej przekleństwo. Z każdego komu spojrzę w oczy zbyt długo, pozostaje nic. Tak, więc muszę się pilnować, jednak to nie zawsze wystarcza...
Ludzie tacy jak ja żyją na ziemi od wieków i twierdzą, że to co potrafimy robić to cud. Ja tak nie uważam.
Czasami nasz dar jest przydatny. Można w łatwy sposób się kogoś pozbyć, na przykład ludzi, którzy chcą naszej śmierci. Wtedy się przydaje.
Jednak ja nie umiem kontrolować swojego ,,daru". Już nie raz się o tym przekonałam. Raz, gdy spojrzę komuś w oczy pozostaje z niego proch. Innym razem kamień, a jeszcze innym mogę go odrzucić kilka metrów do góry.
Ten dar to również przekleństwo. Każdy kto nie opanuje daru do osiemnastego roku życia...znika. Rada się go pozbywa, jeśli wcześniej nie zginiesz w naszych wspaniałych zabawach.
Co roku zostają organizowane gry wojenne. Walka jest prosta. Albo wygrasz, albo zginiesz. Cała akcja toczy się pod ziemią w tunelach. Pozostałości po ataku Czarnych Opiekunów.
Do gry możesz zostać powołany w każdym czasie i w każdym wieku. Żadnych ograniczeń. Moja siostra już brała w nich udział. Zginęła pięć lat temu. W jaki sposób? Tego nie wie nikt. Podczas tamtych gier wojennych z podziemnych tuneli nie wyszedł nikt. Co tam czeka? Wszystko. Wszystko to, czego się boisz.
Tak, więc moje życie to ciągła ostrożność, stach przed zrobieniem krzywdy innym i powołaniem do gry wojennej. Moja historia wcale nie jest taka ciekawa jak mogłoby się wydawać. Jest smutna, dlatego lepiej jej nie czytajcie. Skończcie już teraz nim będzie za późno i nie będziecie już tymi samymi ludźmi. Jeśli ja miałabym taki wybór nie ciągnęłabym tego dalej, ale ja nie miałam tyle szczęścia co wy....I tego żałuję. Po tej historii już nigdy nie byłam tą samą osobą.
Nazywam się Emma Cozgrov i mam zielone oczy.
Zielone oczy, które zabijają.
Które zabiją także mnie...
Nazywam się Emma Cozgrov, a to moja historia...
Szalona dziewczyna
___________________________________
Serdecznie dziękuję wszystkim za komentarze. Zwłaszcza te z uwagami. Te są zawsze najważniejsze. Człowiek uczy się na błędach.
A wy jako moi czytelnicy jesteście wspaniali.
Cieszę się, że tyle osób mnie czyta. Nie spodziewałam się tego.
poniedziałek, 17 listopada 2014
Rozdział trzynasty
Obudziłam się około siódmej. Wczorajszy dzień strasznie szybko mi minął, nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Na biurku dostrzegłam kartkę papieru zwiniętą w rulon. Plan Rebecki. Zwlekłam się z łóżka i zaczęłam studiować strategię odbicia Akera. Plan wydawał się dość prosty. Cała akcja miała się odbyć dziś wieczorem o dwudziestej. To była ostatnia szansa. Później już nie będzie możliwości. Odłożyłam kartkę papieru na biurko i się ubrałam. To co zwykle. Dyskretnie wyjrzałam zza drzwi. Z salonu dobiegł dźwięk telewizora, czyli rodzice już nie spali. Po cichu zamknęłam drzwi i zaczęłam się wspinać po schodach na górę. Wyjrzałam zza rogu. Rodzice siedzieli na kanapie. Jeśli będę cicho uda mi się przejść za nimi i mnie nie zauważą.
-Witaj Amando-powiedziała mama powracając się do mnie. Jednak nie umiem się skradać.
-Hej-odparłam-coś zjem i zaraz wychodzę.
Mama westchnąła. Czyżby się o mnie martwiła?
-Spędzasz z nami tak mało czasu-powiedział tata obejmując mamę ramieniem.
-Co?-spytałam zdziwiona. Nigdy im to nie przeszkadzało. Zawsze żyliśmy oddzielnie. Każdy w swoim świecie. I to mi odpowiadało. Zero zbędnej gadki każdego dnia.
-Unikasz nas-odparła mama.
-To wy unikacie mnie-powiedziałam spokojnie-zawsze to robiliście.
-Amando wiesz, że cię kochamy.
-Coś wam to słabo idzie-parsknęłam-zawsze faworyzowaliście Cristal. Zawsze musiałam być dokładnie taka jak ona. Nigdy nie byłam dość dobra. Nawet, gdy miała tą cholerą średnią powyżej pięć-jak mamy rozmawiać, to porozmawiajmy.
-Nigdy nie faworyzowaliśmy Cristal. Dlaczego taka się stałaś?-Spytał tata.
-Co?
-Dlatego już z tylu szkół musieli cię wydalić? W tej też jesteś już na granicy. Cztery nagany i sześć rozmów z dyrektorem w ciągu pół roku.
Zaniemówiłam. Skąd wiedzą? Dyrektor do nich miał nie dzwonić, bo za każdym razem obiecywałam poprawę. Widać zrozumiał, że to prawdopodobnie nie nastąpi, ale ja na prawdę chcę się zmienić. Chciałam.
-I co, znowu powiesz, że Cristal jest doskonała?-Spytałam powoli oddalając się do drzwi.
-Amando...
-Tak myślałam.
Odwróciłam się w stronę drzwi, wyszłam na ulicę i ruszyłam przed siebie. Mieli rację. Zmieniłam się, bo wiecznie nie byłam tą dobrą. Zawsze gorsza od Cristal. Więc się zmieniłam. Jak mam być ta gorsza, to niech będzie tak naprawdę. I po tym zaczęły się wszystkie problemy. Wydalenie z kilku szkół za kilka niegroźnych bójek, nagany, wagary i odcięcie się od rodziców. Żadnych rozmów i spotkań w gronie rodziny. Od tamtego czasu oni i ja żyjemy w innych światach. Nie obchodzi mnie to. Teraz skupiłam się na planie Rebecki. Według niej wszystko miało wypalić i Aker miał zostać uratowany. Mniejmy taką nadzieję. Inaczej ani ja, ani Rebecka, ani nikt inny już nigdy nie zobaczy Akera. Przyspieszyłam kroku. Nagle się zatrzymałam. Przecież nie mam dokąd iść.
-Wróć do domu-odparł Tim.
Ten to zawsze taki mądry. Nie odpowiedziałam, ponieważ przechodziła obok mnie jakaś starsza pani. W ogóle nie chciałam odpowiadać. Nie lubiłam za dużo gadać z Timem.
Ruszyłam przed siebie. Po mieście błąkałam się jakieś trzy godziny. Byłam nawet w bibliotece, co zazwyczaj się nie zdaża. Wkrótce wróciłam do domu. Nie zastałam nikogo. Rodzice pewnie pojechali do babci. Szybko zeszłam do swojego pokoju i znowu zaczęłam studiować plan Rebecki. Wszystko musiało być doskonale...
Nadeszła dwudziesta. Zgodnie z planem tym razem do Aprilfall zabrała mnie Rebecka. I znowu marne lądowanie.
-Wiesz co robić?-Spytała Rebecka.
Kiwnęłam głową. Ruszyłyśmy w przeciwne strony. Aker był trzymany w podziemnych pokojach więziennych. Prosta sprawa, żeby się tam dostać, ale może kiedy indziej je zwiedzę. Uśmiechnięłam się pod nosem.
-Tim-powiedziałam i czekałam, aż się pojawi.
-Hej-odparł.
-Zabierzesz mnie do Krampel?
Na chwilę zapanowała cisza.
-Jesteś pewna, że chcesz?-Spytał.
Wzięłam głęboki oddech. Nie chciałam się tam znaleźć, ale muszę.
Kiwnęłam głową i już po chwili otaczała mnie ciemność. Krampel. Królestwo upadłych aniołów, tych które sprzeciwiły się niebieskim zasadom, uciekły z Aprilfall i były złe do szpiku kości. Dookoła nikogo nie było. Gdzieniegdzie mogłam dostrzec fioletowe prześwity. Wzięłam głęboki oddech i powoli ruszyłam przed siebie. Jeszcze jeden głęboki wdech. Moje serce zaczęło bić coraz szybciej.
Poczułam zimny powiew. Zatrzymałam się i nasłuchiawałam.
-Co my tu mamy?-usłyszałam gdzieś w oddali głos.
Dam radę.
-Przysyła mnie Glidia z Aprilfall-odparła lekko drzącym głosem.
Nagle gdzieś bliżej usłyszałam śmiech.
-Czego tu szukasz?
Głęboki wdech. I kolejny.
Musi się udać.
-Glidia wypowiada wam wojnę. Chce się was pozbyć. Sądzi, że jej zagrażacie.
Kolejny powiew wiatru. Serce zaczęło bić jeszcze mocniej. Zamknęłam oczy. W Krampel było to czego bałam się najbardziej. Ciemność. Tego bałam się od zawsze. Choć nie bałam się konkretnie jej, tylko tego co kryje. Teraz było tak samo. Gdzieś w tym mroku ukrywały się upadłe anioły, które w każdej chwili mogą od tak mnie zabić.
-Powiadasz, że Glidia wypowiada nam wojnę?-usłyszałam głos tuż przy swoim uchu. Zrobiłam kilka kroków do przodu.
To musi podziałać.
-Będzie tu za kilka minut, chyba że zaatakujecie wcześniej.
-Wcześniej powiadasz?
Przełknęłam ślinę.
-Tak jak wy nie lubię Glidii. Atakujcie wcześniej, a wygracie i staniecie się najpotężniejszymi aniołami.
Głos zniknął, tak samo jak powiew wiatru. Pewności czy to zadziałało nie ma, ale jest jakaś szansa.
-Tim-wykrzyknęłam-do Aprilfall.
Plan był dość prosty. Iść do Krampel i namówić upadłe anioły do wojny z Glidią . Wraz z Rebecką potrzebujemy trochę czasu i zamieszania by uwolnić Akera. Tak, więc upadłe anioły zaatakują Aprilfall , ale za żadne skarby nie dostaną się do środka. Od pewnego czasu wokół całego królestwa aniołów jest bariera, której nie może przekroczyć żadne tak bardzo złe stworzenie jak upadłe anioły. Tym sposobem wszyscy zajmą się ich odpędzaniem, a my zyskamy czas na uratowanie Akera. Plan doskonały. Tylko, czy upadłe anioły dały się na to nabrać?
Ruszyłam za Rebecką w stronę pokoji więziennych, ale nie mogłyśmy się za bardzo zbliżać. Musiałyśmy czekać na atak. Na jakiś sygnał... I nie myliłyśmy się. Już po chwili w całym Aprilfall rozległ się dźwięk wzywający wszystkie anioły do obrony. W mgnieniu oka zapanował chaos. Wszyscy biegali w różne strony, więc i my zaczęłyśmy to robić. Szybko udało nam się wedrzeć do pokoi więziennych. Teraz tylko trzeba odnaleźć Akera. Zaglądałyśmy do każdej celi osobno, ale nigdzie go nie było. Nagle wpadłam na pomysł. Dość ryzykowny.
-Aker-wykrzyknęłam tak głośno, aby każdy mógł mnie usłyszeć.
Nie zawiodłam się. Już po chwili usłyszałam jego głos.
-Szósta cela od końca.
Wraz z Rebecką szybko do niego podbiegłyśmy i otworzyłyśmy wielkie, masywne drzwi.
-Aker-wyszeptałam, gdy go zobaczyłam.
-Rebecka co ty tu robisz?-Spytał zdziwiony. Mnie to się oczywiście spodziewał.
-Nie ma czasu musisz uciekać. Wiesz co będzie jeśli teraz cię złapią. Ukryjesz się przez pewien czas u Amandy.
-Dobrze, ale...
-Nie ma czasu. Ta cała akcja za chwilę, się skończy. Serio chcesz teraz rozmawiać o szczegółach?-Spytała coraz bardziej zdenerwowana Rebecka.-Otwórz chmurne wrota i uciekajcie.
Aker spojrzał na nią pytająco.
-Wiesz, że nie umiem tego zrobić. Tylko anioł może to zrobić, a ja nie jestem nim nawet w połowie, jak ty.
Rebecka szybko się odwróciła i wyczarowała chmurne wrota. I tym razem lądowanie mi nie wyszło, ale mniejsza z tym. Aker był wolny. Aker będzie żył. Wkońcu wszystko wróci do normy, chociaż niekoniecznie. Aker nie jest aniołem i nigdy nim nie był. Coś mi się wydaje, że tej nocy też nie będę mogła spać. Mamy z Akerem dużo do wyjaśnienia.
Szalona dziewczyna
-Witaj Amando-powiedziała mama powracając się do mnie. Jednak nie umiem się skradać.
-Hej-odparłam-coś zjem i zaraz wychodzę.
Mama westchnąła. Czyżby się o mnie martwiła?
-Spędzasz z nami tak mało czasu-powiedział tata obejmując mamę ramieniem.
-Co?-spytałam zdziwiona. Nigdy im to nie przeszkadzało. Zawsze żyliśmy oddzielnie. Każdy w swoim świecie. I to mi odpowiadało. Zero zbędnej gadki każdego dnia.
-Unikasz nas-odparła mama.
-To wy unikacie mnie-powiedziałam spokojnie-zawsze to robiliście.
-Amando wiesz, że cię kochamy.
-Coś wam to słabo idzie-parsknęłam-zawsze faworyzowaliście Cristal. Zawsze musiałam być dokładnie taka jak ona. Nigdy nie byłam dość dobra. Nawet, gdy miała tą cholerą średnią powyżej pięć-jak mamy rozmawiać, to porozmawiajmy.
-Nigdy nie faworyzowaliśmy Cristal. Dlaczego taka się stałaś?-Spytał tata.
-Co?
-Dlatego już z tylu szkół musieli cię wydalić? W tej też jesteś już na granicy. Cztery nagany i sześć rozmów z dyrektorem w ciągu pół roku.
Zaniemówiłam. Skąd wiedzą? Dyrektor do nich miał nie dzwonić, bo za każdym razem obiecywałam poprawę. Widać zrozumiał, że to prawdopodobnie nie nastąpi, ale ja na prawdę chcę się zmienić. Chciałam.
-I co, znowu powiesz, że Cristal jest doskonała?-Spytałam powoli oddalając się do drzwi.
-Amando...
-Tak myślałam.
Odwróciłam się w stronę drzwi, wyszłam na ulicę i ruszyłam przed siebie. Mieli rację. Zmieniłam się, bo wiecznie nie byłam tą dobrą. Zawsze gorsza od Cristal. Więc się zmieniłam. Jak mam być ta gorsza, to niech będzie tak naprawdę. I po tym zaczęły się wszystkie problemy. Wydalenie z kilku szkół za kilka niegroźnych bójek, nagany, wagary i odcięcie się od rodziców. Żadnych rozmów i spotkań w gronie rodziny. Od tamtego czasu oni i ja żyjemy w innych światach. Nie obchodzi mnie to. Teraz skupiłam się na planie Rebecki. Według niej wszystko miało wypalić i Aker miał zostać uratowany. Mniejmy taką nadzieję. Inaczej ani ja, ani Rebecka, ani nikt inny już nigdy nie zobaczy Akera. Przyspieszyłam kroku. Nagle się zatrzymałam. Przecież nie mam dokąd iść.
-Wróć do domu-odparł Tim.
Ten to zawsze taki mądry. Nie odpowiedziałam, ponieważ przechodziła obok mnie jakaś starsza pani. W ogóle nie chciałam odpowiadać. Nie lubiłam za dużo gadać z Timem.
Ruszyłam przed siebie. Po mieście błąkałam się jakieś trzy godziny. Byłam nawet w bibliotece, co zazwyczaj się nie zdaża. Wkrótce wróciłam do domu. Nie zastałam nikogo. Rodzice pewnie pojechali do babci. Szybko zeszłam do swojego pokoju i znowu zaczęłam studiować plan Rebecki. Wszystko musiało być doskonale...
Nadeszła dwudziesta. Zgodnie z planem tym razem do Aprilfall zabrała mnie Rebecka. I znowu marne lądowanie.
-Wiesz co robić?-Spytała Rebecka.
Kiwnęłam głową. Ruszyłyśmy w przeciwne strony. Aker był trzymany w podziemnych pokojach więziennych. Prosta sprawa, żeby się tam dostać, ale może kiedy indziej je zwiedzę. Uśmiechnięłam się pod nosem.
-Tim-powiedziałam i czekałam, aż się pojawi.
-Hej-odparł.
-Zabierzesz mnie do Krampel?
Na chwilę zapanowała cisza.
-Jesteś pewna, że chcesz?-Spytał.
Wzięłam głęboki oddech. Nie chciałam się tam znaleźć, ale muszę.
Kiwnęłam głową i już po chwili otaczała mnie ciemność. Krampel. Królestwo upadłych aniołów, tych które sprzeciwiły się niebieskim zasadom, uciekły z Aprilfall i były złe do szpiku kości. Dookoła nikogo nie było. Gdzieniegdzie mogłam dostrzec fioletowe prześwity. Wzięłam głęboki oddech i powoli ruszyłam przed siebie. Jeszcze jeden głęboki wdech. Moje serce zaczęło bić coraz szybciej.
Poczułam zimny powiew. Zatrzymałam się i nasłuchiawałam.
-Co my tu mamy?-usłyszałam gdzieś w oddali głos.
Dam radę.
-Przysyła mnie Glidia z Aprilfall-odparła lekko drzącym głosem.
Nagle gdzieś bliżej usłyszałam śmiech.
-Czego tu szukasz?
Głęboki wdech. I kolejny.
Musi się udać.
-Glidia wypowiada wam wojnę. Chce się was pozbyć. Sądzi, że jej zagrażacie.
Kolejny powiew wiatru. Serce zaczęło bić jeszcze mocniej. Zamknęłam oczy. W Krampel było to czego bałam się najbardziej. Ciemność. Tego bałam się od zawsze. Choć nie bałam się konkretnie jej, tylko tego co kryje. Teraz było tak samo. Gdzieś w tym mroku ukrywały się upadłe anioły, które w każdej chwili mogą od tak mnie zabić.
-Powiadasz, że Glidia wypowiada nam wojnę?-usłyszałam głos tuż przy swoim uchu. Zrobiłam kilka kroków do przodu.
To musi podziałać.
-Będzie tu za kilka minut, chyba że zaatakujecie wcześniej.
-Wcześniej powiadasz?
Przełknęłam ślinę.
-Tak jak wy nie lubię Glidii. Atakujcie wcześniej, a wygracie i staniecie się najpotężniejszymi aniołami.
Głos zniknął, tak samo jak powiew wiatru. Pewności czy to zadziałało nie ma, ale jest jakaś szansa.
-Tim-wykrzyknęłam-do Aprilfall.
Plan był dość prosty. Iść do Krampel i namówić upadłe anioły do wojny z Glidią . Wraz z Rebecką potrzebujemy trochę czasu i zamieszania by uwolnić Akera. Tak, więc upadłe anioły zaatakują Aprilfall , ale za żadne skarby nie dostaną się do środka. Od pewnego czasu wokół całego królestwa aniołów jest bariera, której nie może przekroczyć żadne tak bardzo złe stworzenie jak upadłe anioły. Tym sposobem wszyscy zajmą się ich odpędzaniem, a my zyskamy czas na uratowanie Akera. Plan doskonały. Tylko, czy upadłe anioły dały się na to nabrać?
Ruszyłam za Rebecką w stronę pokoji więziennych, ale nie mogłyśmy się za bardzo zbliżać. Musiałyśmy czekać na atak. Na jakiś sygnał... I nie myliłyśmy się. Już po chwili w całym Aprilfall rozległ się dźwięk wzywający wszystkie anioły do obrony. W mgnieniu oka zapanował chaos. Wszyscy biegali w różne strony, więc i my zaczęłyśmy to robić. Szybko udało nam się wedrzeć do pokoi więziennych. Teraz tylko trzeba odnaleźć Akera. Zaglądałyśmy do każdej celi osobno, ale nigdzie go nie było. Nagle wpadłam na pomysł. Dość ryzykowny.
-Aker-wykrzyknęłam tak głośno, aby każdy mógł mnie usłyszeć.
Nie zawiodłam się. Już po chwili usłyszałam jego głos.
-Szósta cela od końca.
Wraz z Rebecką szybko do niego podbiegłyśmy i otworzyłyśmy wielkie, masywne drzwi.
-Aker-wyszeptałam, gdy go zobaczyłam.
-Rebecka co ty tu robisz?-Spytał zdziwiony. Mnie to się oczywiście spodziewał.
-Nie ma czasu musisz uciekać. Wiesz co będzie jeśli teraz cię złapią. Ukryjesz się przez pewien czas u Amandy.
-Dobrze, ale...
-Nie ma czasu. Ta cała akcja za chwilę, się skończy. Serio chcesz teraz rozmawiać o szczegółach?-Spytała coraz bardziej zdenerwowana Rebecka.-Otwórz chmurne wrota i uciekajcie.
Aker spojrzał na nią pytająco.
-Wiesz, że nie umiem tego zrobić. Tylko anioł może to zrobić, a ja nie jestem nim nawet w połowie, jak ty.
Rebecka szybko się odwróciła i wyczarowała chmurne wrota. I tym razem lądowanie mi nie wyszło, ale mniejsza z tym. Aker był wolny. Aker będzie żył. Wkońcu wszystko wróci do normy, chociaż niekoniecznie. Aker nie jest aniołem i nigdy nim nie był. Coś mi się wydaje, że tej nocy też nie będę mogła spać. Mamy z Akerem dużo do wyjaśnienia.
Szalona dziewczyna
piątek, 7 listopada 2014
Rozdział dwunasty
Ten rozdział dedykuję mojej przyjaciółce, która ma dziś urodziny.
Sto lat Marcysiu <3
Rozdział dwunasty
O szóstej obudził mnie dźwięk budzika. Wczoraj zapomniałam go wyłączyć, bo dziś nie był mi potrzebny. W końcu jest sobota.
Chętnie bym pospała dłużej, ale musiałam odwiedzić Rebecke. Dziś w końcu poznam odpowiedzi na wszystkie pytania związane z moim aniołem stróżem, który nie jest aniołem. Paranoja.
Powolnymi ruchami zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy, z której wyjęłam czarne spodnie i czerwoną bluzkę. Może być. Uczesałam włosy i dyskretnie wyjrzałam zza drzwi. Brak rodziców. Szybko weszłam na górę i popędziłam do kuchni. Od wczoraj nic nie jadłam. Wyjęłam z lodówki masło orzechowe, posmarowałam nim kromki chleba i usiadłam przy kuchennym stole.
Nagle moje zadowolenie znikło. Muszę przecież przygotować projekt z biologii z Brajanem. Spojrzałam na zegarek. Szósta trzydzieści. Gdybym już teraz poszłam do Aprilfall zdążyłabym porozmawiać z Rebecką. Pokręciłam głową. Nie. Na to potrzeba więcej czasu. Znowu popatrzyłam na zegarek wiszący na ścianie. O której w ogóle miałam się z nim spotkać?
Chyba o dziesiątej. Wzruszyłam ramionami. Chyba. Powoli skończyłam swoje śniadanie i wróciłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i nagle usłyszałam głos.
-Tak.
Podniosłam głowę, by zobaczyć co się dzieje. Na krześle przy moim biurku siedział Tim.
Szerzej otworzyłam oczy.
-Z Brajanem masz spotkać się o dziesiątej.
-Skąd wiesz?-Spytałam. Przecież kiedy rozmawiałam z Brajanem nigdzie w pobliżu nie widziałam Tima.
-Jestem twoim aniołem stróżem.
A to nowość. Opuściłam głowę na poduszkę. Przez najbliższe godziny nie mam co robić, więc w krótkim czasie zasnęłam.
Obudziłam się kilka minut po dziewiątej. Wyciągnęłam torbę spod biurka i spakowałam zeszyt, długopis i słuchawki.
Na miejscu byłam kilka minut przed umówioną godziną. Przed budynkiem nikogo nie było, więc postanowiłam wejść do środka. Otwierając drzwi uderzyła mnie masa ciepłego powietrza. Poprawiłam torbę na ramieniu i dokładnie się rozejrzałam. W bibliotece nie było dużo ludzi. Kilka pojedynczych osób siedziało przy stolikach, inne poszukiwały książek pomiędzy regałami, ale nigdzie nie było Brajana. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Dziesiątą. Weszłam w głąb biblioteki i znalazłam wolny stolik, przy którym usiadłam. Nie lubiłam tu przychodzić. Cisza, która tu panowała zawsze mnie przerażała.
Minęło piętnaście minut, a Brajana nadal nie było. W bibliotece zostałam już tylko ja i bibliotekarka.
Złapałam swoją torbę i wyszłam z budynku. Nie mam zamiaru na niego tyle czekać. Jeszcze raz rozejrzałam się dookoła i ruszyłam do domu.
Gdy tylko byłam już w swoim pokoju poprosiłam Tima, by zabrał mnie do Aprilfall. Tym razem lądowanie trochę mi nie wyszło. No cóż. Mówi się trudno. Szybkim krokiem ruszyłam na spotkanie z Rebecką. Zatrzymałam się przed jej gabinetem i zapukałam. Gdy usłyszałam jej głos weszłam do środka.
-Hej-odparłam, gdy tylko zobaczyłam ją za biurkiem.
-Witaj-jak zwykle przywitała mnie uśmiechem.
-Sądzę, że musimy porozmawiać-powiedziałam siadając na krześle przed nią. -Nie jesteś aniołem, prawda?
Rebecka potrząsnęła głową.
-Jestem aniołem tylko w połowie. Zupełnie inaczej niż Glidia. Ona jest stuprocentowym aniołem.
Dobra. To już jest jasne. Dalej.
-Glidia wie, że Aker jest twoim synem?
-Nie. Gdyby się dowiedziała kazałaby stracić Akera jako człowieka-powiedziała i spuściła wzrok.
-Anioły przecież nie mogą wydać na stracenie człowieka-powiedziałam.
-My nie, ale upadłe anioły tak.
-Hahahahha-zaczęłam się śmiać-przecież upadłe anioły to mit. Historia do straszenia ludzi.
Rebecka spojrzała na mnie. W pomieszczeniu zapanowała cisza.
Odezwała się dopiero po kilku minutach.
-Aker ci o tym mówił.
Pokiwałam głową. Aker często opowiadał mi różnorodne historię związane z Aprilfall.
-Czyli to prawda? Upadłe anioły mogą sądzić ludzi?
-Tak, dlatego musimy uratować Akera przed jego egzekucją. Jeśli dowiedzą się, że jest człowiekiem...Wtedy nie będzie już ratunku. Upadli się nim zajmą.A my nie mamy wstępu do ich królestwa.
Na chwilę powietrze przestało napływać do moich płuc. Zostało nam naprawdę nie wiele czasu.
-Jaki mamy plan?-Spytałam nie odrywając wzroku od Rebecki. Dopiero teraz zorientowałam się, że jej oczy pełne są łez.
-Musisz dać mi trochę więcej czasu-powiedziała składając ręce-przyjdę dziś do ciebie.
-Dobrze-odparłam wstając z krzesła-muszę już iść.
Pożegnałam się z Rebecką i ruszyłam w stronę chmurnych wrót. Co kilka kroków obracałam głowę do tylu. Już dawno nie spotkałam Glidii i to mnie lekko nie pokoiło. Zawsze, gdy tu byłam ona mnie obserwowała. Czyżby teraz to się zmieniło? Niespokojnym krokiem dotarłam do chmurnych wrót przy których stał Tim.
-Możemy wracać.
Kiwnął głową i znowu byłam w swoim pokoju. Zdążyłam tylko otrzepać spodnie i nagle usłyszałam głos mojej mamy dobiegający z góry.
-Amanda! Kolega przyszedł.
Zmarszczyłam brwi. Kolega? David? Nie. On by od razu zszedł na dół.
Niechętnie ruszyłam po schodach na górę. W przedpokoju czekała na mnie mama i...Brajan.
-Hej-odparł, gdy tylko mnie zobaczył.
-Hej. Co ty tu robisz?-Spytałam i oboje wyszliśmy na zewnątrz.
-Przepraszam, że dziś nie spotkaliśmy się w bibliotece. Nie mogłem-odparł i spuścił wzrok.
Na początku byłam na niego wściekła, ale przecież ją również wiele razy wystawiałam masę ludzi.
-Nic się nie stało.
Zawiał silny wiatr i kilka liści wplątało mi się we włosy.
-Zrób połowę i wyslij mi, a ja to dokończę.
-Dobra-odparłam i wróciłam do domu. Szybko zbiegłam po schodach do mojego pokoju. Gdy tylko otworzyłam drzwi przy biurku dostrzegłam Rebeckę.
-Masz plan?-Spytałam od razu.
-Tak-odparła i podała mi zwiniętą kartkę papieru.-Nie mogę zostać dłużej. Glidia będzie mnie szukać.
Pokiwałam głową i Rebecka znikła zostawiając mnie z jej planem.
Usiadłam na łóżku i pierwszy raz od kilku dni zaczęłam się zastanawiać, czy jest w o ogóle jakiś sens ratowania Akera. To wszystko było straszne. Wszystko co wiedziałam na temat aniołów i Aprilfall było nie prawdą.
Wszystko jest czymś innym niż się wydaje...
Trzeba uważać komu się ufa...
Szalona dziewczyna
Sto lat Marcysiu <3
Rozdział dwunasty
O szóstej obudził mnie dźwięk budzika. Wczoraj zapomniałam go wyłączyć, bo dziś nie był mi potrzebny. W końcu jest sobota.
Chętnie bym pospała dłużej, ale musiałam odwiedzić Rebecke. Dziś w końcu poznam odpowiedzi na wszystkie pytania związane z moim aniołem stróżem, który nie jest aniołem. Paranoja.
Powolnymi ruchami zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy, z której wyjęłam czarne spodnie i czerwoną bluzkę. Może być. Uczesałam włosy i dyskretnie wyjrzałam zza drzwi. Brak rodziców. Szybko weszłam na górę i popędziłam do kuchni. Od wczoraj nic nie jadłam. Wyjęłam z lodówki masło orzechowe, posmarowałam nim kromki chleba i usiadłam przy kuchennym stole.
Nagle moje zadowolenie znikło. Muszę przecież przygotować projekt z biologii z Brajanem. Spojrzałam na zegarek. Szósta trzydzieści. Gdybym już teraz poszłam do Aprilfall zdążyłabym porozmawiać z Rebecką. Pokręciłam głową. Nie. Na to potrzeba więcej czasu. Znowu popatrzyłam na zegarek wiszący na ścianie. O której w ogóle miałam się z nim spotkać?
Chyba o dziesiątej. Wzruszyłam ramionami. Chyba. Powoli skończyłam swoje śniadanie i wróciłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i nagle usłyszałam głos.
-Tak.
Podniosłam głowę, by zobaczyć co się dzieje. Na krześle przy moim biurku siedział Tim.
Szerzej otworzyłam oczy.
-Z Brajanem masz spotkać się o dziesiątej.
-Skąd wiesz?-Spytałam. Przecież kiedy rozmawiałam z Brajanem nigdzie w pobliżu nie widziałam Tima.
-Jestem twoim aniołem stróżem.
A to nowość. Opuściłam głowę na poduszkę. Przez najbliższe godziny nie mam co robić, więc w krótkim czasie zasnęłam.
Obudziłam się kilka minut po dziewiątej. Wyciągnęłam torbę spod biurka i spakowałam zeszyt, długopis i słuchawki.
Na miejscu byłam kilka minut przed umówioną godziną. Przed budynkiem nikogo nie było, więc postanowiłam wejść do środka. Otwierając drzwi uderzyła mnie masa ciepłego powietrza. Poprawiłam torbę na ramieniu i dokładnie się rozejrzałam. W bibliotece nie było dużo ludzi. Kilka pojedynczych osób siedziało przy stolikach, inne poszukiwały książek pomiędzy regałami, ale nigdzie nie było Brajana. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Dziesiątą. Weszłam w głąb biblioteki i znalazłam wolny stolik, przy którym usiadłam. Nie lubiłam tu przychodzić. Cisza, która tu panowała zawsze mnie przerażała.
Minęło piętnaście minut, a Brajana nadal nie było. W bibliotece zostałam już tylko ja i bibliotekarka.
Złapałam swoją torbę i wyszłam z budynku. Nie mam zamiaru na niego tyle czekać. Jeszcze raz rozejrzałam się dookoła i ruszyłam do domu.
Gdy tylko byłam już w swoim pokoju poprosiłam Tima, by zabrał mnie do Aprilfall. Tym razem lądowanie trochę mi nie wyszło. No cóż. Mówi się trudno. Szybkim krokiem ruszyłam na spotkanie z Rebecką. Zatrzymałam się przed jej gabinetem i zapukałam. Gdy usłyszałam jej głos weszłam do środka.
-Hej-odparłam, gdy tylko zobaczyłam ją za biurkiem.
-Witaj-jak zwykle przywitała mnie uśmiechem.
-Sądzę, że musimy porozmawiać-powiedziałam siadając na krześle przed nią. -Nie jesteś aniołem, prawda?
Rebecka potrząsnęła głową.
-Jestem aniołem tylko w połowie. Zupełnie inaczej niż Glidia. Ona jest stuprocentowym aniołem.
Dobra. To już jest jasne. Dalej.
-Glidia wie, że Aker jest twoim synem?
-Nie. Gdyby się dowiedziała kazałaby stracić Akera jako człowieka-powiedziała i spuściła wzrok.
-Anioły przecież nie mogą wydać na stracenie człowieka-powiedziałam.
-My nie, ale upadłe anioły tak.
-Hahahahha-zaczęłam się śmiać-przecież upadłe anioły to mit. Historia do straszenia ludzi.
Rebecka spojrzała na mnie. W pomieszczeniu zapanowała cisza.
Odezwała się dopiero po kilku minutach.
-Aker ci o tym mówił.
Pokiwałam głową. Aker często opowiadał mi różnorodne historię związane z Aprilfall.
-Czyli to prawda? Upadłe anioły mogą sądzić ludzi?
-Tak, dlatego musimy uratować Akera przed jego egzekucją. Jeśli dowiedzą się, że jest człowiekiem...Wtedy nie będzie już ratunku. Upadli się nim zajmą.A my nie mamy wstępu do ich królestwa.
Na chwilę powietrze przestało napływać do moich płuc. Zostało nam naprawdę nie wiele czasu.
-Jaki mamy plan?-Spytałam nie odrywając wzroku od Rebecki. Dopiero teraz zorientowałam się, że jej oczy pełne są łez.
-Musisz dać mi trochę więcej czasu-powiedziała składając ręce-przyjdę dziś do ciebie.
-Dobrze-odparłam wstając z krzesła-muszę już iść.
Pożegnałam się z Rebecką i ruszyłam w stronę chmurnych wrót. Co kilka kroków obracałam głowę do tylu. Już dawno nie spotkałam Glidii i to mnie lekko nie pokoiło. Zawsze, gdy tu byłam ona mnie obserwowała. Czyżby teraz to się zmieniło? Niespokojnym krokiem dotarłam do chmurnych wrót przy których stał Tim.
-Możemy wracać.
Kiwnął głową i znowu byłam w swoim pokoju. Zdążyłam tylko otrzepać spodnie i nagle usłyszałam głos mojej mamy dobiegający z góry.
-Amanda! Kolega przyszedł.
Zmarszczyłam brwi. Kolega? David? Nie. On by od razu zszedł na dół.
Niechętnie ruszyłam po schodach na górę. W przedpokoju czekała na mnie mama i...Brajan.
-Hej-odparł, gdy tylko mnie zobaczył.
-Hej. Co ty tu robisz?-Spytałam i oboje wyszliśmy na zewnątrz.
-Przepraszam, że dziś nie spotkaliśmy się w bibliotece. Nie mogłem-odparł i spuścił wzrok.
Na początku byłam na niego wściekła, ale przecież ją również wiele razy wystawiałam masę ludzi.
-Nic się nie stało.
Zawiał silny wiatr i kilka liści wplątało mi się we włosy.
-Zrób połowę i wyslij mi, a ja to dokończę.
-Dobra-odparłam i wróciłam do domu. Szybko zbiegłam po schodach do mojego pokoju. Gdy tylko otworzyłam drzwi przy biurku dostrzegłam Rebeckę.
-Masz plan?-Spytałam od razu.
-Tak-odparła i podała mi zwiniętą kartkę papieru.-Nie mogę zostać dłużej. Glidia będzie mnie szukać.
Pokiwałam głową i Rebecka znikła zostawiając mnie z jej planem.
Usiadłam na łóżku i pierwszy raz od kilku dni zaczęłam się zastanawiać, czy jest w o ogóle jakiś sens ratowania Akera. To wszystko było straszne. Wszystko co wiedziałam na temat aniołów i Aprilfall było nie prawdą.
Wszystko jest czymś innym niż się wydaje...
Trzeba uważać komu się ufa...
Szalona dziewczyna
sobota, 1 listopada 2014
Rozdział jedenasty
-Co właściwie będziesz robić w Aprilfall?-Spytał Tim, gdy tylko chmurne wrota się zamknęły.
-Chciałabym spotkać się z aniołem Cristal-odparłam nie odwracając się do niego-to zajmie mi chwilę. Poczekaj, a ja zaraz wrócę.
Ruszyłam przed siebie, chociaż nie miałam bladego pojęcia, gdzie znajdę Akera. Może być wszędzie. A co jeśli nie ma go w Aprilfall? Mogli go zabrać do tej mega tajnej bazy w Pirenejach, o której ja oczywiście nie powinnam wiedzieć. Przeszłam kilka korytarzy spoglądając na napisy na drzwiach. "Biblioteka" , "Marzenia podopiecznych" - to mogłoby być ciekawe, ale nie po to tu przyszłam. Szłam dalej i w końcu znalazłam to czego szukałam. Drzwi z napisem "Wstęp wzbroniony". Tu na pewno coś znajdę. W takich pomieszczeniach zawsze znajduje się to czego się szuka. Nacisnęłam klamkę. Zamknięte. Kto by się spodziewał. I w takich momentach żałuję, że nie używam wsuwek.
Myśl Amando, myśl. Wiem!
Zapukałam. Drzwi otworzyły się błyskawicznie, a z nich wyłonił się jakiś starszy anioł. Nie przyglądałam mu się zbytnio. Nie mam na to czasu.
-Tak?-Odparł i popatrzył na mnie.
-Przysłała mnie Glidia-odparłam dumnie podnosząc głowę.
-Po co?-Spytał z niedowierzaniem.
-Jak to po co? Mam nadzorować wyroki i waszą pracę-anioł już chciał mi przerwać, ale ja oddałam-nie mów, że chcesz się sprzeciwić Glidii.
Anioł zaniemówił. Ale za moment zrobił mi przejście w drzwiach. Udało się. Nie wiedziałam, że to jedno imię ma taką moc, i że anioły są tak naiwne.
Gdy tylko przeszłam drzwi, anioł je zamknął i ruszył przede mną. Tutaj nie było już tak biało i jasno jak w innych częściach Aprilfall. Tutaj panował mrok, dlatego kilka razy się o coś podknęłam. Nawet nie chcę wiedzieć co to było.
-Uważaj na schody-odparł anioł.
Teraz schodziliśmy po metalowych schodach. Spojrzałam w dół i dostrzegłam jakieś światło. Chętnie bym spytała co to, ale nie mogę się zdradzić. Muszę być choć trochę wiarygodna.
Schodziliśmy dość długo. W końcu dotarliśmy do źródła światła.
Była to duża sala. W środkowej ścianie były drzwi. To tam odbywają się wyroki. Anioł podszedł do drzwi i je otworzył. Moim oczom ukazała się olbrzymia sala przypominająca rzymski amfiteatr. Większość miejsc na trybunach było już zajętych. Anioł poprowadził mnie na samą górę. Idealny widok na to co miało się wydarzyć na dole. Do oczu zaczęły mi napływać łzy.
-Dziś będzie tylko jedna sprawa-odparł anioł i usiadł w fotelu.
Spojrzałam na niego.
-Kto będzie sądzony?-Spytałam chociaż dobrze wiedziałam.
Anioł pokręcił głową i wzruszył ramionami na znak, że nie ma pojęcia. Nagle wszystkie głosy ucichły. Na sali zapanowała cisza. Usiadłam obok anioła, który mnie tu przyprowadził i w tym samym czasie ozwał się donośny głos.
-Dziś zostanie osądzony anioł, który złamał nasze wszelkie zasady i sprzeciwił się Glidiii.
Rozglądałam się dookoła, jednak nie mogłam dostrzec tego kto wypowiedział te słowa. Spojrzałam w dół. Drzwi się otworzyły i do sali weszło trzech aniołów. Dwaj trzymali jednego. Na początku nie mogłam poznać Akera. Był jeszcze bladszy niż zwykle. Na jego ciele dostrzegłam kilka siniaków. Posadzili do na krześle przed trybunami i sędzią, którego nie mogłam dostrzec.
-Oto oskarżony-ozwał się ten sam głos co na początku-zarzucamy mu złamanie Błękitnych Zasad. Najważniejszych w całym naszym świecie. Czy oskarżony ma na swoją obronę?
Na sali panowała cisza. Było słychać tylko oddechy wszystkich aniołów i szybkie bicie mojego serca. Aker nic nie mówił. Siedział że spuszczoną głową.
-W takim razie uznaje oskarżonego winnym i skazuje na stracenie, które odbędzie się za dwa dni.
Dwóch aniołów podeszło do krzesła, na którym siedział Aker i wyprowadzili go z sali. Zaraz po nich wszyscy inni również zaczęli wychodzić. Także i ja. Co ja sobie wyobrażałam. Że wpadnę tu tak nagle i od razu uratuje Akera. To na nic. Za dwa dni zostanie stracony.
Anioł otworzył przede mną drzwi i znów byłam a Aprilfall.
Szybko ruszyłam do chmurnych wrót.
-Gdzie się tak śpieszysz?-Usłyszałam za swoimi plecami głos Rebecki, siostry Glidii. Odwróciłam się i moim oczom ukazała się znajoma postać. Mojego wzrostu, rudowłosa kobieta z drobnymi piegami na policzkach.
-Hej- odparłam. Rebecka w przeciwieństwie do jej siostry była bardzo przyjazna i mnie lubiła.
-Muszę ci coś powiedzieć-odparła z bardzo poważną miną. Już chciałam zaprotestować, ale ona dodała-chodzi o Akera.
Pokiwałam głową. Rebecka ruszyła przed siebie, a ja za nią. Zatrzymałyśmy się przed pokojem, na którego drzwiach nie było tabliczki. Jak później się okazało był to dawny gabinet Glidii. Teraz zostało tu tylko biurko i dwa obrazy. Nie przyglądałam się. Nie miałam czasu.
-Co wiesz na temat Akera?-Spytałam, gdy tylko Rebecka zamknęła drzwi.
-Jak wiesz dziś został wydany wyrok na niego za to co uczynił.
Pokiwałam głową. Dobrze to wiedziałam.
-Zostanie stracony za dwa dni-dodałam z trudem przełykając ślinę.
Rebecka uśmiechnęła się pod nosem. Jak ona może w takiej chwili się śmiać.
-Nic mu nie będzie-odparła ze śmiechem i usiadła za biurkiem, a ja stałam nic nie rozumiejąc. Rebecka to zauważyła i natychmiast przystąpiła do wyjaśnień.
-Wyrok został wydany na anioła. Prawda?
Przytaknęłam rozumiejąc coraz mniej.
-Natomiast Aker nie jest aniołem.
-Co?-Spytałam otwierając szerzej oczy-przecież...Ale...Co?
-Tak-odparła i położyła jakieś papiery na biurku-i nigdy nim nie był.
Pokręciłam głową.
-Nie rozumiem-powiedziałam i podeszłam bliżej biurka-jak to nie jest aniołem i nigdy nim nie był.
Rebecka nie odpowiedziała tylko zaczęła kartktować papiery, które wcześniej położyła na biurku.
-Weź-odparła i podała mi część dokumentów-tu znajdziesz odpowiedzi.
-Dziękuję-odpowiedziałam trzymając w rękach zapisane kartki papieru.
Rebecka wstała od biurka i otworzyła mi drzwi mówiąc, że powinnam już iść. Ja też tak myślałam. Powinnam już wracać.
Wychodząc z pokoju zawałałam Tima, byśmy mogli już wracać.
-I znowu w domu-odparłam lądując w swoim pokoju. Wszystko wyglądało tak jak zwykle. Tylko na biurku coś się zmieniło. Dostrzegłam tam małą karteczkę.
"Kolacja w lodówce. Pojechaliśmy do babci. Bardzo cię kochamy. Rodzice". Zgniotłam ją i wyrzuciłam do kosza. W końcu zaczęli się o mnie troszczyć? To dopiero nowość. Ale co do kolacji mieli rację. Byłam głodna, ale najpierw muszę przeczytać dokumenty, które dostałam od Rebecki. Zaburczało mi w brzuchu. Jakoś dam radę. Usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać papiery. Całe dzieciństwo Akera. To akurat mnie nie interesuje, więc tą część dołożyłam na bok. Rebecka miała rację w tych dokumentach było wszystko.
-Muszę to powiedzieć Davidowi-odparłam łapiąc za komórkę. Po chwili odebrał i obiecał, że będzie najszybciej jak się da. Nie kłamał. Po dziesięciu minutach siedział już u mnie w pokoju przeglądając papiery na temat życia Akera.
-To niemożliwe-odparł.
-Też nie mogłam w to uwierzyć- odparłam będąc cały czas w szoku.
-Ale stąd wynika, że jest wszystkim tylko nie aniołem. Więc jak mógł być twoim aniołem stróżem? Jak w ogóle dostał się Aprilfall?
Pokręciłam głową. To wszystko staje się jeszcze bardziej zakręcone niż wcześniej.
-Jutro znowu porozmawiam z Rebecką.
-Dobra-odparł dalej kartkując dokumenty, a ja położyłam się na łóżku. Po tym czego się dowiedziałam nie miałam już siły na myślenie.
Miałam anioła stróża, który nie jest aniołem. Jak to się w ogóle stało, ze wszyscy w Aprilfall myślą, że on jest aniołem? To już jest całkowicie nienormalne. Muszę poznać wszelkie odpowiedzi. Coś mi się wydaje, że jutro od Rebecki dowiem się. Ona na pewno będzie je znała. A czemu?
W końcu w tych dokumentach jest wpisana jako jego matka.
Szalona dziewczyna
wtorek, 28 października 2014
Rozdział dziesiąty
Tak jak powiedział Aker w ciągu tygodnia otrzymałam nowego anioła stróża. Tim był bardzo niski i miał blond włosy. Ze swoimi dużymi uszami przypominał elfa. Jego oczy były brązowe, a jego cera jak u każdego anioła była blada. Kto by się spodziewał.
Dogadywaliśmy się całkiem nieźle, lecz to nie było to samo co z Akerem. Już nigdy nie będzie tak samo. Dni bez niego były do niczego. Do szkoły chodziłam, ale za dużo nie myślałam. Chociaż nie. Ja zawsze mało myślałam. W ciągu tygodnia kilka razy spotkałam się z Cyntią i Davidem, jednak nawet oni nie potrafili poprawić mi humoru. Nikt nie potrafił. Wszystko powoli się zawaliło. Jedne co robiłam poprawnie było oddychanie. To wychodziło mi bez większych problemów. Jak na razie. Jednak ja czułam, że już niedługo nastąpią problemy.
-Amando?-Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej nauczycielki od biologii. Clara Prier. Wysoka, szczupla jak nikt, mająca obsesję na punkcie przyrody. Wszyscy w szkole wołają na nią Pijawka. Pijawka wypijąjąca życie z każdego ucznia. Każdą lekcję rozpoczynała kartkówką. Jakżeby inaczej.
-Słucham-odparłam zupełnie nie wiedząc ci się dzieje na lekcji.
Nauczycielka spojrzała na mnie. Jakby dziwił ją fakt, że nie uważam na lekcji. Przecież zawsze to robiłam i będę robić. Taka już moja natura, która się nie zmieni.
-Pytałam, czy przygotujesz na następną lekcje projekt z Brajanem?
Otworzyłam szerzej oczy. Ona mówi poważnie? Nigdy nic tego typu nie robiłam, a co dopiero z kimś.
Spojrzałam w stronę Brajana. On również spojrzał w moją stronę. Chłopak miał czarne włosy i zielone oczy. Był wyższy ode mnie o pół głowy. Nigdy z nim nie gadałam, ale go znałam. Każdy go znał. Przewodniczący Parlamentu Szkolnego. Chłopak z bogatego domu. Rodzice ważne osobistości. Przeniosłam wzrok z powrotem na nauczycielkę.
-Pani żartuje?-Spytałam jak to zwykle bywa na każdej lekcji.
Nauczycielka podniosła wzrok znad dziennika i poprawiła okulary, które już miały spaść.
-Nie-odparła spokojnie-czemu tak sądzisz?
Pokręciłam głową. Ludzie...Pomocy. Czy ona na prawdę myśli, że to zrobię? Projekt. Z biologii.
-Nie no. Serio? Nigdy nie robiłam żadnego projektu, więc czemu mam zacząć? Każdy nauczyciel w tej szkole wie, jak bardzo jestem nieodpowiedzialna.
Nauczycielka opuściła wzrok na dziennik i zaczęła coś pisać. Kolejna uwaga? Niedługo i z tej szkoły mnie wywalą. Walnęłam głową o ławkę.
-To dobrze ci zrobi-już chciałam jej przerwać i zaprotestować, jednak ona dodała-projekt widzę za dwa tygodnie.
W tym samym czasie zadzwonił dzwonek. Szybko zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z sali. Dzień doskonały. Lepiej być nie może. Gdy tylko znalazłam się na dziedzińcu usłyszałam za sobą krzyk Brajana.
-Amanda!
O matko. A ten czego chce?
Powoli się odwróciłam. Na szkolnym dziedzińcu aż roiło się od uczniów i rowerów.
-Tak?-Spytałam, gdy tylko Brajan znalazł się obok mnie.
-To kiedy się spotkamy by zrobić projekt?-Spytał poprawiając torbę na ramieniu.
Obejrzałam się dookoła i spojrzałam w kierunku przystanku autobusoqego. Autobusu jeszcze nie było.
-Kiedy ci pasuje?-Spytałam, choć nie miałam zamiaru robić żadnego projektu i spotykać się z Brajanem.
-Dziś-odparł bez zastanowienia.
-Ty tak serio?
-Jak mamy to zrobić, to zróbmy to jak najszybciej.
Jeszcze tylko tego mi brakowało. Robić po lekcjach jakiś projekt z chłopakiem, który jak cała reszta mnie nie lubi. Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami.
-Nie myśl, że chce to robić-odparł widząc moje zdziwienie-ale chce to mieć już za sobą.
Niech mu będzie.
-Dobra. Sobota o jedenastej w...-zatrzymałam się myśląc o miejscu-biblioteka.
Spojrzałam na przystanek autobusowy. Autobus już był. Tak, więc powolnym krokiem ruszyłam w jego stronę, nie dając chłopakowi ani chwili na zastanowienie się nad moją propozycją co do projektu. Nawet się z nim pożegnałam. Nie było po co.
Gdy wróciłam do domu w salonie czekała na mnie moja kuzynka.
-Hej-odparłam, gdy wyszłam do pokoju. Cristal po wypadku nie wyglądała bardzo źle. Miała kilka bandaży, ale to nie wyglądało na nic poważnego. Nawet się ucieszyłam, gdy ją zobaczyłam. Za jej plecami stał oczywiście Tod.
-Hej-odpowiedziała i wróciła do rozmowy z moimi rodzicami. Jak zwykle niezauwarzona poszłam do swojego pokoju. Nigdy nikogo nie obchodziłam. Zawsze byłam sama.
Rzuciłam plecak na podłogę i położyłam się na łóżku. Chwilę później dostałam wiadomość od Davida. Jego treść lekko mnie przeraziła.
"Spotkajmy się w centrum. Chodzi o anioły."
Szybko wstałam z łóżku, wzięłam czarny sweter i wybiegłam z domu.
Po piętnastu minutach drogi przez miasto byłam na miejscu. Vatagra nie było za dużym miastem. Jedna biblioteka, kino, kilka starych kamieniczek i małych kawiarni, a dookoła lasy. Nic specjalnego.
-Am-usłyszałam krzyk Davida już z drugiego końca ulicy. Szybko do niego podbiegłam.
-Hej-odparłam-co się stało? Co się dzieje z aniołami?
-Glidia i Aker.
Te dwa imiona wystarczyły, by mogły mną wstrząsnąć.
-Mów-odparłam zastanawiając się czy naprawdę chce wiedzieć co się dzieje.
-Glidia ukarze Akera za to co zrobił ze mną i tobą. Dla nas złamał wszelkie zasady.
Przełknęłam ślinę, co przyszło mi z trudem.
-Co go czeka?-Spytałam i poczułam, że do oczu napływają mi łzy. David to zauważył i zwlekał z odpowiedzią.
-Co go czeka?-Spytałam jeszcze raz, mocniej naciskając na każde słowo.
-Zostanie stracony.
-Nie...
Tylko nie to...
Wszystko, tylko nie to...
Poczułam jak łza spływa mi po policzku.
Cały mój świat się zawalił.
Moje serce przestało bić. Przestałam oddychać.
Wszystko przestało mieć znaczenie.
Wszystko...oprócz jednego...
Teraz liczy się tylko jedno...
Muszę pomóc Akerowi.
-Muszę dostać się do Aprilfall-odparłam rozglądając się dookoła, czy nikt mnie nie widzi-Tim.
Anioł pojawił się błyskawicznie, nie to co Aker. Spojrzał na mnie pytająco.
-Musisz zabrać mnie do Aprilfall-odparłam nie tracąc ani chwili.
Nagle poczułam mocny ucisk na ramieniu. Odwróciłam się.
-Nie możesz tego zrobić-odparł David przez zaciśnięte zęby.
Uwolniłam się z uścisku.
-Mogę i zrobię-powiedziałam, a potem zwróciłam się do anioła stróża-idziemy.
W mgnieniu oka znalazłam się po drugiej stronie chmurnych wrót. Tym razem nie upadłam. Robię postępy. Już niedługo, a zacznę je robić i w szkole. Może.
Szalona dziewczyna
niedziela, 26 października 2014
Rozdział dziewiąty
Aker nie wracał już dobre pół godziny. Jak na razie jego plan działał chyba bez kłopotów. Nikt mnie nie widział, czyli wszystko pod kontrolą. Przynajmniej mam taką nadzieję. Dyskretnie wyjrzałam zza rogu. Ani śladu mojego anioła stróża i Davida.
-Co ty tu robisz?-Usłyszałam za swoimi plecami czyjś głos. Odwrócić się, czy uciekać?
Wzięłam głęboki oddech i powoli zaczęłam się odwracać. Teraz stałam twarzą twarz z jakimś aniołem. Była nim dziewczyna mniej więcej w moim wieku i mojego wzrostu. Jej cera była bardzo blada. Jak każdego anioła. Jej włosy były bardzo długie i miały złocisty kolor. Wyglądał przepięknie. Anioł.
-Co ty tu robisz?-Powtórzyła pytanie i zmrużyła swe zielone oczy.
-Ja...no...ten...-Kurczę, co tu wymyśleć. Nagle pod ścianą zauważyłam zmiotkę. Nie wiedziałam, że anioły zamiatają podłogę, ale nie będę się teraz nad tym zastanawiać.-Ja tu sprzątam.
Dziewczyna spojrzała na mnie z ukosa, a potem wzruszyła ramionami i ruszyła przed siebie.
Odetchnęłam z ulgą. Jak widać zakamarek, który Aker uznał za świetną kryjówkę, wcale taką nie była. Znowu dyskretnie wyrażałam zza rogu. Nic. Przykucnęłam obok ściany, czekając na mojego anioła stróża i przyjaciela. Czas strasznie mi się dłużył.
-Zginiesz....-Usłyszałam nagle czyjś głos. Poczułam zimny powiew. Szybko zerwałam się na równe nogi i zaczęłam się rozglądać. Gdzie nikogo nie mogłam dostrzec. Pomyślałam, że się przesłyszałam, więc znowu usiadłam pod ścianą.
-Zginiesz....-Znowu ten sam głos. Rorzejrzałam się powoli dookoła. Powoli wstałam.
-Wiem co cię wykończy...
Poczułam zimny powiew. W Aprilfall nigdy nie wieje. Zaczęłam się bać.
-Ała!-Wykrzyknęłam nagle łapiąc się za głowę i upadając na podłogę. Dopiero teraz to do mnie dotarło. Ten głos był w mojej głowie-ała!
-Przestań mieszać się w nie swoje sprawy....
Głos był przerażający i zaczął rozsadzać mi głowę.
-Czego chcesz?-Udało mi się spytać.
Głos nie odpowiedział tylko dalej atakował moją głowę.To tak jakbym w głowie miała bombę, która zaraz ma wybuchnąć. Już dużej nie wytrzymam. Muszę to przerwać.
-Aker!-Wykrzyknęłam zataczając się z bólu na podłodze-pomocy! Pomocy...
W tej samej chwili zza rogu wyjawił się Aker...z Davidem.
-Am!-Krzyknął David, gdy zobaczył mnie leżącą na podłodze. Szybo do mnie podbiegł i upadł na kolana tuż obok mnie.
-David-odparłam powoli wracając do życia. Głos zniknął.
-Musimy uciekać-odparł Aker.
Miał rację. Szybko zerwałam się na równe nogi i ruszyliśmy biegiem na chmurnych wrót. Aker oczywiście prowadził, a my trzymaliśmy się tuż za nim.
-Stójcie!-Usłyszałam za naszymi plecami. Chciałam się obejrzeć, jednak David chwycił mnie za rękę, bym biegła szybciej.
Jeszcze tylko kawałek.
Kroki ludzi, którzy nas gonili były coraz bliżej. Dzieliło nas kilka metrów.
-Szybciej!-Krzyknął Aker odwracając się i patrząc czy za nim nadążamy.
Nasze biegnące kroki rozchodziły się echem po całym Aprilfall.
Minęliśmy zakręt. Anioły, które nas goniły były już daleko za nami.
-Aker stój! Będziesz musiał za to dostąpić do sądu!-Dobiegł mnie głos z daleka.
Te słowa mnie zamurowały. Wiedziałam, że dużo ryzykujemy próbując uwolnić Davida, ale nie sądziłam, że aż tak. Zwolniłam kroku, aż w końcu się zatrzymałam. Aker nie może ponieść za to konsekwencji. To był mój pomysł. Jeżeli ktoś za to zapłaci to tylko ja. Dziewczyna, która od zawsze sprawiała kłopoty. Sobie samej i innym.
-Amanda! Co ty robisz!-Krzyknął mój anioł stróż stojący kilka metrów ode mnie. Był kompletnie rozkojarzony.
-Idź-odparłam machając ręką by biegł-zatrzymam ich.
Aker chwilę stał i się nie ruszał. W jego błękitnych oczach dostrzegłam błysk. Odwróciłam się.
Kroki były coraz bliżej.
Wzięłam głęboki oddech. W końcu zrobię to co właściwe.
W tym momencie zza zakrętu pojawiło się kilka aniołów.
-Cholera z zasadami-odparł Aker i podbiegł do mnie.
-Uciekaj z Davidem-odparłam, ale zanim się zorientowałam Aker niósł mnie na rękach. Mój anioł stróż niósł mnie na rękach! Szybko dogoniliśmy Davida i zanim się zorientowałam, byliśmy w moim pokoju. David siedział na łóżku, a Aker nadal trzymał mnie na rękach. Pachniał świerzym powietrzem. Chciałabym, by jeszcze mnie potrzymał w swoich objęciach, jednak on postawił mnie na ziemi. Mówi się trudno, jednak nie to było teraz najważniejsze.
-Dzięki-odparłam poprawiając swoje ciemne włosy-teraz to mi się oberwie. Nie?
-Pogadamy o tym jutro. Dziś porozmawiaj ze swoim przyjacielem, dzięki któremu mieliśmy takie problemy-odparł i rozpłynął się w powietrzu. Wypuściłam powietrze przez usta i odwróciłam się w stronę Davida, siedzącego na moim łóżku.
-Jak dostałeś się do Aprilfall?
Spuscił wzrok.Nie odpowiedział. No to może spróbujemy inaczej.
-Widzisz anioły tak jak ja?
Pokręcił głową.
-Od dawna?
-Po co w ogóle te pytania?-Odparł podnosząc swoje piwne oczy.-Znasz przepowiednie o Złotym Dziecku?
Pokręciłam głową. Wiedziałam dużo rzeczy związanych z Aprilfall, ale nigdy nie słyszałam o jakieś przepowiedni. Nawet nie wiedziałam, że jakies są.
-Ta przepowiednia narodziła się na samym początku powstania królestwa aniołów. Ich wyrocznia-Danna-zapowiedziała narodziny dziecka, które wszystko odmieni i od niego będzie zależeć to, czy anioły przetrwają, czy nie.
-I...?-Spytałam zdziwiona. Co ta przepowiednia ma do tego wszystkiego. Przecież to nie trzyma się wszystkiego.
-Dziecko będzie miało do końca swego życia kontakt z wyrocznią. Jak je rozpoznać? Dziecko w czasie narodzin otrzyma niebieską bliznę na nadgarstku, w kształcie skrzydeł.
W tym momencie zdjął czarną bandamkę, którą nosił zawsze na tej samej ręce. Moim oczom ukazało się niebieski znamie. Tak jak powiedział.
-Skąd wiesz o tej przepowiedni?-Spytałam o to, bo tylko to przyszło mi do głowy.
-Od babci-odparł-była taka jak ty.
Czyli nie jestem sama? Są ludzie, którzy widzą to co ja?
-Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?-Spytałam. Poczułam się urażona. Ja mówię mu o wszystkim, a on nie powiedział mi o sprawach, które dotyczą także mnie.
Spojrzał mi prosto w oczy.
-Nie wiem-odpowiedział i wzruszył ramionami -pójdę już. Jesteś chyba zmęczona. Powinnaś odpocząć.
Miał rację. To było za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Potrzebowałam odpoczynku, zwłaszcza, że nie przespałam tez kilku nocy. Sen był mi potrzebny.
-Pa-odparłam, gdy David stał już w drzwiach.
-Pa-powiedział i pomachał mi na pożegnanie.
Tuż po jego wyjściu zasnęłam. To była pierwsza noc, której mogłam spokojnie spać. Przynajmniej tak mi się wydawało. Około północy znów poczułam zimny powiew i usłyszałam ten przerażający głos.
-Za bardzo się mieszasz w nasze sprawy...
Szybko usiadłam na łóżku, łapiąc się za głowę.
-Czego chcecie?-Wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Przestań...Albo komuś stanie się coś złego...sen to kuzyn śmierci...
-Co?
Głos coraz mocniej błądził w mojej głowie, aż po chwili zniknął. Szybko zapaliłam lampkę stojącą na podłodze. Dokładnie się rozejrzałam.
-Aker-wyszeptałam.
Pojawił się błyskawicznie. Miał rozczochrane włosy, co jeszcze bardziej dodawalo mu uroku.
-Hej-wyszeptałam.
-Hej-odparł.-Co u ciebie?
-Nic ciekawego, tylko nie mogę spać. Pomyślałam, że możemy pogadać.
Na chwilę zapanowała cisza. Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć, jednak ja po chwili musiałam zadać pytanie, które trochę mnie męczył.
-Jak to możliwe, że mogłeś mnie dotknąć?
Odparł bez chwili wahania.
-Po prostu. Prawda jest taka, że anioły mogą dotykać ludzi, ale zasady na to nie pozwalają. Musimy trzymać się od was z daleka.
Czyli ta sprawa już wyjaśniona.
-A...-zaczęłam niepewnie-a to co mi powiedziałeś jak mnie zostawiłeś w tym zakamarku?
-Amanda...ja...-Zaczął.
Moje serce na chwilę się zatrzymało. Tak jakby czas również się zatrzymał.
-Jestem twoim aniołem od szesnastu lat. Prawda?
Przytaknęłam.
-Dość długo-odparł i uśmiechnął się pod nosem-sądzę, że powinnaś zmienić anioła stróża. Tak będzie lepiej.
-Co!?-Wykrzyknęłam i podbiegłam do niego.
-Ja już nie mogę się tobą opiekować-odparł i zniknął.
Nie, nie, nie. Inny anioł stróż? To nie wchodzi w grę. Wszystko tylko nie to.
Kolejna nieprzespana noc.
Następnego dnia nie poszłam do szkoły .Rodzice stwierdzili, że żle wyglądam. Mieli rację. Wiele nieprzespanych nocy dały się we znaki. Miałam strasznie podkrążone oczy i mało co myślałam. Następne dni wcale nie wyglądały lepiej. Kiedy Aker powiedział, że już nie będzie się mną opiekował, przestałam jeść. Byłam rozpaczona. Anioł, którego znałam szesnaście lat, tak po prostu mnie zostawił. Przecież tak się nie robi. Nie można porzucić człowieka, którego zna się tak długo, i którego się prawdopodobnie kocha...
Szalona dziewczyna
środa, 22 października 2014
Rozdział ósmy
W nocy nie mogłam spać. Cały czas myślałam o Davidzie. Jak on w ogóle dostał się do Aprilfall? Musiałby...widzieć anioły, tak jak ja. To nie może być prawda. Powiedziałby mi.
Przekręciłam się na prawy bok i teraz patrzyłam na ścianę. Muszę wrócić do Aprilfall. Muszę mu pomóc.
-Aker-wyszeptałam wstając z łóżka.
Pojawił się natychmiast. Zdumiewające.
-Muszę wrócić po Davida-odparłam zakładając buty.
-Nie-odparł-nie możesz. Zasady nie pozwalają.
Spojrzałam na niego z ukosa.
-Jakie kurde zasady!-wykrzyknęłam, ale szybko się opanowałam. -Jakie kurde zasady Aker. Czemu zawsze o wszystkim wiem ostatnia?
Odwrócił wzrok.
-Ale zawsze o czymś wiesz-odparł uśmiechając się.
Od kiedy to on jest taki zabawny?
Chyba zauważył, że się zdenerwowałam, bo po chwili dodał:-Nie możesz tam wrócić. To nic nie da.
-Czemu do cholery to nic nie da. Tam został mój przyjaciel i ja muszę go uratować-odparłam przez zaciśnięte zęby.
Pokręcił głową.
-Amando zasady nie pozwolą.
Teraz to się wkurzyłam. On cały czas mówi o tych zasadach.
-Jakie zasady? Chodzi o te błękitne zasady?-Spytałam, chociaż dobrze wiedziałam, że to o to chodzi.
Na jego twarzy namalowało się zdziwienie.
-Skąd wiesz? Jak?
I tu go mam. Uśmiechnięłam się.
-No popatrz. To te wspaniałe zasady-odparłam krzyżując ręce.
-Skąd wiesz?-Wysyczał Aker przez zaciśnięte zęby.
-Chyba zapominasz kim jestem-powiedziałam i się uśmiechnięłam-jestem tą dziewczyną, która zawsze dowie się tego, czego chce.
Zaniemówił.
-To, po co cały czas chcesz, bym powiedział ci o tych zasadach, skoro wiesz?-Spytał wstrząśnięty.
-Bo chce to usłyszeć od ciebie. Od mojego anioła stróża, który ma się mną opiekować.
-No właśnie-odparł pewniej-mam się chronić. Dlatego nie zabiorę cię do Aprilfall.
I zniknął. Powoli zaczynam dochodzić do wniosku, że to idzie mu najlepiej.
Tej nocy już nie mogłam zasnąć. Aker mnie zostawił, zresztą jak zwykle, a David został w Aprilfall.
O szóstej rano zadzwonił budzik, ale to nie było potrzebne. Już od godziny siedziałam przy biurku i odrabiałam lekcje. To dopiero nowość.
Powolnym krokiem podeszłam do szafy i wyciągnęłam czarne spodnie i szarą koszulkę z przekreślonym napisem Angel.
Nie zjadłam śniadania, co potem okazało się błędem.
W drodze do szkoły rozmyślałam o Davidzie. Martwiłam się o niego. Nie miałam zielonego pojęcia, co robi się z ludzmi w Aprilfall. Nigdy nie byłam tam dłużej niż dwie godziny.
Autobus się zatrzymał. Wysiadałam i zauważyłam Akera na szkolnym dziedzińcu. Oprócz niego był tylko jakiś pierwszoklasista.
Szybko do niego podeszłam.
-Co ty sobie wyobrażasz!-krzyknęłam.
-Amanda ciszej-odparł rozglądając się.
-Masz mnie zabrać do Aprilfall!-nie przestawałam krzyczeć-Teraz!
Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że pierwszoklasista, którego widziałam wcześniej, dziwnie się na mnie patrzy.
-No co-odparłam rozkładając ręce-nie widziałeś nigdy jak ktoś rozmawia z...powietrzem?!
-A z tobą jeszcze pogadam-powiedziałam do Akera i ruszyłam w stronę wejścia do szkoły.
Dzwonek będzie za pięć minut. Pierwszy raz nie spóźnię się na lekcję. Co się ze mną dzieje?
W przeciwieństwie do tego co wydarzyło się w nocy i rano na szkolnym dziedzińcu, ten dzień był całkiem udany.
Mina mojej nauczycielki od matematyki, gdy wyszłam do sali niespóźniona, była bezcenna, a gdy dowiedziała się, że jestem przygotowana do lekcji to aż się przeżegnała. Odczucia pozostałych nauczycieli były podobne. Wszyscy się dziwili, że odrobiłam zadania domowe. Jednak najlepiej zareagował sor Cancarasie. Chciał zadzwonić do moich rodziców i zapytać się, czy nie mam siostry bliźniaczki, której każe chodzić za siebie do szkoły.
Dzień doskonały, jednak zaraz po przekroczeniu progu wejściowych drzwi, przypomniałam sobie o wszystkich problemach i zaczęłam myśleć. Do Aprilfall można się dostać tylko z aniołem, ale nie musi to być twój stróż. Skoro Aker nie chce mnie tam zabrać, zrobi to ktoś inny.
Szybkim biegiem z powrotem wróciłam do szkoły. Wchodząc do łazienki dokładnie się rozejrzałem. Nigdzie nikogo nie ma.
-Tod-wyszeptałam. Nic. Znowu, trochę głośniej. Nic.
-Co się z nimi dzieje!-Krzyknęłam i wyszłam z łazienki trzaskając za sobą drzwiami.
Autobus oczywiście na mnie nie poczekał. No cóż. Muszę wrócić do domu na pieszo.
Po półgodzinie byłam już na miejscu. Na podjeździe dostrzegłam samochód policyjny. Wchodząc do domu usłyszałam stłumioną rozmowę. Zdjęłam buty i wyszłam do salonu. Przy stole siedziali moi rodzice i policjant. Mały, lekko łysy, noszący okulary. Od razu widać, że nie zajmuje się jeżdżeniem od domu do domu. Jego praca opierała się raczej na przeglądaniu papierów. Tylko co on tu robi. Przecież ostatnio nic nie zrobiłam. Chyba.
-Witaj Amando-odparła mama na mój widok-dzwonili do nas ze szkoły. Dziś podobno dziwnie się zachowywałaś.
O matko...Raz odrobisz lekcje i od razu masz policję w domu.
-A on co tu robi?-Spytałam pokazując na policjanta palcem.
-Witaj-zaczął poprawiając okulary-jestem Harry Bert i chcę z tobą porozmawiać o twoim zachowaniu.
Nauczyciele twierdzili, że byłaś dziś bardzo szczęśliwa.
O czym on gada?
-I co w związku z tym?
-Nauczyciele twierdzą, że bierzesz narkotyki.
To mnie zamurowało. Nie uczysz się-źle. Uczysz się-jeszcze gorzej.
-Oni myślą, że ćpam?! Raz odrobiłam lekcje i byłam przygotowana do lekcji. Zaczęłam się zmieniać na dobre, a oni myślą, że ćpam?! To co myśleli wcześniej?!
Szybko wybiegłam z salonu.
-Amanda!-Usłyszałam krzyk mojego taty, ale ja się nie zatrzymałam-Amanda wracaj!
Trzasnęłam drzwiami tak mocno jak tylko to było możliwe.
-Walcie się!-Krzyknęłam i włączyłam wieżę stereo.
Z salonu dobiegły mnie słowa mamy i taty przepraszających policjanta.
Jeśli oni myślą, że ćpam, to co oni myśleli o mnie wcześniej? Ludzie w szkole raczej mnie nie lubią. Uważają mnie za dziwadło, słuchające metalu i ubierające się na czarno. Nikt do mnie nie gada, a mi raczej to nie przeszkadza. Mam Davida i Cyntie. I oczywiście Akera. Akera, który jest wkurzający, ale w końcu to mój anioł stróż. Rodzice też się mną nie przejmują. W końcu jestem tą adoptowaną. Pewnie już wiele razy myśleli, żeby mnie oddać.
-Hej-usłyszałam Akera-gotowa, by uratować Davida?
-Co?-Zapytałam zdziwiona. Poprzedniej nocy był przeciwny temu pomysłowi, a teraz sam przychodzi, by zabrać mnie do Aprilfall. Widać, że nie tylko ja się zmieniam.
-Chodź. Nie ma czasu-odpał.
-Ale...Co?-Spytałam coraz bardziej zdziwiona.
Aker przewrócił oczami.
-No chodź. Zaraz będzie tu Glidia. Pośpiesz się-odpowiedział i oboje znikliśmy w chmurnych wrotach.
On oczywiście wylądował idealnie, a ja znowu upadłam na kolana. Będzie trzeba opanować jakąś technikę.
-Pomógłbym ci wstać, ale wiesz-odparł, gdy zobaczył jak niezdarnie podnoszę się z podłogi.
-Nie no, spoko-powiedziałam otrzepując spodnie-będzie trzeba znieść tą zasadę. To głupie.
Aker uśmiechnął się pod nosem, ale nic nie powiedział, tylko ruszył prosto przed siebie, a ja poszłam za nim.
-Aker. Wiesz dokąd idziesz?-Spytalam po dłuższej chwili.
On jednak nie odpowiedział, a ja cały czas szłam za nim.
Przeszliśmy chyba cały Aprilfall, zanim Aker się zatrzymał i odwrócił się do mnie. Jego błękitne oczy błyszczały jak nigdy.
-Teraz tu poczekasz-odparł.
-Co?-Spytałam rozkojarzona-co?
-Poczekasz tu.
-Nie-odparłam zdeterminowanym głosem-nigdzie nie będę czekać.
-Musisz.
-Czemu?
-Amando zrób to jeśli chcesz pomóc Davidowi-odparł, a w jego głosie było słychać, że moje pytania zaczęły go wkurzać. Odwrócił się i wyjżał zza rogu.
-Idę z tobą. Nic mi się nie stanie-odparłam stając przed nim.
-Proszę zostań. Stój tu na straży...
-Nie-przerwałam mu. Nie odpuszczę.-Czemu nie mogę iść z tobą?
Spojrzał mi prosto w oczy i odgarnął kosmyk swoich ciemnych włosów z czoła.
-Bo to niebezpieczne, a ja nie chcę cię stracić. Na pewno nie w taki sposób-odparł i zniknął za rogiem, a ja stałam i cały czas słyszałam w głowie jego słowa.
Szalona dziewczyna
wtorek, 14 października 2014
Rozdział siódmy
Glidia podeszła do aniołów i trzymanej przez nich osobę, a ja bacznie obserwowałam co teraz się wydarzy. Naczelna aniołów dokładnie przyjrzała się intruzowi. Potem złapała go włosy i szarpała jego głowę do góry. Usłyszałam syk bólu.
Wydałam cichy pisk i momentalnie zakryłam usta ręką.
Glidia zwróciła się w moją stronę.
-Czyli nie znasz tego człowieka?-Spytała z uśmiechem na twarzy.
Spojrzałam na Davida. Nie wiedziałam co powiedzieć. Skłamać czy powiedzieć prawdę.
Minęło jeszcze kilka długich chwil aż przecząco pokręciłam głową.
Glidia spiorunowała mnie wzrokiem. Nie takiej odpowiedzi oczekiwała.
-No cóż-odparła nadal trzymając Davida za włosy. -Zabierzcie go tam, gdzie potrzeba.
Spojrzałam mu prosto w oczy. Nie widziałam w nich nic. Jakby to nie był ten sam chłopak, którego znałam. Jakby był kimś innym.
Glidia znowu usiadła za biurkiem.
-Usiadź-odparła i wskazała mi ręką krzesło. Popatrzyłam na nie jak bym nigdy wcześniej czegoś nie widziała.
-Nie-odparłam i wyszłam z sali.
-Stój!-Krzyknęła za mną, jednak ja się nie zatrzymałam. Szłam i nie zwracałam uwagi na nic.
-Aker!-Wykrzyknęłam i czekałam na pojawienie się mojego anioła stróża. Nic. -Aker!
Nagle moją drogę odcięli mi ci sami aniołowie, którzy wcześniej wprowadzili do sali Davida.
-Co jest?-Odparłam zła i ruszyłam na nich z myślą, że uda mi się przecisnąć.
-Aker!
Nic. Zawsze kiedy jest potrzebny to nigdzie go nie ma.
Nagle poczułam silny ucisk na ramieniu. Aniołów stróż nie może cię dotknąć, ale anioł strażnik już może. Kto to ustalał? Uścisk zacisnął się jeszcze mocniej.
-Puszczaj!-Wykrzyknęłam i próbowałam się uwolnić.
W tym momencie nadeszła Glidia z tym swoim wstrętnym uśmieszkiem.
-Nie możecie mnie tu trzymać!-Wykrzyknęłam jej prostu w twarz nadal się szarpiąc-Nie masz do tego żadnych powodów!
-Owszem mogę cie tu trzymać i mamy do tego podstawy.
-Aker!
-On ci nie pomoże-odparła, odwracając się do mnie plecami-nie może. Zna zasady. Nie to co inni.
I w tym momencie pojawił się mój anioł stróż, który bardzo szybko pozbył się aniołów, którzy mnie trzymali. Poruszał się tak szybko, że ledwo mogłam zrozumieć co się dzieje.
-Szybko!-Krzyknął w moją stronę i ruszyliśmy do chmurnych wrót.
-Stój!-Krzyczała za nami Glidia-Znasz zasady Aker!
Trochę nam zajęło zanim odnaleźliśmy się w labiryncie korytarzy. Biegliśmy to w prawo, prosto.
-Tędy-odparł Aker wskazując korytarz po lewej.
-Super, że tak szybko się pojawiłeś-odparłam, biegnąc za nim, ledwo łapiąc oddech.
-Potem pogadamy. Teraz biegnij.
W tej sprawie akurat miał rację. Musieliśmy szybko uciekać. Przebiegliśmy jeszcze kilka korytarzy, aż w końcu ukazały nam się chmurne wrota.
Aker zniknął w nich pierwszy, potem ja. Mój anioł oczywiście wylądował idealnie na nogach, ja natomiast Upadłam na ziemię.
-Nic ci nie jest?-Spytał Aker nachylając się nade mną.
-Nie udawaj, że cię to obchodzi-odparłam wstając z podłogi.
-Am...-Zaczął, ale ja mu przetrwałam.
-Po co mnie tam przeprowadziłeś? Po to, by pokazać mi, że nie mam już nikogo komu mogę ufać?! To mi chciałeś udowodnić? Że mój przyjaciel był intruzem?
Nie odpowiedział. Staliśmy tak w milczeniu. Minęło kilka długich chwil. W moim pokoju było słychać tylko ciężkie oddechy.
Aker po chwili zniknął.
-Tak-krzyknęłam siadając na łóżku i krzyżując ręce-najlepiej. Niech mój anioł stróż zostawi mnie samą. Przecież od tego właśnie jest!
Szalona dziewczyna
niedziela, 12 października 2014
Rozdział szósty
Siedziba aniołów to nie niebo, jak wielu ludziom się wydaje. Aprilfall nie jest miejscem pełnym obłoków chmur. Wygląda raczej jak poczta. Dużo białych pomieszczeń i wiele papierów. Byłam tu około trzech razy. Nie pytajcie czemu. Tak, więc jest to mój czwarty raz. Inni będąc tu tyle co ja, nie czują się w Aprilfall jak w domu. Ja natomiast tak. Znam każde pomieszczenie jak własną kieszeń. Mam nawet plan całej siedziby, który jest do niczego, bo bez anioła nie przejdę przez chmurne wrota, a z byle powodu też się tu nie bywa.
-Co się dzieje?-Spytałam Akera od razu po przekroczeniu chmurnych wrót.
-Są dwa powody-odparł.
-Okay-odparłam i zapytałam-Pierwszy?
Aker przez chwilę nie odpowiadał. Zastanawiałam się co mogło się wydarzyć. Przecież włamanie się do Aprilfall nie mogło być aż tak bardzo ważne. Anioły radziły sobie, gdy miały gorsze problemy.
-Z Cristal jest gorzej.
Zamknęłam oczy. Powoli przełknęłam ślinę.
-Przecież dopiero wczoraj się widziałyśmy-odparła i poczułam jak łzy napływają mi do oczu.
Aker podszedł do mnie i próbował mnie przytulić, jednak to niemożliwe. Twój stróż nie może cię dotknąć.
Spod moich zaciśniętych powiek wypłynęła łza i ściekła po policzku.
Trochę mi zajęło zanim się opanowałam. To, że nie lubiłam swojej kuzynki, nie znaczy, że się o nią nie martwiłam.
Delikatnie wypuściłam powietrze przez usta.
-Chcesz wrócić?-Spytał Aker.
-Nie-odparłam, otwierając oczy-Drugi powód?
Aker na chwilę zaniemówił i odsunął się ode mnie.
-Amanda Kress?-Usłyszałam głos za swoimi plecami. Od razu go poznałam. Glidia. Naczelna wszystkich aniołów.
-Po co to pytanie?-Odparłam, powoli powracając się do niej.
-Nie rozumiem-odparła zaskoczona.
-Po co się pytasz kim jestem, skoro dobrze to wiesz.
-Masz rację. Tyle z tobą problemów-odparła i odwróciła się-Za mną proszę. Musimy porozmawiać.
Nie chętnie poszłam za nią, zerkając czy Aker będzie mi towarzyszył. On jednak stał i odprowadzał mnie wzrokiem. Z jego spojrzenia mogło się wyczytać tylko jedno słowo "przepraszam".
Szłyśmy przez wiele wiele korytarzy. Glidia szła przede mną, a ja dokładnie obserwowałam każdy jej ruch. Z Glidią nigdy nic nie wiadomo. Będąc tu już kilka razy i z nią rozmawiając, dobrze znałam jej charakter. Naczelna aniołów była bardzo wysoka, miała ciemno, brązowe włosy, czarne oczy i śnieżnobiałą cerę. Wyglądała niczym księżniczka, jednak jej charakter wcale tego nie potwierdzał.
Po przejściu przez labirynt korytarzy i drzwi, zatrzymałyśmy się przez białym wejściem.
-Wejdź i usiądź na krześle przy biurku-odparła otwierając drzwi.
Powolnym krokiem weszłam do sali, która była cała biała. Tu wszystko ma ten kolor.
-Czy jesteś wobec nas lojalna?-Zapytała Glidia, siadając po drugiej stronie biurka i mierząc mnie dokładnie wzrokiem.
-Co?
-Czy ktoś wie, że nas widzisz? Ktoś wie o chmurnych wrotach?
-Nikt o was nie wie-skłamałam. Nie mogłam jej powiedzieć o Davidzie.
Glidia się uśmiechnęła. Nie dobrze. Bardzo nie dobrze. O co mogło jej chodzić. W kłamaniu byłam przecież mistrzynią.
-Czyli nie znasz tego człowieka?-Odparła wstając z krzesła i otwierając drzwi.
Powoli się odwróciłam.
Do sali weszło dwóch wysokich i dobrze zbudowanych aniołów, którzy trzymali dobrze znaną mi osobę. Osobę, po której nigdy bym się nie spodziewała, że zakradnie się do Aprilfall.
Szalona dziewczyna
wtorek, 7 października 2014
Rozdział piąty
Po dwóch dniach spędzonych w szpitalnym łóżku, w końcu zostałam wypisana do domu. Przez te dni odwiedziło mnie tyle ludzi, że aż ja sama byłam zdziwiona. Byli u mnie rodzice, David, kilka osób ze starej szkoły, odwiedził mnie nawet Tod.
Oczywiście cały czas przy moim łóżku czuwał Aker. Prawie w ogóle nie znikał.
-Co o tym sądzisz Amando?-Ozwał się głos mojej mamy w samochodzie.
-Słucham?-Odparłam zdziwiona, spoglądając na nią.
Odwróciła głowę i spojrzała na mnie.
-Razem z tatą sądzimy, że powinnaś przez kilka dni odpocząć i nie chodzić do szkoły.
Otworzyłam szeroko oczy. Nie sądziłam, że moi rodzice kiedykolwiek to powiedzą. Zawsze chcieli bym niezależnie od wszystkiego chodziła do szkoły.
Spojrzałam na Akera siedzącego obok mnie. Kiwnął głową na znak, że to dobry pomysł.
-Okay- odparłam nie odrywając wzroku od mojego anioła stróża.
Po kilku minutach jazdy ze szpitala byliśmy na miejscu. Na początku nie poznałam swojego domu. Był cały czarny od dymu. Wewnątrz wcale nie wyglądał lepiej. To było coś straszliwego. Wszystkie meble, pamiątki spłonęły. Powolnym krokiem ruszyłam do swojego pokoju. On chyba jako jedyny wyglądał normalnie. Jedynie sufit był lekko czarny.
Rzuciłam swoją torbę gdzieś w kąt, a sama położyłam się na łóżku.
Nawet nie zdarzyłam dobrze się ułożyć kiedy usłyszałam krzyk swojego taty.
-Amando. Przyszła Cyntia.
-Co!?-Wykrzyknęłam naprawdę mile zdziwiona.
Cyntia była moją najlepszą koleżanką w moim poprzednim gimnazjum. Zawsze miałyśmy o czym gadać i z czego się śmiać, niestety moi rodzice jej nie lubili. Sądzili, że ma na mnie zły wpływ, chociaż nigdy z nią nie rozmawiali. Świadczył o tym sam wygląd. Średniej długości włosy zafarbowane na niebiesko, czerwone koszulki, czarne spodnie i martensy. Moim zdaniem powinni się do niej przyzwyczaić. Przecież ja ubieram się tak samo.
-Hej-usłyszałam głos Cynti wyłaniającej się zza drzwi.
-Cześć-odparłam i zerwała się z łóżka. Podbiegłam do niej i mocno się przytuliłyśmy. Za nią oczywiście stał jej anioł stróż. Idealnie panujący do niej. Był bardzo wysoki w czarnym płaszczu. Twarzy nigdy nie udało mi się dostrzec. Dyskretnie mu pomachałam. Żadnej reakcji. Normalka.
-Co u ciebie?
-Nic ciekawego. W tym nowym gimnazjum same nudy-odparłam siadając na łóżku.
-U mnie za to jest bardzo zabawnie, ale bez ciebie to już nie to samo-westchnęła Cyntia.
-Co tym razem zrobiłaś?-Spytałam zaciekawiona.
-W tym semestrze akurat nic, ale w zeszłym się działo -zaczęła opowiadać Cyntia.-Pamiętasz tą nauczycielkę od maty?
-Tą taką wredną?
Moje pytanie było bez sensu. Wszystkie nauczycielki od matematyki w gimnazjum są wredne.
-Tak, tą-odparła Cyntia.-W nocy włamałam się do szkoły i na drzwiach od jej sali napisałam czerwoną farbą wielkie CB. Jej mina była bezcenna.
-Żałuję, że nie robimy już tego razem-odparłam ze smutkiem.-A czemu akurat B? Bo C to Cyntia.
-Był ze mną Braian-odparła Cyntia i w tym momencie zadzwonił jej telefon. Rozmawiała ze trzy, dwie minuty, a gdy skończyła rozmawiać powiedziała, że musi już iść. Tak, więc pożegnałyśmy się, a ona obiecała, że jeszcze mnie odwiedzi.
Znowu położyłam się na łóżku. Jednak ponownie nie mogłam nawet zasnąć, bo w moim pokoju pojawił się Aker. Nie wyglądał na szczęśliwego. Znowu miał podkrążone oczy. To zły znak. Szybko zerwałam się z łóżka.
-Musisz nam pomóc-odparł.
Kiwnęłam głową i oboje znikliśmy w chmurnych wrotach.
Szalona dziewczyna
sobota, 4 października 2014
Rozdział czwarty
Leżę na podłodze. Zemdlałam. Zabrakło mi powietrza aby wydostać się z pożaru, który pojawił się nie wiadomo skąd. Czy komuś w ogóle udało się wydostać?
Powoli odzyskuje przytomność. Słyszę jakieś stłumione dźwięki. Próbuję otworzyć oczy. To na nic. Nie dam rady. Są zbyt ciężkie.
-Dasz radę Amando-słyszę głos. Jest w mojej głowie.
-Nie mogę-odpowiadam całkiem żywo jak na swój stan.
-Znajdź siłę.
Próbuję poruszyć głową. Chyba się udaje, ponieważ czuję silny ból.
-Mamy ją pod stałą obserwacją-słyszę już coraz wyraźniej. Teraz muszę tylko otworzyć oczy.
Powoli podnoszę powieki. Wydają się bardzo ciężkie. Uderza mnie bardzo jasne światło. Widzę biały sufit, a obok mnie stoi jakąś maszyna.
-Hej-słyszę nagle czyjś głos i od razu go rozpoznaję. David.
-Hej-nawet to proste słowo sprawia mi lekki ból.
-Pytanie jak się czujesz jest chyba nie potrzebne, co? Jak uważasz?-Uśmiecha się i pochyla się bliżej mojej twarzy. Ja również się uśmiecham.
-Jesteś samolubny-pryskam.-Zawsze myślisz tylko o sobie.
David wybucha śmiechem. Lubimy się tak kłócić. To całkiem niezła zabawa.
-Ja samolubny?-Pyta i krzyżuje ręce na piersi.
Uwielbiam go. Zawsze mogę na niego liczyć. Nigdy też mnie nie wydał.Dzięki niemu mogę zapomnieć o wszystkich swoich problemach, ale życie to nie bajka. Czas wracać do rzeczywistości i zadać pytanie, które może nie mieć dobrej odpowiedzi.
-Co z moimi rodzicami?-Pytam i uważnie obserwuję jego twarz. Dobrze wiem kiedy kłamie. David chwilę się zastanawia nad odpowiedzią. To zły znak. Gdzie w ogóle podział się Aker. Powinien tu być. W końcu to mój anioł stróż.
-Wszystko z nimi dobrze. Udało im się uciec-odpowiada po chwili. Co za ulga.
-Ale z Cristal jest gorzej. Kiedy uciekała spadła na nią belka. Ma połamane żebra i wstrząśnienie mózgu.
To nie może być prawda. To nie jest prawda. To tylko jakiś koszmar. Cristal. Ta wredna kuzynka, której tak bardzo nie lubię ma wstrząśnienie mózgu. To tylko zły sen. Zaraz się obudzę i znowu będziemy się kłócić. Przełykam śline i zadaje kolejne pytanie.
-Jak doszło do pożaru?
-Policja cały czas sprawdza co się stało-odpowiada, choć ja, on i Aker dobrze wiemy skąd ten pożar.
W tym momencie pojawia się mój wspaniały stróż. Jest przygnębiony. Oczy ma zaczerwienione co u aniołów rzadko się zdarza.
-Musisz odpocząć-mówi David i wstaje z krzesła.
-Dzięki, że przyszedłeś-odpowiadam zanim zdąży jeszcze wyjść z sali.
Podnoszę wzrok na biały sufit i zaczynam się w niego wpatrywać. Nawet nie zauważam kiedy Aker zajmuje dawne miejsce Davida.
Przez dłuższą chwilę nic nie mówi. Obydwoje spędzamy kolejne minuty w milczeniu. Każde z nas boi się przerwać tą ciszę.
-Będzie żyć-w końcu mówi mój anioł. Patrzę na niego pytającym wzrokiem. Dziś już nie myślę.
-Cristal-dodaje po chwili.
-Skąd wiesz?
-Jestem aniołem-odpowiada i się uśmiecha.-Zapomniałaś?
Ja również się uśmiecham i znowu wpatruję się w śnieżno biały sufit i zastanawiam się czy mogę życie jest warte tego wszystkiego. Nasza trójka dobrze wie skąd wziął się tak nagle ten pożar. Wywołała go ta sama osoba, która odkryła chmurne wrota i dobrze wie, gdzie mnie znaleźć.
To jest wojna. Wojna, w której nikt oprócz aniołów nie powinien ucierpieć, a na pewno nie Cristal.
To wojna, którą podejmę. To wojna pomiędzy życiem a śmiercią.
Szalona dziewczyna
Rozdział trzeci
-Znowu zostawili mnie samą-westchnęłam i rzuciłam się na łóżko.
Z salonu nadal dochodziły śmiechy i rozmowy. Usiadłam przy biurku z pomysłem odrobienia lekcji. Na próżno. Nigdy nie odrabiałam lekcji i nie miałam zamiaru tego zmieniać. Zawsze byłam dzieckiem, które lubiło sprawiać problemy. Chodziłam do czterech różnych podstawówek, bo z każdej mnie wywalali. Z gimnazjum jest podobnie. To już moje drugie. Z tamtego zostałam wydalona, ponieważ w nocy włamałam się do szkoły. Dla zabawy.
Nagle usłyszałam dźwięk swojej komórki. To David.
-Hej-rzuciłam, gdy tylko odebrałam.
-Hej. Co u ciebie?-Usłyszałam w odpowiedzi.
-Oprócz tego, że w salonie mam potwora, i że anioły mają problem to chyba dobrze. A co tam u ciebie? Jak twoja siostra? Nadal...-Nie dokończyłam, bo David mi przerwał.
-Nadal się tnie?-Westchnął.-Tak. Próbowałem z nią rozmawiać, ale ona nie chce.
-Może ja z nią pogadam-zaproponowałam, choć wiedziałam, że to nie najlepszy pomysł. Ellie nigdy mnie nie lubiła i nie mogła uwierzyć jak David może się ze mną przyjaźnić.
-To nie jest dobry pomysł-odparł i w tym momencie pojawił się Aker.
Dałam mu znak ręką, by poczekał. Kiwnął głową.
-Coś wymyślimy. Obiecuję-odparła. Wiedziałam, że to go nie przekona i dalej będzie się martwił. W końcu tu chodzi o jego siostrę.
-Wiem, że ona przestanie. Pytanie tylko kiedy-odparł.-Do jutra Am.
-Do jutra-odparłam i się rozłączyłam.
Aker siedział na moim łóżku i się mi przyglądał.
-Co znowu?-Spytałam.-Co znowu zrobiłam?
-Nic-odparł mój anioł stróż.
Nagle usłyszałam krzyki dochodzące z salonu. Szybko ruszyłam w stronę drzwi od mojego pokoju.
Otwierając je uderzył mnie kłęb czarnego dymu. Czarna sadza rozpoczęła gromadzić się moim pokoju. Zaczęłam się dusić. Nic nie widziałam.
"Muszę się stąd wydostać"-pomyślałam i ruszyłam przed siebie, cały czas się dusząc i potykając się na każdym stopniu schodów.
-Amanda!!!-usłyszałam krzyk, jednak nie mogłam go rozpoznać.
-Amanda-znowu ten sam głos.
W kłębie czarnego dymu zaczyna mi braknąć powietrza.
-Idź prosto Amando-powiedział Aker.
-Nie mogę-odparłam. I teraz znowu pomyślałam, że to jednak szkoda, że anioł nie może się dotknąć. Takie przepisy. A zresztą anioł jest duchem, więc...
-Idź prosto-rozkazał anioł.
Braknie mi powietrza.
Duszę się.
To koniec.
Koniec wszystkiego.
Nie sądziłam, że nadejdzie tak szybko.
-Nie mogę...-odparłam i upadłam na podłogę.
Szalona dziewczyna
czwartek, 2 października 2014
Rozdział drugi
-Chciała spalić swoje akta szkolne-odparła anioł coraz bardziej zażenowany całą sprawą.
-Muszę z nią porozmawiać-powiedziałam i ruszyłam w stronę Sam.
Stała oparta o parapet i obserwowała ludzi za oknem.
-Co ty tam robiłaś?!-Spytała oburzona. Cała ona.
-Miałam coś do załatwienia-odparłam i niechętnie się uśmiechnięłam. Jej anioł stróż też już zdąrzył do nas dołączyć.
-Amanda...-zaczęła niepewnie, ale ja jej przerwałam.
-Nie pomogę ci-i odeszłam.
Gdy znalazłam się już na dziedzińcu szkolnym usłyszałam bardzo znajomy mi głos.
-Jesteś bardzo niepoprawna.
-A ty jesteś bardzo wkurzający-odparłam i spojrzałam na swojego anioła stróża i znowu pomyślałam, że trafił mi się wyjątkowo przystojny. Chłopak w moim wieku, ciemne włosy i błękitne oczy.
-Czemu jej nie pomożesz?
-Na prawdę? Sam dobrze wiesz. Prześladuje mnie od podstawówki. Raz na wycieczce przywiązała moją nogę do sznurka i spuściła mnie do studni. Oczywiście nie poniosła konsekwencji, bo jej tatuś przekazał na rzecz szkoły pokaźną sumę pieniędzy. Innym razem zamknęła mnie w szkolnej toalecie. Moje krzyki usłyszała dopiero woźna, po trzeciej lekcyjnej. Więcej przykładów? - Spytałam, patrząc czy nikt mnie nie widzi.
-Nie możesz tak postępować. To źle się skończy. Jakbyś z nią szczerze porozmawiała, może wszystko między wami by się wyjaśniło.
Ironicznie westchnęłam.
-To się źle skończy, bla, bla, bla.
Powolnym krokiem opuściliśmy szkolny dziedziniec i zblirzaliśmy się na przystanek autobusowy.
-Ciężka jest z tobą ta moja praca-odparł mój anioł, zwieszając głowę.
-Ale to lubisz-powiedziałam wyprzedzając go.
Uśmiechnął się. Lubi mnie, a ja lubię jego.
Po kilku minutach siedzenia na przystanku, dostrzegłam w oddali jadący autobus.
Od razu zajęłam swoje ulubione miejsce od okna, a mój stróż usiadł obok mnie. Przez chwilę patrzyłam na okno, a potem przeniosłam wzrok na mojego anioła. Patrzył na mnie spojrzeniem, które było mi bardzo znane. Przygryzłam dolną wargę i potrząsnęłam głową. Zrozumiał i rozpłynął się w powietrzu zostawiając mnie w obecności ludzi i ich aniołów stróży.
Do domu dojechałam po czterdziestu pięciu minutach.
Na progu domu przywitał mnie zapach pieczonego ciasta.
"Coś musiało się stać. Mama nigdy nie piekła ciasta."-pomyślałam.
Powolnym krokiem przeszłam przez korytarz mijając anioła należącego do mojej mamy. Nagle z salonu dobiegły mnie śmiechy. Gdy tylko zobaczyłam kto siedzi na kanapie, zaniemówiłam.
-Witaj Amando-odparła moja kuzynka. Kuzynka, której nikt nie lubi, nawet jej stróż.
-Hej Cristal-to imię idealnie do niej pasuje. Doskonała cera, idealne włosy, świetnie pasujące oczy.
-Hej Am-dobiegł mnie głos dochodzący zza kanapy. To Tod. Anioł stróż Cristal. Dość wysoki blondyn.
Delikatnie mu pomachałam. Lubiłam go. Był znacznie lepszy niż moja kuzynka.
-Pójdę do pokoju-odparłam, dając znak Todowi, aby szedł za mną.
Nikt nawet mi nie odpowiedział. Wszyscy byli pochłonięci rozmową z moją doskonałą kuzynką.
Szybkim krokiem wyszłam z salonu i ruszyłam do swojego pokoju, który mieścił się w piwnicy.
-Co u ciebie?-Zapytałam, gdy znależliśmy się w moim pokoju.
Nie odpowiedział. Coś go gryzło.
-Anioły mają problem-odparł po chwili.
-Co się dzieje?
-Mamy intruza. Ktoś odkrył nasze chmurne wrota i wkradł się do naszej krainy.
-I co w związku z tym? Jest was kilka miliardów.- Odparłam, lekko zdziwiona powagą sytuacji.
-Masz rację. Jest nas ogromna ilość, ale odnalezienie jednego człowieka w całym Aprilfall może zająć masę czasu, a szanse, że rzeczywiście go znajdziemy są znikome. Natomiast on w tym samym czasie wyniesie wiele informacji z naszego świata. Nie możemy do tego dopuścić.
W tym momencie pojawił się mój anioł-Aker.
-Tod idziemy-odparł gniewnie.
-Nie-wykrzyknęłam. ale oni zdążyli już rozpłynąć się w powietrzu, zostawiając mnie pełną obaw.
Szalona dziewczyna
Subskrybuj:
Posty (Atom)